Praca animatora to szczery uśmiech i energia, którą trzeba zarażać wczasowiczów, nawet jeśli żar leje się z nieba.
Skierniewiczanka Aleksandra Wodzyńska wykłada na Uniwersytecie Łódzkim oraz pracuje dla jednego z największych biur podróży. Od pięciu lat szkoli „animatorów czasu wolnego”. Kogo szuka?
- Ludzi z uśmiechem i energią - jeśli ktoś wchodzi ze skwaszoną miną, to wiem, że się nie nadaje - mówi Ola. - Ludzie nie muszą mieć doświadczenia i wiedzy, wszystkiego ich nauczymy. Ważne, jacy są.
Rekrutacja to egzamin z języka obcego, który należy mieć opanowany na poziomie komunikatywnym oraz pięć minut sprawdzianu praktycznych umiejętności animowania. Żeby nie było tak łatwo, animować trzeba grupę konkurentów, którzy także starają się o miejsce.
- Wtedy jesteśmy w stanie stwierdzić, czy dana osoba ma siłę, żeby pociągnąć za sobą ludzi - mówi Ola Wodzyńska.
Wybrani przechodzą tygodniowe szkolenie za granicą. Jeśli ktoś jeszcze się nie zorientował, teraz się przekona, że to nie jest lekka praca.
- Zaczynałyśmy o godzinie 10 stretchingiem przy hotelowym basenie - opowiada 23-letnia Iwona Dębska ze Skierniewic, która w wakacje pracowała jako animatorka w greckim hotelu. - Dwie i pół godziny aktywności, później obiad i czas na regeneracyjną drzemkę.
Od godziny 15 animatorki znów z uśmiechem i w pełnej gotowości bawiły się z dziećmi i organizowały zajęcia dla dorosłych. Wieczorem karaoke czy wieczorne show. Czas dla siebie zaczynał się po godzinie 22.
- To bardzo trudna praca wymagająca pełnego zaangażowania. Nie wymagamy super sprawności fizycznej, ale nie każdy da radę prowadzić zajęcia fitnessowe w upale - mówi Ola Wodzyńska.
Animatorzy wyjeżdżają parami. Dzielą się pracą, jedna osoba lepiej czuje się w układach tanecznych, inna lepiej animuje dzieci. Zapotrzebowanie na nich rośnie rośnie. - Z roku na rok mamy o 10 hoteli animacyjnych więcej - mówi Ola.
Początkujący animator zarobi ok. 2 tys. zł miesięcznie. Sezon trwa od 10 czerwca do 20 września. Na co należy zwrócić uwagę?
- Najbardziej bezpieczną formą jest zatrudnienie się za pośrednictwem biura podróży - mówi Ola Wodzyńska. - Wtedy pracownik ma zapewnione noclegi i wyżywienie, a nawet ubranie. Najważniejsze, żeby nie podpisywać umowy w języku, którego się nie rozumie.
Animatorzy cierpią na tzw. chorobę destynacyjną. - Wracasz we wrześniu i mówisz, że nigdy więcej. W listopadzie zastanawiasz się, co robisz w Polsce. A w grudniu zaczynasz pakować walizki... - mówi jedna z animatorek.
Co daje taka praca?
- Młodzi ludzie nabywają szereg umiejętności. Są mądrzejsi, bardziej otwarci i pewni siebie. Praca animatora to bardzo dobry wpis w CV. Pracodawca wie, że to człowiek, który poradzi sobie ze stresem i nową sytuacją - tłumaczy szkoleniowiec.
Najtrudniejszy w pracy jest wyjazd na trzy miesiące. Wtedy pierwszy raz w życiu młodzi ludzie zostawiają na tak długo rodziców, pupila, chłopaka. Do tego praca z ludźmi nie zawsze jest przyjemna, niektórzy turyści skutecznie uprzykrzają animatorom życie.
Iwona Dębska przyglądała się pracy animatorów z perspektywy turystki i szczerze im zazdrościła. Kiedy usłyszała o rekrutacji, postanowiła wziąć w niej udział. Już etap szkoleń był dla niej przyjemnością. - To czas spędzony z fantastycznymi ludźmi i jeśli kogoś to kręci, to się na pewno nie zmęczy - mówi.
Skierniewiczanka pracowała i mieszkała z o dwa lata młodszą Eweliną, studentką tańca. Już pierwszego dnia dziewczyny założyły, że muszą żyć ze sobą w zgodzie i plan został wykonany. Przyjaźń przetrwała, dziś wspólnie wynajmują mieszkanie w Łodzi. Iwona przyznaje, że ciężkich chwil nie brakowało.
- W pierwszym miesiącu myślałam sobie: „Boże, co ja tu robię, chcę do domu”. W drugim stwierdziłam, że jednak jest fajne, na tęsknotę też nie ma czasu, bo dużo pracuję. W trzecim miesiącu wzmogła się tęsknota za domem, ale kiedy nieubłaganie zbliżał się czas wyjazdu, miałam coraz mniejszą ochotę na powrót - przyznaje Iwona. - W większości turyści byli sympatyczni i chciało się z nimi spędzać każdą wolną chwilę.
Dziewczyny mieszkały w hotelu razem z gośćmi, więc tak naprawdę były do ich dyspozycji przez cały czas. Co w przypadku tych mniej życzliwych? - Jeśli się nie damy złym emocjom, to wszystko się uda. Teraz wiem, że z każdą sytuacją sobie poradzę - uśmiecha się Iwona.
- Plakietka z nazwą biura podróży to dla turysty wstęp do roszczeniowości - tłumaczy Krzysztof Sikorski, kiedyś animator, dziś rezydent w greckim Zakynthos. - Skoro zapłacili za zorganizowane wakacje, to mają one wyglądać dokładnie tak, jak w katalogu. Za mały pokój, nie ten widok, czegoś brakuje - z tymi uwagami idą prosto... do animatora.
Sezon szkoleń dla animatorów właśnie się rozpoczyna. Iwona planuje wrócić do Grecji. Tym bardziej, że z ubiegłorocznego wyjazdu wróciła z miłością. Z wzajemnością pokochała Greka...