Bobrowy kłusownik na celowniku

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Roman Bednarek

Bobrowy kłusownik na celowniku

Roman Bednarek

Czy właściciel działki w gminie Głuchów wytępił wszystkie bobry w okolicy? Sprawą zajęła się policja.

Mieszkaniec Michowic w gminie Głuchów (dane do wiad. red.) od dawna interesował się działalnością swojego sąsiada, który mieszka wprawdzie w Skierniewicach, ale w Michowicach ma posiadłość ze stawem. Mężczyzna zwrócił uwagę na klatki zainstalowane na terenie posesji.

- Znajduje się tam staw, natomiast poza jej granicą jest drugi staw i płynie rzeka Jasienica (w Skierniewicach znana jako Łupia lub Skierniewka - przyp. red.) - relacjonuje nasz rozmówca. - Właściciel posesji najpierw ją ogrodził, a potem w ogrodzeniu pojawiły się klatki, dużo klatek. Jak się później okazało, są to pułapki na zwierzęta - mężczyzna pokazuje zgromadzone przez siebie zdjęcia, wykonane smartfonem.

Zdaniem mieszkańca Michowic wskazany przez niego właściciel posesji postanowił chwytać w swoje pułapki wszystkie zwierzęta, jakie tylko się pojawią w okolicy jego posiadłości.

- Przede wszystkim jednak wpadają w nie bobry, które przemieszczają się pomiędzy zbiornikami wodnymi - podkreśla mieszkaniec. - A przecież zwierzęta te znajdują się pod ścisłą ochroną i każdy zamach na ich życie oraz podstawy bytowania jest ścigany z mocy prawa. Tymczasem właściciel tej działki wkłada do swoich pułapek, które wyposażone są w ruchome podłogi i zapadki, jakieś przynęty zapachowe zwabiające zwierzęta. Wszyscy w okolicy o tym wiedzą i nikogo to nie interesuje - dodaje nasz rozmówca.

Wszystko wskazuje na to, że przynęty te działają skutecznie, bo michowiczanin - jak twierdzi - kilka razy znalazł w pułapce schwytanego bobra, którego natychmiast uwalniał.

- Niewiele to jednak pomogło, bo przed kilku laty było tu mnóstwo bobrów, a teraz nie ma żadnego - mówi. - Zostały tylko opuszczone przez zwierzęta żeremia na stawie przy rzece.

W jakim celu właściciel działki miałby chwytać bobry?

Mieszkaniec Michowic ma swoją teorię na ten temat. Według niego mięso tych zwierząt jest bardzo smaczne, a cenne jest także futro.

- Myślę, że ma swoich odbiorców, bo czasem podjeżdżają na tę działkę samochody na obcych numerach - kwituje.

Czy mięso z bobra rzeczywiście może być przysmakiem kulinarnym? Niektórzy w to powątpiewają.

- Moim zdaniem to mięso nie nadaje się do jedzenia - mówi Mariusz Jaworski, łowczy z Wojskowego Koła Łowieckiego nr 108 Bóbr ze Skierniewic. - Myślę, że ludzie, tępiąc te zwierzęta robią to, ponieważ chcą się pozbyć szkodników.

O tym, że działalność bobrów przynosi szkody, przede wszystkim rolnikom, wiemy wszyscy. Budowane przez nich żeremia pojawiają się nawet w rowach melioracyjnych, powodując zalewanie łąk i pól uprawnych. Kilka lat temu ogromny problem z tego powodu mieli mieszkańcy gminy Nowy Kawęczyn. Przez kilkanaście miesięcy urząd gminy wymieniał korespondencję z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska w Łodzi, starając się o zezwolenie na usunięcie zbudowanych tam przez bobry w rowach żeremi. Zezwolenie wreszcie zostało wydane, tamy zostały usunięte i problem zniknął.

Działalność bobrów odczuwają także sadownicy.

- Widziałem kiedyś sad w dużej części wycięty przez bobry - mówi właściciel gospodarstwa sadowniczego w gminie Kowiesy. - To strata w zasadzie nie do odrobienia, bo kto się zdecyduje na nowe nasadzenia w okolicy, w której grasują bobry? Zwłaszcza, że nic im nie można zrobić, bo są pod ochroną.

