Kim byli cichociemni? Byli to żołnierze specjalnie przeszkoleni na Zachodzie, a następnie przerzucani do Polski w celu organizowania i szkolenia naszego ruchu oporu. Lotnictwo alianckie i polskie z lotnisk angielskich, a później włoskich, dostarczało do kraju ludzi, sprzęt wojskowy i pieniądze.
Skąd się wzięła nazwa cichociemni? Jak wspomina Władysław Stasiak: „Po zakończeniu odprawy z dowódcą spotkaliśmy się wreszcie z kolegami. Koledzy niemal rzucili się na nas z pytaniami (...) A my zobowiązani tajemnicą odpowiadaliśmy twardo, że mamy zakaz mówienia czegokolwiek o kursie i sprawach z nim związanych. Na drugi dzień przyszedł do mnie por. Józef Wija – znany w brygadzie dowcipniś i złośliwiec. (...) Zaczął mnie męczyć pytaniami. Odpowiedziałem mu, że przecież dobrze wie, że mamy siedzieć cicho (...) On, złośliwie, rysując palcem kółko na czole, powiedział: „ty ciemniaku, nawet mnie nie ufasz? Taki jesteś cicho-ciemniak!”. Z biegiem czasu wszystkich uczestników szkolenia zaczęto nazywać cichociemnymi.”
Akcja zrzutowa w Polsce rozpoczęła się w lutym 1941 roku. Pierwszego zrzutu cichociemnych dokonano koło Cieszyna. Następne zrzuty odbywały się w naszym regionie, szczególnie w okolicach Łowicza. Placówki odbiorcze znajdowały się w rejonach Skierniewice - Łowicz i Mińsk Mazowiecki-Siedlce.
Podczas drugiej akcji zrzutowej z 7 na 8 listopada 1941r. na polach wsi Czatolin, ok. 20 km. od Skierniewic, dokonano zrzutu kilku cichociemnych. Jednym z żołnierzy zrzuconych w okolicy Skierniewic był słynny por. Jan Piwnik ps. „Ponury”, kapitan Wojska Polskiego i aspirant Policji Państwowej, pośmiertnie awansowany do stopnia majora, a następnie do stopnia pułkownika, dowódca partyzancki Armii Krajowej w Górach Świętokrzyskich i na Nowogródczyźnie.
Podczas trzeciego zrzutu między 27 a 28 grudniem 1941roku między Bolimowem a Sochaczewem wylądowało 6 skoczków (w tym mjr dypl. Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”) z pieniędzmi dla podziemia. Niestety w wyniku pomyłki, zrzucono ich 22 km na północ od Łowicza, na tereny włączone do Rzeszy. Dwaj polscy skoczkowie zostali wtedy zastrzeleni przez niemieckich żołnierzy.
Zofia Zakrzewska, naczelnik ZHP z okresu 1956-1964r., wspomina: „Wczesną jesienią 1941roku mój mąż Jerzy poinformował mnie, że zgłosił adres naszego zamieszkania na potrzeby zrzutów z Anglii. Mieszkaliśmy wówczas w samodzielnym domku na Skierniewce. W końcu października ze względu na moją chorobę (tyfus) i stan zdrowia matki męża przenieśliśmy się do znacznie lepszych warunków mieszkaniowych, do kuzynów męża pp. Kleszowskich, do domu przy ul. Samotnej 4.
(…) Jednego z ostatnich dni grudnia 1941r. zjawił się u nas na Samotnej „cichociemny” Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz” z oddziału Hubala. Jego nazwisko poznałam oczywiście wiele lat później. Spędził u nas kilka godzin, opowiedział o warunkach zrzutu koło Łowicza i o krótkim pobycie na plebanii w Domaniewicach. W godzinach popołudniowych przyjechał po niego z Warszawy Kazimierz Kazimierski, znany mi kolega męża. Kalenkiewicz pozostawił u nas wszystkie drobiazgi, świadczące o tym, że przybył z Londynu (m.in. broń), został spryskany specjalnym płynem zmieniającym zapach i pojechał z Kazimierskim do Warszawy. Dworzec w Skierniewicach był już wtedy obstawiony przez hitlerowców z psami. Dojechali do Warszawy bezpiecznie.
Z polecenia męża broń oddałam mężczyźnie, który spotkał mnie (zgodnie z umową) niedaleko skierniewickiego parku i dworca kolejowego. Kalenkiewicz prosił ponadto o zawiadomienie w Domaniewicach proboszcza Dominika Weszke, działacza AK, że bezpiecznie dojechał do Skierniewic. O wypełnienie tej misji poprosiłam harcerkę. Pojechała do Domaniewic, przekazała informacje proboszczowi i wróciła bezpiecznie, informując o panice na plebanii w Domaniewicach w związku z niemieckimi obławami w poszukiwaniu „zrzutków”.
Mąż Zofii Zakrzewskiej – Jerzy Zakrzewski, zaangażowany w działalność konspiracyjną, został aresztowany przez Niemców „z niewyjaśnionych przyczyn” 1 maja 1942 roku i zamordowany w obozie Mauthausen.
Jako ciekawostkę można podać, że do kraju odbyły się 82 loty, podczas których przerzucono 344 osoby, w tym 316 żołnierzy-cichociemnych (w kraju nazywano ich „ptaszkami”). Wśród nich była tylko jedna kobieta – Elżbieta Zawacka. Słynna z wielkiej odwagi cichociemna przeżyła 100 lat.
Ostatni zrzut cichociemnych w Polsce miał miejsce 26 grudnia 1944 roku. O losach fikcyjnej grupy cichociemnych opowiada popularny serial telewizyjny pt. „Czas honoru”.
Aneta Kapelusz