Archiwum X. Łódzcy policjanci po latach wracają do niewyjaśnionych spraw

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Gałasiński
Agnieszka Jasińska

Archiwum X. Łódzcy policjanci po latach wracają do niewyjaśnionych spraw

Agnieszka Jasińska

Małgosia nie żyje od ośmiu lat. Według skierniewickich prokuratorów kobieta miała popełnić samobójstwo. Niedawno do tej sprawy wrócili policjanci z łódzkiego Archiwum X. Pojawiły się wątpliwości, że Małgosia mogła zostać zamordowana. W taką wersję przez lata wierzyli rodzice dziewczyny, ale nikt nie chciał ich słuchać.

Archiwum X to sprawy, których nie udało się rozwiązać. Policjanci wracają do nich po latach. Archiwum X tworzą przede wszystkim doświadczeni, emerytowani funkcjonariusze. Policjanci analizują akta postępowań, które zostały umorzone. Ponownie weryfikują wersje zdarzeń, które zostały odrzucone lub niesprawdzone do końca. Analizują stare dowody z wykorzystaniem najnowszych technik.

Otruła się trzy miesiące po ślubie? A może ktoś jej w tym pomógł?

Małgosia pochodziła z małej miejscowości koło Skierniewic. Była piękną, radosną kobietą. Wyszła za mąż, obroniła doktorat, miała dobrą pracę w Warszawie i własne upragnione mieszkanie. Przeprowadziła się do Skierniewic. Tragedia rozegrała się trzy miesiące po jej ślubie, w grudniu 2007 roku. Małgosia miała wtedy 29 lat.

- Przez jakiś czas był zakaz sądowy interesowania się tą sprawą i informowania o niej - mówi młodszy inspektor Witold Molga z Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Policja znalazła Małgosię martwą w mieszkaniu. To był szok dla wszystkich. Zawartość cyjanku we krwi znacząco przekraczała śmiertelną dawkę.

Wcześniej nic nie zwiastowało tragedii. Matka wspominała, że w dniu śmierci córka do niej dzwoniła. Małgosia mówiła, że jest na zakupach i zaraz wraca do domu gotować obiad. Miała czekać na męża, który powinien wrócić z Żyrardowa. Budowali tam dom. Córka pochwaliła się matce, że kupiła materiał i że zamierza z niego uszyć coś dla siebie i męża. To była taka normalna rozmowa.
Mąż rzeczywiście wrócił do domu, jednak nie mógł dostać się do środka. Drzwi były zamknięte. Mężczyzna wezwał na pomoc policjantów i strażaków. Funkcjonariusze dostali się do domu przez okno, gdyż nie udało się wyważyć drzwi. Na podłodze, twarzą do dołu, leżała Małgosia. Nie żyła. Biegły sądowy znalazł na jej ciele wiele zadrapań, ran i sińców. Ściana była zabrudzona wymiocinami. Policja nie pozwoliła rodzicom wejść do domu. Zobaczyli córkę przez szparę w drzwiach.

Przyczyna śmierci Małgosi została podana kilka miesięcy później. Wyniki badań wskazywały na zatrucie cyjankiem potasu. Tu zaczęły się kłopoty z dalszymi dowodami. Wyprano już kołdrę, na której leżała Małgosia, a jej ubranie zniszczono.
Rodzice zwracali uwagę na to, że nikt nigdy nie odnalazł w domu trucizny. Zastanawiali się, kto mógł jej podać to świństwo. Podkreślali, że córka nie miała żadnego powodu, by targnąć się na życie.

Prokuratorzy uznali, że kobieta popełniła samobójstwo i umorzyli sprawę. Nie przekonali jednak rodziców Małgosi. Matka i ojciec nie mogli uwierzyć, że 29-letnia świeżo upieczona mężatka mogła popełnić samobójstwo.

Ubezpieczyła się trzy dni przed śmiercią

Według prokuratury do mieszkania nie mógł wejść nikt inny. Zwracano uwagę na to, że klucz był włożony w drzwi wejściowe od strony wewnętrznej. Ojciec chciał, by sprawdzono, czy można tak zatrzasnąć drzwi od zewnątrz, by klucz zostawiony w zamku się przekręcił. Nie posłuchano go, nikt tego nie sprawdził.

Rodzice z wielkim bólem pochowali córkę. Na grobie przyklejone jest zdjęcie uśmiechniętej Małgosi. Obok nazwiska po mężu, wyryto też nazwisko panieńskie. Napisano, że Małgosia zmarła tragicznie.