Można postarać się o pozwolenie na usunięcie żeremi, ale dla zwykłego człowieka uzyskanie go graniczy z cudem.

- Można też otrzymać odszkodowanie za zniszczenia dokonane przez bobry, wypłacane przez Skarb Państwa - podkreśla Henryk Florczak, rzecznik skierniewickiego okręgu Polskiego Związku Łowieckiego. - Ostatnio kilkakrotnie wzrosła kwota tych odszkodowań w skali całego kraju. O ile kilka lat temu wypłacano 5-6 mln zł rocznie, to w ubiegłym roku ta kwota urosła do prawie 17 mln zł.

Zwielokrotniona kwota odszkodowań świadczy między innymi o tym, że ostatnimi czasy znacznie wzrosła populacja bobrów w Polsce, a więc i więcej szkód zwierzęta te wyrządzają.

Nie przypadkiem zresztą Główny Konserwator Przyrody podpisał z Polskim Związkiem Łowieckim umowę na odstrzelenie 27 tys. bobrów. Umowa została podpisana, ale z jej wykonaniem jest już kłopot.

- Z bobrami nie jest łatwo - mówi Henryk Florczak. - Koledzy ze związku łowieckiego kiedyś już zasadzali się na bobry. Całą noc czatowali i nie oddali nawet jednego strzału, bo żadne zwierzę się nie pokazało. A o świcie znaleźli w pobliżu świeżo ścięte drzewa...

Myśliwy nie wyklucza, że bobry mogą być chwytane dla mięsa.

- Ich mięso jest zjadliwe, ale trzeba umieć je przyrządzić - mówi. - Trudno mi powiedzieć, czy dzisiejsi mistrzowie kuchni to potrafią, ale wiadomo, że umieli je odpowiednio przygotować kucharze sprzed kilkuset lat. Dania z bobra były uważane za delikatesy na dworach pańskich, a nawet królewskich. Zwłaszcza, że bobry były uważane za spokrewnione z rybami, więc ich mięso można było spożywać w dni postu.

W Internecie zresztą można znaleźć staropolskie przepisy na wykwintne dania z mięsa bobra. Niewykluczone zatem, że odrodziła się moda na bobra w sztuce kulinarnej i mieszkaniec Michowic ma rację twierdząc, że kłusujący właściciel sąsiedzkiej posesji łowi te zwierzęta ze względu na mięso.

Michowiczanin zapewnia jednocześnie, że wspomniany mieszkaniec nie gardzi także... psami i kotami, wpadającymi w zastawione pułapki.

- Ludzie mówią, że zabija je i dostarcza na mięso do chińskich restauracji... Tak może być - uważa, ale my uważamy to już za lekką przesadę.

Sprawą z Michowic zainteresowała się skierniewicka policja. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w ubiegłym tygodniu funkcjonariusz skierniewickiej komendy obejrzał dokładnie działkę.

- Było zgłoszenie takiej sprawy i jest ona w toku, wykonywane są czynności wstępne - potwierdza Robert Zwoliński, rzecznik policji w Skierniewicach. - Więcej na ten temat nie mogę powiedzieć.

Zdaniem naszego rozmówcy obecność policjanta na działce spłoszyła kłusownika.

- Poszedłem tam jeszcze raz sprawdzić, co się dzieje, i okazało się, że po tej wizycie posprzątał wszystkie pułapki - mówi. - Pewnie ktoś mu doniósł, że policja była. Ale znalazłem dwa pręty z drutu zbrojeniowego, zaostrzone na końcach, z pozostałościami krwi i sierści zwierzęcej. Pewnie jak zwierzę znalazło się w klatce, to było przekłuwane takim prętem.

Udało nam się skontaktować z mężczyzną, który - według naszego rozmówcy z Michowic - jest właścicielem działki z pułapkami na zwierzęta w ogrodzeniu.

- To nie moja działka, należy do mojej córki - stwierdził podpytywany o obecność klatek. - Czasem tam jeżdżę, żeby porobić jakieś porządki i nic nie wiem o żadnych bobrach i innych zwierzętach.

Obecność policji na działce nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.

- Niech szukają, przecież od tego jest policja. Według mnie nic nie znajdą, bo tam się nic nie dzieje - zapewniał. - To są jakieś pomówienia.

Roman Bednarek

dziennikarz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.