Brudno, hałaśliwie i wulgarnie czyli na rzece Rawce jak na Marszałkowskiej
Gdy zaczyna się sezon - a ten z uwagi na zmianę klimatu jest coraz dłuższy - rzeka Rawka staje się areną konfliktu dwóch grup, których interesy wzajemnie się wykluczają: wędkarzy oraz kajakarzy. Jedni i drudzy prosili nas o interwencję. Po zgłębieniu tematu okazało się, że problem jest znacznie poważniejszy.
Zaczniemy jednak od skonfliktowanych stron. Wszyscy wiemy, że rzeka Rawka to jedna z piękniejszych rzek w naszym rejonie, nie darmo została zresztą Rzeką Roku 2014; ma ogromne walory krajobrazowe i pełni funkcję korytarza ekologicznego o randze krajowej łącząc dolinę Pilicy z doliną Bzury. Rawka jest objęta ochroną jako rezerwat przyrody, a na odcinku od Żydomic do Bolimowa jest objęta również obszarem Natura 2000. Rawka jest rajem dla kajakarzy, jej osobliwość polega na tym, że - choć płynie przez tereny nizinne - spadek poziomu na całej jej długości, wynoszącej ponad 90 km, wynosi ponad 80 metrów. Stąd jej wartki nurt, a dodatkowych emocji dostarczają ostre zakola i naturalne przeszkody - zwalone drzewa czy żeremia bobrowe. Nic dziwnego zatem, że Rawka jest bardzo popularną rzeką, na której organizuje się spływy kajakowe.
Można by więc rzec, że mamy pod bokiem prawdziwą perełkę, którą powinniśmy hołubić, tymczasem nie ma nad nią żadnej kontroli.
Wędkarze z kolei kochają tę rzekę od dawna, bo w zaroślach można się schować na cały dzień i nie tylko łowić ryby (tych jest coraz mniej, poza tym na odcinku od ujścia Korabiewki do zapory w Bolimowie nie można wędkować), ale też napawać się otaczającą, dziką przyrodą.
Kajakarze kontra wędkarze
Co z tego, skoro coraz częściej nie mogą tego robić, bo „przeszkadzają” im kajakarze.
- Łowię na Rawce ryby od ponad pół wieku, ale takiego ruchu na rzece nigdy nie było - mówi nam jeden z amatorów wędkowania. - Jak na Marszałkowskiej w Warszawie! Kajaki płyną jeden za drugim. Mało tego, że płyną - ci ludzie, którzy zjeżdżają do nas z całej Polski, wypijają hektolitry piwa, śmiecą, krzyczą, przeklinają i hałasują. Nie tylko płoszą ryby - przykro patrzeć, jak traktują przyrodę!
Na Rawkę wypływają kajaki z trzech oficjalnych miejsc: Sosenki, Grabskiego Sioła oraz z Kamiona (Krzysztof Kołodziejczak), a także z wielu gospodarstw agroturystycznych. Spływy urządzają sobie również turyści mający własne kajaki.
Krzysztof Pszczółkowski, szef Grabskiego Sioła szacuje, że tylko od niego w weekendy wypływa na rzekę około 80 grup, do daje średnio 300 kajaków. W dni robocze to skala nieporównywalnie mniejsza - 3-4 grupy dziennie. - I to wtedy wędkarze powinni łowić ryby, bo w weekendy rzeczywiście może być ciężko - dodaje Krzysztof Pszczółkowski.
Czy pracownicy Grabskiego Sioła nie mogą zwracać kajakarzom uwagi, by nie pili alkoholu i zachowywali się jak na rezerwat przyrody przystało? - Przyjeżdżają samochodami i wchodząc do kajaków są trzeźwi - podkreśla Krzysztof Pszczółkowski. - Oczywiście zwracam im uwagę, żeby byli cicho i nie śmiecili, to jest zresztą w regulaminie, z którym się zapoznają.
Czyżby? Chyba to twierdzenie należy włożyć między bajki...
Czy ktoś sprawuje kontrolę
I tu dochodzimy do sedna sprawy, czyli braku kontroli nad Rawką.
Do niej powołana jest Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Łodzi oraz Dyrekcja Bolimowskiego Parku Krajobrazowego, ale z powodu niewielkich mocy przerobowych (w BPK zatrudnionych jest zaledwie kilka osób, w tym jeden strażnik leśny, a zadań ogrom) tak naprawdę nie ma kto fizycznie zająć się tematem.
- Nie dochodziłoby do tarć między wędkarzami a kajakarzami, ale i innymi grupami, które również chcą penetrować Rawkę, jak choćby surwiwalowcy czy morsy, gdyby liczba kajakarzy była kontrolowana - mówi Stanisław Pytliński, dyrektor BPK. - Od co najmniej kilkunastu lat proponujemy, aby wszystkie zainteresowane strony zjednoczyły się i zaczęły działać, ale niewiele z tego wynika. Nie chcą głównie podmioty wynajmujące kajaki, bo na przykład właściciele gruntów nad rzeką jak najbardziej. To na terenach prywatnych, tuż przy brzegach, ludzie palą ogniska, zostawiają śmieci, hałasują, wyprowadzają psy czy załatwiają się. Sezon jest coraz dłuższy, zainteresowanie Rawką coraz większe. Każdy by chciał z niej korzystać: kajakarze, wędkarze, przyrodnicy, ale unormować jej eksploatację przepisami już nie. Tymczasem ci, którzy czerpią z niej dochód winni też myśleć o przyszłości - dodaje Stanisław Pytliński.