Rodzice cały czas byli przekonani, że córka nie popełniła samobójstwa. Nie mogli zrozumieć, czemu prokuratura nie wyjaśniła, dlaczego mąż Małgosi przez całe małżeństwo oraz po śmierci kobiety kontaktował się z byłą dziewczyną. Zwracają uwagę, że SMS-y i telefony pomiędzy tą dwójką były nawet o drugiej w nocy. Rodzice wspominali, że dawna narzeczona dwa tygodnie przed jego ślubem odwołała salę, którą młodzi zamówili na wesele. Zwracają uwagę jeszcze na jeden fakt. Ich córka trzy dni przed śmiercią zawarła ubezpieczenie na życie. W polisie uposażyła męża.

Mąż Małgosi nie zgadzał się z zarzutami jej rodziców. Jednak on również był przekonany, że żona nie popełniła samobójstwa. Mówił o tym otwarcie.

Po umorzeniu sprawy przez prokuraturę w Skierniewicach rodzice Małgosi nie dawali za wygraną. Wysłali pisma m.in. do ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i do rzecznika praw obywatelskich. Bez skutku.

- To przez upór ojca policjanci ponownie zajęli się tą historią. Wysłał on do komendanta policji prośbę o ponowne przeanalizowanie sprawy - mówi młodszy inspektor Molga. - Podczas analizy napotykamy na szereg wątpliwości, na przykład nie zostało wyjaśnione, w jaki sposób kobieta weszła w posiadanie trucizny. Cyjanek znalazł się w kapsułkach po lekach, które zażywała.

Matka przez 12 lat szukała syna. On układał sobie życie za granicą

Inspektor Tomasz Józefiak, dyrektor Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej Policji, podkreśla, że przez Archiwa X żaden przestępca nie może spać spokojnie. W każdej chwili mogą znaleźć się dowody albo świadkowie, którzy przyczynią się do rozwiązania zagadek.

- Na wyjaśnienie przez policyjne Archiwa X czeka 167 spraw z całej Polski. Nie we wszystkich przypadkach odnaleziono ciała. Jednak nie zgadzamy się z tezą: nie ma zwłok, nie ma zbrodni - mówi inspektor Józefiak. - Za sprawami zaginięcia osób, głównie nieletnich, stoi tragedia wielu rodzin. Dlatego te sprawy muszą być wyjaśnione. Archiwa X mają ujawniać błędy, popełnione w dochodzeniu, poprawiać je i doprowadzać do skazania sprawców przestępstwa. Warto dodać, że czasami zdarza się, że na policję zgłaszają się sami przestępcy lub świadkowie zdarzenia. Sumienie nie pozwala im normalnie żyć

Oprócz sprawy Małgosi, policjanci z łódzkiego Archiwum X zajmowali się także sprawą mieszkańca Bełchatowa. Mężczyzna zaginął siedem lat temu. Niedawno w Głownie koło Łodzi odnaleziono zwłoki nieznanego mężczyzny. Matka myślała, że to jej syn. Chciała to sprawdzić. Przez lata nie wiedziała, co dzieje się z jej ukochanym dzieckiem.

- Do policjantów zgłosiła się matka zaginionego. Podejrzewała, że to może być ciało jej syna. Była o tym wręcz przekonana. Poprosiła o sprawdzenie zwłok - mówi młodszy inspektor Molga.

Sprawa zaginięcia mężczyzny była już dawno odłożona na półkę. Teraz, po wniosku kobiety, wrócono do niej. - Przeprowadzono badania. Wykazały one jednoznacznie, że kobieta nie może być matką mężczyzny, którego ciało znaleziono - mówi młodszy inspektor Molga. - Jednak przy okazji powrócono do sprawy zaginięcia sprzed lat. Dzięki temu okazało się, że syn kobiety żyje i ma się dobrze. Policjanci ustalili, że kilka miesięcy wcześniej mężczyzna wystąpił we Francji o paszport. Chciał wziąć ślub i potrzebował takiego dokumentu.

Policjanci, analizując sprawę mężczyzny, zwrócili uwagę na przykład na to, że przed zaginięciem wyleczył on wszystkie zęby. Mógł więc planować wyjazd. Ustalili, że potem wstąpił do Legii Cudzoziemskiej. Wszystko wskazuje na to, że świadomie nie chciał utrzymywać kontaktu z rodziną.

Zmasakrowali ciało i porzucili rozczłonkowane w lesie

Dzięki Archiwum X łódzkim policjantom udało się zatrzymać sprawcę brutalnego zabójstwa sprzed 11 lat. W tym przypadku wiedza funkcjonariuszy została wzbogacona przez nowoczesne techniki kryminalistyczne, które pozwoliły wyjaśnić tajemnicze okoliczności zbrodni.

30 stycznia 2000 roku w lesie w okolicach podłódzkiej miejscowości Stróża przypadkowy przechodzień natrafił na rozczłonkowane zwłoki mężczyzny. Wiele wskazywało na to, że ciało zostało tam podrzucone. Identyfikacja wskazała, że był to 41-letni łodzianin, zaginiony kilka dni wcześniej. Mężczyzna mieszkał w Łodzi na Górnej.

