Beligijka, skierniewicka romanistka
Pani Ida trafiła do Polski idąc za głosem serca. Poznała bowiem Roberta Iwickiego, który miał majątek pod Rawą Mazowiecką.
Ida Lombard-Iwicka (1892-1959), z pochodzenia Belgijka, była nauczycielką kilku pokoleń skierniewiczan w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. B. Prusa w Skierniewicach. Uczyła języka francuskiego.
Urodziła się w Belgii w Erquelinnes, tam ukończyła szkołę średnią, następnie rozpoczęła studia na wydziale filologii francuskiej w Nancy we Francji. Studiów nie ukończyła, ponieważ spotkała Roberta Iwickiego (1892-1947), herbu Kuszaba, (inaczej: Paprzyca, Kuczawa, Bychawa, Rakwicz), polskiego ziemianina z majątku Brzozówka koło Rawy Mazowieckiej. Nazwa majątku pochodziła od nazwiska pierwszego właściciela dworu.
Robert Iwicki był magistrem fizyki i chemii, współwłaścicielem majątku, w którym prowadzone było wzorowe gospodarstwo rybne. Miłość nie wybiera. Ida Lombard przerwała studia i w 1917 r. przyjechała z mężem do Polski.
W latach 20. XX wieku powróciła na studia, ukończyła wydział romanistyki na Uniwersytecie Warszawskim, a po zdaniu brakujących egzaminów na uniwersytecie we Francji, uzyskała dyplom nauczycielski.
Uczyła języka francuskiego w wielu polskich miastach: Tomaszowie Mazowieckim, Lipnie czy Pruszkowie. Razem z mężem pracowała również w Gimnazjum Żeńskim w Zamościu.
Niestety, małżeństwo Idy Lombard-Iwickiej w 1922 r. rozpadło się i pani Ida wraz z trójką dzieci: Stefanią, Janem i Lucyną trafiła do Skierniewic. Tu spędziła prawie połowę swojego życia. Córka Stefania poślubiła skierniewiczanina Kazimierza Antoniego Lustycha (1908-1985).
Ida Iwicka kochała młodzież i zawód nauczycielski wykonywała z zamiłowaniem. Do końca życia miała problemy z językiem polskim „przekręcając” niektóre słowa, rodzaje i przypadki.
Twierdziła zawsze, że „polska języka jest bardzo trudna”. Chwaląc uczennice mówiła: „Moja ucznia dobrze dzisiaj odrobiła lekcja”. Młodzież bawiły powiedzonka nauczycielki typu: „To była bardzo dobra chłopaka” czy nie mogąc wymówić wyrazu pszczoła określała go: „Jest to taki duży much co robi miód”.
Pomimo tej słabości uczniowie darzyli ją szacunkiem i sympatią. Co roku odwiedzała z dziećmi rodzinną Belgię, ale zawsze wracała do Skierniewic przywożąc specjalne urządzenia, u nas wówczas nieznane, do robienia frytek czy gofrów. W Skierniewicach wychowała i wykształciła swoje dzieci.
Była osobą skromną, niewielu mieszkańców wiedziało, że jest utalentowaną malarką, specjalizującą się w martwych naturach i pejzażach oraz hafciarką.
Pracowicie szyła, szydełkowała, robiła na drutach. Uczyła w Skierniewicach przed wojną na zakonspirowanych tajnych kompletach podczas okupacji i po wojnie.
Przez wiele lat udzielała się społecznie, działała w PCK. Świadczą o tym liczne jej odznaczenia m.in. Złoty Krzyż Zasługi.
W 1955 r. została zaproszona przez Radę Państwa, wraz z trzema innymi Belgijkami mieszkającymi w Polsce, na spotkanie z królową belgijską, przebywającą tym czasie w Polsce.
Wówczas powiedziała takie słowa: „Polskę uważam za swoją drugą ojczyznę” i to była niezwykle trafna, płynąca z głębi serca, szczera wypowiedź.
Zmarła w Skierniewicach w 1959 r. w wieku 67 lat. W ostatniej drodze na cmentarz św. Józefa towarzyszyła jej młodzież i liczni mieszkańcy naszego miasta.
Chociaż od śmierci Idy Iwickiej minęło już kilkadziesiąt lat pozostała jak żywa w pamięci swoich uczniów, którzy do tej pory ją wspominają.