Fundacja mało mile widziana
W ubiegłym roku powstała Fundacja Szlaki Doliny Rawki, której celem jest między innymi stworzenie szlaku turystycznego na rzece i regulacja przepisów. Fundacja skupia ludzi, którzy zajmują się branżą kajakarską - jest wśród nich także Tadeusz Panak z Sosenki i Krzysztof Kołodziejczak. Nie ma, niestety, Grabskiego Sioła, choć jego przedstawiciele wiele razy byli zapraszani na spotkania.
- Rawka jest bardzo niszczona, a wielu ludzi nie wie, że jest to rezerwat przyrody - podkreśla Anna Taboryska, prezes Fundacji i właścicielka Zaścianka Babie Lato. - Z powodu ich niewłaściwego zachowania umierają zwierzęta, które są pod ścisłą ochroną, giną też rośliny. Ludzie traktują Rawkę jako miejsce sportu i rekreacji.
Fundacja chciałaby wybudować osiem przystani na Rawce. Zebrała już oświadczenia od właścicieli potencjalnych miejsc - można byłoby tam zjeść, załatwić potrzebę, odpocząć, wyrzucić śmieci. Dodatkowo powstałyby tablice regulujące pewne zachowania i informujące, że Rawka jest rezerwatem.
Problem w tym, że RDOŚ w Łodzi nie za bardzo ucieszyła się na wieść o utworzeniu fundacji. Na ich różne zapytania dyrekcja odpowiedziała, że radzi sobie z problemami we własnym zakresie...
- Smuci nas to, bo RDOŚ miałaby w nas przyjaznych partnerów, którzy z przyjemnością promowaliby rzekę, jej walory oraz stwarzali warunki dla kajakarzy - mówi Anna Taboryska. - My jesteśmy wielkimi pasjonatami ekologii i boli nas to, co się z Rawką dzieje.
Strażnik uzbrojony po zęby
Niezależnie od działań podejmowanych przez fundację, aktywność chce również wykazać Bolimowski Park Krajobrazowy. Jeszcze w tym roku chce wykonać „badania monitoringowe i symulację pojemności turystycznej rzeki Rawki”. Na czym takie badania mają polegać?
- Te badania są trudne i na razie szukamy na nie środków - zastrzega Stanisław Pytliński. - Chodzi po prostu o policzenie kajaków na rzece w sezonie.
Efektem badań mogłoby być na przykład wprowadzenie biletów na Rawkę. Teraz - jak twierdzi dyrektor Pytliński - wszyscy się tym oburzają, ale takie rozwiązania funkcjonują już w Polsce, choćby na rzece Drama w woj. śląskim, cztery razy dłuższej od Rawki. Ruch jest tam limitowany i pod kontrolą, a sezon zaczyna się po lęgach ptaków.
Tymczasem u nas lęgami nikt się nie przejmuje...
Osobnym problemem jest temat zaśmiecania rzeki. To prawdziwa plaga w całym kraju, piszemy o tym również sukcesywnie na łamach tygodnika, wrzucamy również zdjęcia z naszych eskapad po regionie dokumentując, jak wiele śmieci leży w lasach, przydrożnych rowach, na polach. Taką mamy kulturę osobistą i to widać również na przykładzie rzeki Rawki.
Starszy strażnik BPK Jerzy Sadzewicz z racji pełnionych funkcji ma z takimi zachowaniami do czynienia na co dzień.
- Śmiecą wszyscy, nie tylko kajakarze - podkreśla strażnik. - Kto zostawia pudełka po białych i czerwonych robakach, żyłki, opakowania po konserwach i napojach czy tzw. małpki?
Entuzjazmu, by sprzątać po sobie oraz w ogóle rzekę jakoś nie ma. Jest ona oczyszczana jedynie przez grupę zapaleńców 2-3 razy do roku, ale to wszystko - mimo, że wywożone są po cztery kontenery odpadów - kropla w morzu potrzeb. Potrzeby, by włączyć się do sprzątania nie odczuwa również Rawa Mazowiecka, skąd Rawka wypływa i gdzie również wyrzucanych jest mnóstwo śmieci, spływających następnie w dół.
Mało tego: dyrekcja ma podejrzenia, że jeden z domów weselnych odprowadza szambo bezpośrednio do rzeki.
- Mamy pod sobą 24 tysiące hektarów, a jedynie jednego strażnika - dodaje dyrektor Pytliński. - Musiałby być wszędzie, w dodatku mocno uzbrojony, bo z różnymi reakcjami się spotykamy. Na wyrywki ściągamy do pomocy patrole policji, ale wszędzie jest problem z obsadą.