Brama Bombla - jak tu żyć?
Trzy rodziny sprawiają, że życie w bramie jest koszmarem dla kilkudziesięciu pozostałych. Czy można je wykwaterować?
W bramie Bombla przy ul. Sienkiewicza 18 mieszka kilkadziesiąt rodzin. Ich życie to często gehenna. Wystarczyłoby wykwaterować trzy, by niesławne w mieście podwórko zmieniło swoje oblicze, a uczciwie pracującym na chleb ludziom żyło się lepiej. Ale czy komuś na tym zależy?
W nocy balangi, w dzień odsypiają
Opowiada jedna z rodzin, gdzie mąż pracuje, a żona zajmuje się dziećmi (część z nich jest w wieku szkolnym i bardzo dobrze się uczy). Wprowadzili się stosunkowo niedawno, mieszkanie jest duże i zadbane. Wszystko byłoby fajnie, bo życie ich nie rozpieszczało i do zbytnich wygód nie przyzwyczaiło, gdyby nie codzienne, a raczej conocne hałasy, krzyki, wyzwiska, wycia psów, awantury, balangi, libacje alkoholowe i bijatyki. - Głośna muzyka dudni czasem pół nocy, więc ciągle jesteśmy niewyspani. Szkoda mi zwłaszcza mojego męża, który raniutko musi wstawać do pracy - mówi żona. - On wstaje, a towarzystwo w dzień odsypia.
Najsłynniejsza to tzw. zielona klatka. Sprzątaczka z Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej powinna otrzymywać dodatek za pracę w warunkach szkodliwych dla zdrowia: fekalia (także po domowych pupilach), rzygowiny, nie mówiąc o butelkach, petach i innych śmiechach to jej codzienność.
Wśród tych trzech niesławnych rodzin jest matka, która ma kilkanaścioro dzieci. Dzieci w większości są dorosłe. Córki jakoś sobie radzą w życiu i próbują je ułożyć, ale synowie...
- Jak ich matka nie chce wpuścić nocą do mieszkania, to wchodzą oknem, czemu towarzyszą krzyki i wyzwiska - mówi zgnębiona lokatorka. - O tym, czym się ci synowie zajmują, nie chcę nawet mówić...
Druga rodzina również jest wielce problematyczna, niedawno przeprowadzono ją z innego budynku. Dawni sąsiedzi odetchnęli z ulgą, ci z bramy Bombla mają za swoje.
- Jeden z synów terroryzuje całą rodzinę - dodają sąsiedzi. - Ostatnio na przykład rozpylił, chyba z nudów, gaz pieprzowy na klatce. Nie uczy się, zaczepia ludzi, potrafi być agresywny.
Trzecia rodzina to matka i jej niezliczona ilość konkubentów. Każde z kolejno narodzonych dzieci było jej odbierane, chowane w rodzinach zastępczych i domach dziecka - ale po osiągnięciu pełnoletności niektóre wracają do rodzicielki, bo geny okazują się silniejsze niż trud wychowania.
I znowu balangi do białego rana.
Codzienność w bramie Bombla? Dwóch szwagrów goni się z nożami; komuś potrzeba kasy więc wychodzi z bramy, skubie jakiegoś przechodnia, bo potem widać, jak wyjmuje z portfela pieniądze, a portfel wyrzuca; już od wieczora piją przy komórkach - jak przyjeżdża patrol policji czy straży miejskiej, to chowają butelki za siebie, a ich twarze mówią, że przecież nic złego się nie dzieje. Śmieci wyrzucają przez okno, czasem psa przywiążą do drzewa na cały dzień, bo nie chce im się na spacer ze zwierzakiem wychodzić. Śmierdzi, dla zabawy potrafią poręcze czy klamki wysmarować plwocinami. Mażą lamperie, więc nawet jak ZGM proponuje za darmo farby, to nie ma sensu nic robić, bo za chwilę jest to samo.
- Chcieliśmy, żeby ZGM wyremontował budynki albo założył centralne ogrzewanie, ale mówią, że się nie opłaca, bo ludzie tu nie płacą - mówi kobieta.
