Awantura o sprzedaż stoisk handlowych na święcie kwiatów
Sprzedaż miejsc handlowych na tegoroczne święto kwiatów ruszyła 1 sierpnia o 6 rano. Pierwszy ze staczy kolejkowych pojawił się z przyczepką kempingową już 10 czerwca...
Prezes miejskiej spółki Nawa przyznaje, że tak zwani stacze kolejkowi przesadzili. Na terenie spółki doszło do awantury.
- Zjechaliśmy z całej Polski, żeby wykupić miejsca na swoje stoiska podczas święta kwiatów, i co? Wchodzi do kantorka pierwsza osoba z listy kolejkowej i wykupuje większość najlepszych miejsc, które potem... odsprzedaje. To jawny przekręt! - piekli się wzburzona Beata Frączak, która zjechała do Skierniewic z Kalisza.
Jubileuszowe, 40. Skierniewickie Święto Kwiatów, Owoców i Warzyw zapowiada się imponująco, a handlowcy wyczuwają, że w tym roku można będzie zarobić w Skierniewicach kokosy. Tradycyjnie już handel usytuowano wzdłuż ulic Konstytucji 3 Maja, Gałeckiego, Żwirki, Reymonta, Wita Stwosza, Zawadzkiego oraz w pasażu im. Antoniego Nurzyńskiego. W sumie wyznaczono ponad 1.200 stoisk. Od lat zajmuje się tym miejska spółka Nawa, a sprzedaż ruszyła 1 sierpnia o 6 rano.
Handlowcy, szczególnie ci zainteresowani stoiskami gastronomicznymi, chcąc zagwarantować sobie jak najlepszy punkt na święcie kwiatów pojawili się co najmniej kilka dni wcześniej, koczując na placu przez siedzibą spółki.
- Trzech z nich koczowało od kilku tygodni, nawet w największe upały. Postawili na naszym terenie przyczepki i tam siedzieli, ale przecież nikt od nich nie będzie brał placowego za to, że czekają w kolejce - mówi Tomasz Przybysz, prezes Nawy.
Nie wszyscy okazali się tak zapobiegliwi, część handlowców dojechała o świcie w dniu sprzedaży. Na społecznej liście kolejkowej byli nawet niedaleko od pierwszych miejsc, ale gdy ruszyła sprzedaż okazało się, że w mig wyprzedano co atrakcyjniejsze stanowiska i to w ilości dużo większej niż wynikało z liczby wpisanych na listę osób.
- Pierwszy z tych staczy kolejkowych pojawił się z przyczepką kempingową już 10 czerwca, na budzie był nawet numer telefonu, żeby można zamówić u niego miejsce na handel. A on te miejsca odsprzedawał po 300 złotych - mówi zirytowany handlowiec, potwierdzają to też inni kolejkowicze, którzy przyjechali z Piaseczna, Bełchatowa, Sochaczewa czy Jaworzna.
- Na liście jest 55 osób, a o 6 rano wszedł pierwszy oraz drugi z listy i wykupili większość najlepszych stoisk. To jest uczciwe?! - wkurza się kolejny z kolejkowiczów i dodaje, że jednemu ze staczy zabrakło nawet gotówki na opłacenie wykupionych stoisk, więc wrócił po pieniądze.
Gdy potem zapłacił i wychodził z neseserkiem, posypały się agresywne okrzyki, drogę torować musiał człowiek z ochrony. Pytany przez reportera „ITS” nie zaprzeczył, że „się obkupił”, ale nie potwierdził, że bierze pieniądze za odsprzedanie miejsc handlowych.
Jak ustaliliśmy, mężczyzna zapłacił ponad 30 tysięcy złotych, kupując na swoją firmę 38 stoisk oraz dodatkowo kilka stoisk dla innych osób.
- No i czego się denerwujecie? Zrobił ludziom dobrze, nie musieli stać w kolejce - stwierdził ze stoickim spokojem jeden z kolejkowiczów.
- Jedna osoba może nawet wejść i wykupić wszystkie miejsca, bo nie mamy limitu - przyznaje prezes Tomasz Przybysz. - Tak było w latach poprzednich, ale teraz faktycznie powstał problem. Ci stacze przesadzili. Dzisiejsza sytuacja pokazała, że limity powinny być. Tak zrobimy od przyszłego roku ze stoiskami gastronomicznymi, będzie maksymalnie po pięć na osobę - zapowiada.
Handlowcy, których pytaliśmy przyznają, że taka propozycja im odpowiada, choć zostanie wprowadzona dopiero za rok. Beata Frączak w tym roku usatysfakcjonowana nie jest, bo nie udało się jej kupić upatrzonego miejsca.
– Mam inne, i to bez prądu – mówi.
W pierwszym dniu sprzedaży w tym roku padł rekord, Nawa zainkasowała około 180 tysięcy złotych. Natomiast od 2 sierpnia, gdy nie było już do wzięcia miejsc najbardziej pożądanych, rozpoczęto sprzedaż telefoniczną i przez Internet.