Był trup został smród [WIDEO]
Mieszkańców bloku przy ulicy Wańkowicza w Skierniewicach zaniepokoił przykry zapach wydobywający się z jednego z mieszkań na pierwszym piętrze. Sąsiedzi z klatki schodowej ustalili, że mieszkający tam mężczyzna nie był widziany od kilku dni.
W poniedziałek przyszli koledzy i krzyczeli pod balkonem: Czesiek, Czesiek! Potem poszli, bo Czesiek na balkonie się nie pokazał. Prawdopodobnie od dwóch dni już nie żył. W tygodniu upały nie zelżały i z dnia na dzień w pierwszej klatce schodowej bloku przy ulicy Wańkowicza 3 coraz bardziej śmierdziało.
– Przez kilka dni nie mogliśmy zlokalizować co się dzieje, a odór był niesamowity – mówi Agnieszka Wojtyra, sąsiadka przez ścianę.
Prawdę odkryła w piątek, 7 sierpnia, Helena Rykalska, sąsiadka z dołu, bo pan Czesław jej się wtedy przyśnił i od razu wiedziała: sąsiad nie żyje. Pobiegła do koleżanki z nowiną, tamta nie chciała uwierzyć, ale fakty były takie, że po raz ostatni Czesław widziany był w sobotę gdy wracał z zakupami, i jeszcze ten nasilający się smród…
Więc razem z panią Jadzią poszły na górę i zaczęły stukać, a potem walić w drzwi. Czesław nie otworzył.
Potem był telefon do spółdzielni mieszkaniowej – brak zainteresowania – i wreszcie na policję. Mundurowi przyjechali natychmiast i według pani Heleny wystarczył rzut oka na okno, by policjant wiedział, że lokator nie żyje. Przyjechali strażacy, jeden z nich wszedł po drabinie przez okno i gdy otworzył drzwi od środka, wszystko stało się jasne. Zwłoki 66-letniego skierniewiczanina były w stanie posuniętego rozkładu.
– I od piątku do dziś mieszkanie jest zamknięte, ale smród został. Dziecko ma pokój przylegający do tamtego mieszkania, są przecież upały i już nie dajemy rady – pani Agnieszka prosi o pomoc, bo tak nie da się żyć. Podobnie mają sąsiedzi z dołu i z góry, również atakowani przez trupie zapachy.
– Człowiek czynsz płaci, ale spółdzielnia odbija piłeczkę, niczego nie można wyegzekwować – narzeka Ewa Węgłowska. – Wydawało się, że jest tyle różnych służb, które powinny zareagować w podobnej sytuacji.
– Żeby to mieszkanie zostało odkażone, tylko tego oczekujemy – wzdycha Agnieszka Wojtyra.
Krzysztof Tułacz, prezes Skierniewickiej Spółdzielni Mieszkaniowej pokazując niemoc chciałby rozłożyć ręce, ale ma je skrępowane przepisami, bo to mieszkanie własnościowe i nikt nie może ot tak sobie wejść, choćby nawet w celu odkażenia. Zresztą zaplombowała je policja i zabrała klucz.
– Skontaktowałem się z jednym ze współwłaścicieli mieszkania, jest z Warszawy i został poinformowany o sytuacji. Poprosił o wystawienie zaświadczenia, że jest współwłaścicielem, żeby mógł odebrać klucz. Przyjedzie do Skierniewic w czwartek lub piątek, zaświadczenie czeka – informuje prezes SSM.
Krzysztof Tułacz uważa, że w przypadku zwłok w mieszkaniu procedury powinny być inne od obecnych.
– Gdy jest wypadek drogowy, to przyjeżdżają strażacy i na koniec dokładnie sprzątają jezdnię. A tu co? Zakład pogrzebowy zabiera zwłoki i koniec, a powinna od razu zostać przeprowadzona dezynfekcja – i przypomina sytuację sprzed niecałego miesiąca, gdy w bloku przy ul. Pomologicznej doszło do jeszcze gorszego zdarzenia. Zwłoki kobiety były w tak posuniętym rozkładzie, że płyny ustrojowe zaczęły ściekać do mieszkania poniżej. Zmarłą zabrano, ale jej syn zamknął lokal i do tej pory go nie odkażono. Spółdzielnia zamówiła na swój koszt firmę, która w najbliższy piątek (14 sierpnia) zdezynfekuje lokal sąsiadów poniżej, pytanie, czy uda się wejść do mieszkania na górze.
– Rozmawiałem z tym panem i obiecał, że wpuści ekipę – informuje Mirosław Nowicki, kierownik oddziału nadzoru sanitarnego skierniewickiego sanepidu. I przyznaje, że też ma związane ręce, bo odkażenie mieszkania po zmarłym należy do właściciela lokalu.