Mimo przesłuchań kilkudziesięciu osób i wielu innych działań, podjętych wówczas przez śledczych, zebrany materiał dowodowy okazał się niewystarczający do zatrzymania sprawcy i przedstawienia mu zarzutu. Sprawę umorzono. Jednak nie została zapomniana przez kryminalnych.

W listopadzie 2010 roku policjanci natrafili na informację, dotycząca tej zbrodni. Okazała się ona przełomem. Kolejne tygodnie funkcjonariusze spędzili na ponownej analizie podjętego na nowo śledztwa, prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Łódź-Widzew.
Podczas tej sprawy policjanci weryfikowali wiedzę z pomocą nowoczesnych metod, obejmujących m.in. współczesne możliwości ujawniania, badania i identyfikacji śladów. Ze wsparciem przyszli eksperci z Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Do akt spraw wracają nawet po kilkunastu latach. Na nowo analizują dowody, jeszcze raz sprawdzają różne hipotezy zdarzeń. Praca policjantów z Archiwum X oparta jest na latach doświadczeń.

3 stycznia 2011 roku doszło do zatrzymania pierwszego z podejrzanych - 57-latka. Dzień później kryminalni dotarli do jego 51-letniego wspólnika. Mężczyzna przebywał w areszcie śledczym. Trafił tam za pobicie. Obaj mężczyźni mieli za sobą bogatą przeszłość kryminalną. To byli koledzy zza krat. Poznali się podczas wielu lat spędzonych w zakładach karnych.
Jak wynika z dotychczasowych ustaleń w nocy z 24 na 25 stycznia 2000 roku w mieszkaniu na Górnej mężczyźni dotkliwie pobili ofiarę, a następnie zmasakrowali i zbezcześcili jej zwłoki, porzucając rozczłonkowane w lesie. Dziś już wiadomo, że pokrzywdzony znał swoich oprawców. Chodziło o porachunki osobiste.

- Determinacja policjantów oraz nowe możliwości, jakie daje współczesna kryminalistyka, udowodniły, że mimo upływu lat sprawcy przestępstw nie mogą czuć się bezkarni - podkreśla podinspektor Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Brak zwłok, brak śladów, brak winnego

Łódzkie Archiwum X zajmuje się sprawami, które rozgrywały się od 1992 roku. - Taką granicę czasową przyjęliśmy. Najczęstszą przyczyną umorzeń postępowań jest nieodnalezienie zwłok na miejscu popełnienia zbrodni - tłumaczy młodszy inspektor Molga. - Nie ma śladów i policjanci nie mogą powiązać ofiary z konkretną przyczyną zabójstwa oraz miejscem.

Łódzkie Archiwum X powstało w 2008 roku. Na początku tworzyło go dwóch doświadczonych policjantów. Pierwszą sprawą, jaką się zajęło, była seria sześciu zabójstw homoseksualistów. Zdarzenia miały miejsce na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.

- Policjantom udało się ustalić, że prawdopodobny sprawca po popełnieniu ostatniego morderstwa w 1992 roku zmarł na AIDS. Nie żył też jeden ze świadków, do którego próbowali dotrzeć po latach #- mówi młodszy inspektor Molga.

Dzisiaj łódzki zespół liczy cztery osoby. Jest wśród nich trzech emerytowanych policjantów i jeden funkcjonariusz w służbie czynnej. - Zajmujemy się sprawami z całego województwa - mówi młodszy inspektor Molga.- Prowadziliśmy ich kilkadziesiąt. Podjęcie postępowania jest bardzo trudne. Często brakuje dowodów. Kiedyś na przykład badania wykazywały tylko, czy krew jest ludzka czy zwierzęca. Dziś są one szczegółowe. Jednak dawne dowody zostały zniszczone i nie można ich jeszcze raz sprawdzić.

Gra na czas, żeby zdążyć przed przedawnieniem

Inspektor Józefiak zaznacza, że nawet najlepsze policje świata mają w swoich rejestrach nierozwiązane sprawy. - Najważniejsze, żeby nie zmarnować terminów przedawnień - mówi. Im czyn jest dotkliwszy, tym przedawnienie następuje w późniejszym terminie. Zabójstwo przedawnia się na przykład po 30 latach. W Archiwum X są jednak nie tylko morderstwa. Policjanci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach zatrzymali na przykład sprawcę rozboju sprzed 15 lat. Chodziło o kradzież pieniędzy listonoszowi. Było to 30 tys. zł. Po latach zatrzymany został 41-letni mężczyzna. Udało się rozwiązać sprawę, ponieważ policjanci po raz kolejny przeanalizowali i rozebrali na części pierwsze materiał dowodowy, zabezpieczony w śledztwie. Za rozbój mężczyzna spędzi za kratami 12 lat.

Agnieszka Jasińska

Agnieszka Jasińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.