Brama Bombla jest zadłużona w ZGM na około 400 tysięcy złotych; prezes twierdzi, że nie płaci 80 procent lokatorów. Głównie z tytułu długów mają oni orzeczone sądownie wyroki o eksmisję - wspomniane trzy rodziny również (choć jedna dług spłaciła i ma przywrócone prawa do zajmowanego lokalu). Tylko, że wyrok nic nie zmienia. Na biurku prezesa ZGM leży takich wyroków ze 170. Wykonać się ich nie da z uwagi na brak lokali socjalnych, do których „problematyczni” mogliby być wykwaterowani. Dalej więc mogą, w zasadzie bezkarnie, urządzać nocne balangi.
Kontenery jak bumerang lekiem na całe zło?
Czy rozwiązaniem nie byłyby kontenery, do których uciążliwi lokatorzy mogliby być przeniesieni? Nie tylko poprawiłoby to humor ich sąsiadom, nie tylko zyskałaby dzielnica, ale też ZGM mógłby w miarę spokojnie podejmować decyzje o ewentualnych remontach i inwestycjach. Oszczędności jak na dłoni.
- Jestem przeciwna stygmatyzowaniu gettem socjalnym, to niedorzeczność - uważa jednak Janina Wawrzyniak, dyrektor skierniewickiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Zgromadzenie ludzi z wieloma problemami w jednym miejscu rodzi dla służb kłopot nie do ogarnięcia. Wpływ normalnych sąsiadów na ludzi tego pokroju działa zawsze pozytywnie, nawet jeśli w stopniu minimalnym.
Przykładem może być oddany kilka lat temu blok komunalny przy ulicy Sobieskiego, gdzie też wszystko jest powyrywane, zniszczone, pomazane.
- Zresztą nie chodzi tylko o bramę Bombla, bo podobnych rodzin jest więcej, choćby na ulicy Batorego, przy Sienkiewicza czy Mickiewicza, choć pod tym ostatnim adresem jest już nieco spokojniej - dodaje dyrektor Wawrzyniak. - Ich też należałoby wysiedlić? Z własnego doświadczenia mogę podać pozytywne przykłady, gdzie przy naszej pomocy kobiety, bo to one lepiej sobie w życiu radzą, wychodzą z tych trudnych środowisk na prostą. Jest im niesłychanie ciężko, ale starają się. Może właśnie pozytywny przykład zaradnej i normalnej sąsiadki miał znaczenie?
Ale już Tadeusz Rudzik, prezes Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, kontenerom nie jest przeciwny. Jakiś czas temu odwiedził Żory, gdzie tamtejszy burmistrz całą problematyczną biedotę wyprowadził za miasto budując im osiedle złożone właśnie z kontenerów. Lokale składają się z pokoju z aneksem kuchennym, niektóre z dodatkowym pokojem. Każde posiada łazienkę z wc, prysznicem i umywalką. Aneks kuchenny to zlewozmywak z szafką, bojler elektryczny, kuchenka elektryczna do gotowania. W każdym mieszkaniu jest instalacja centralnego ogrzewania i elektryczna dostosowana do urządzeń.
- Warunki mają tam lepsze niż nasze rodziny na Rawskiej czy Batorego, gdzie w mieszkaniach jest wilgoć - mówi prezes. - Podobnie postąpił burmistrz Grójca, tam ludzi wyprowadzono 6 kilometrów za miasto, w szczere pola, gdzie łany zbóż ich z rana witają.
Czy u nas można byłoby przeprowadzić podobną akcję? - Nie sądzę - mówi prezes. - Na trzech radnych dwóch powiedziałoby, że tych ludzi trzeba cywilizować, a nie piętnować, jakby wyprowadzka ich poza miasto była piętnowaniem.
Tyle, że radni nie mają takiego sąsiedztwa, a kogo nie boli, temu powoli.
Pomożecie? Owszem
Prezes podkreśla, że nie zostawi lokatorów bramy Bombla samych sobie. Mają do niego pisać pisma w sprawie uciążliwego sąsiedztwa oraz przychodzić osobiście.
- Nie interweniowałem do tej pory w stosunki międzysąsiedzkie w bramie Bombla, bo nie miałem żadnych sygnałów - mówi. - A ja muszę mieć jakąś podkładkę. Wiem, że niektórzy obawiają się, że ich dane osobowe zostaną ujawnione - nie ma takiej możliwości. Mnie obowiązuje tajemnica służbowa. Wspólnie będziemy się zastanawiać, jak zaradzić temu problemowi, bo że jest to problem, to fakt bezsporny - dodaje Tadeusz Rudzik.