Z Marcinem Przeciszewskim, prezesem Katolickiej Agencji Informacyjnej rozmawia Krzysztof Ogiolda.
2 kwietnia przypada dziesiąta rocznica śmierci Jana Pawła II. Ze względu na stan wiary i religijności w Polsce powinniśmy ją obchodzić radośnie czy raczej na smutno?
Myślę, że niczyjej rocznicy śmierci nie obchodzi się na wesoło. Zresztą Kościół szczególnych obchodów tej rocznicy nie przewiduje. Po kanonizacji liturgiczne święto św. Jana Pawła II wypada 22 października. Co nie znaczy, że w rocznicę 2 kwietnia w różnych miejscach nie odbędą się z myślą o papieżu czuwania, wystawy czy biegi.
Rocznica sprzyja refleksjom, nie zawsze wesołym. Papież, zaczynając w 1978 r pontyfikat, mówił do młodzieży: Jesteście nadzieją Kościoła, jesteście moją nadzieją. W jednej z opolskich parafii w czasie rekolekcji wielkopostnych naliczyłem na spotkaniu dla młodzieży ledwo kilkanaście osób. Mało tej nadziei.
Nadziei mamy dużo. W skali całej Polski setki tysięcy młodych ludzi bardzo aktywnie szykują się do Światowych Dni Młodzieży i do spotkania z Franciszkiem w Krakowie.
Setki tysięcy w skali całej Polski to są grupy zaangażowanych młodych chrześcijan - kościelne "pierwsze skrzypce". Ale w każdą niedzielę widać, że ludzi kościołach ubywa, a młodych najwięcej. Mówiliśmy o pokoleniu JPII, a właśnie przekaz wartości do młodych zerwał się pierwszy.
W mojej parafii angażują się np. harcerze. Nie zaliczyłbym ich wszystkich do kościelnej elity. Po drugie, to, że ktoś od Kościoła odchodzi, świadczy także o tym człowieku i jego środowisku, nie tylko o Kościele. Wreszcie, ubywanie ludzi w kościołach opisują statystyki. W roku śmierci Jana Pawła II w każdą niedzielę chodziło w Polsce na mszę św. 42 proc. ludzi. Według ostatniego liczenia wiernych było ich 39,5 proc. W ciągu dekady systematycznie praktykujących ubyło tylko 2,5 procent.
I to jest miarą tego, jak daleko odeszliśmy od Karola Wojtyły - człowieka modlitwy i więzi z Bogiem, jak się musimy pocieszać, że "tylko" 60 proc. Polaków nie chodzi w niedzielę do kościoła.
To nie jest powód do radości, ale przy tak potężnych wpływach sekularyzacyjnych, jakie dziś odczuwamy w kulturze masowej, Polska i tak jest w Europie ostoją religijności. Co nie znaczy, że nie ma w Kościele zjawisk negatywnych. Papież Franciszek przypomina na okrągło, że musimy się reformować, jeśli chcemy dać wiarygodne świadectwo światu. Skoro większość Polaków już co niedziela do kościoła nie chodzi, choć wyrosła w religijnej tradycji, to pokazuje, że jako Kościół w Polsce potrzebujemy nowej ewangelizacji.
Czyli w praktyce czego?
Wyjścia z ofertą Kościoła, ale przede wszystkim ze świadectwem prawdziwie chrześcijańskiego życia do ludzi, którzy wyrośli w Kościele, ale utracili z nim więź. Trzeba przy okazji rocznicy śmierci papieża mówić, że Polska jest krajem misyjnym. I pamiętać, że sam wykład nie wystarczy. Potrzebne jest świadectwo życia. Bierzmy przykład z Jana Pawła II, który był fantastycznym świadkiem wiary. To zadanie dla papieża i biskupów, ale też dla pana i dla mnie. Nie po to mamy św. Jana Pawła II, żeby wieszać jego obraz na ścianie, tylko by naśladować jego życie.
Problem mają i wierni, i pasterze. Jan Paweł II był przez tyle lat autorytetem, że dziś Episkopat Polski nie jest w stanie innego autorytetu wyłonić.
On sam mówił na Zaspie w 1987 r.: Mówię o was i mówię za was. Miał świadomość autorytetu. Był jednym z najwybitniejszych Polaków w całym tysiącleciu. Nic dziwnego, że drugiego Karola Wojtyły nie mamy.
Nie mamy kogoś wystarczająco wyrazistego, by przynajmniej wszyscy biskupi w Polsce byliby gotowi się z nim liczyć.
Brakuje niekwestionowanego autorytetu kościelnego. Obecny czas nie sprzyja kształtowaniu wybitnych osobowości. W polityce jest podobnie. Nie mamy Wojtyły i Wyszyńskiego, ale Piłsudskiego też nie. Po drugie, pewne formy zarządzania w Kościele po soborze nie sprzyjają osobowościom. Kardynał Wyszyński obok mądrości i charyzmy miał też pełnomocnictwa papieża dające absolutną władzę. Trudno ją zdobyć przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Polski, który realnej władzy nie ma, tylko koordynuje obrady. To wymaga pilnej reformy.
Papież w 1987 na Zaspie mówił, że solidarność to znaczy "jeden drugiego brzemiona noście" i nigdy jeden przeciw drugiemu. Polskich polityków tam nie było albo zakopali te słowa głęboko.
W Polsce stało się coś złego. Nasza wspólnota narodowa gdzieś się rozsypała. Nie pamiętam, by podziały były kiedykolwiek tak ostre jak dziś. Jan Paweł II był zwornikiem nie tylko życia kościelnego, ale i społecznego. Za jego życia brutalizacja polityki nie była tak wielka jak dzisiaj. Obecność ogólnie szanowanego Polaka w Rzymie hamowała też brutalną krytykę Kościoła. Niektóre niekorzystne zjawiska miały miejsce już za jego życia. Ostre nurty antykościelne ujawniły się dopiero po jego śmierci.
Krzysztof Ogiolda