Czego szukają w telewizji
Chcą być sławni, dużo zarobić czy liczą na to, że ktoś ich wypatrzy i doceni?
W jaki sposób można spełnić swoje marzenia i zaistnieć na szklanym ekranie? Wbrew pozorom nie jest to trudne.
Wystarczy zgłosić się do agencji rekrutującej osoby chętne do wzięcia udziału w paradokumentalnej produkcji, wziąć udział w castingu i czekać na telefon. Wcześniej czy później, telefon zadzwoni.
Zuzanna Ambroziak zagrała w serialu pt. "Szkoła życia" dwa lata temu.
- Miałam wtedy 15 lat - wspomina. - Zagrałam w odcinku pod tytułem "Chora decyzja" dziewczynę, która odbija chłopaka swojej kuzynce - śmieje się Zuzanna.
Zuzanna wzięła udział w serialu, ponieważ bardzo chciała zobaczyć, jak wyglądają kulisy produkcji telewizyjnej i poznać ludzi, którzy pracują w tej branży.
Zagranie w serialu nie było dla niej trudne, gdyż pierwsze kroki aktorskie stawiała w grupie teatralnej Banana Perwers. Obecnie uczy się w klasie muzycznej warszawskiego 75 LO.
Występy publiczne nie są niczym nowym także dla Izabelli Worony, instruktora "Teatru Negatyw" i absolwentki reżyserii teatru dzieci i młodzieży w Krakowskiej Wyższej Szkole Teatralnej. Zagrała w kilku odcinkach "Ukrytej prawdy", "Pielęgniarek"oraz "Malanowskiego i partnerów". Jak trafiła na plan filmowy?
- To był przypadek - mówi Izabella Worona. - Pojechałam dla towarzystwa z koleżanką, która chciała wziąć udział w castingu. Czekałam na nią i tam zagadnęli mnie, czy nie chciałabym wziąć udziału w produkcji, bo potrzebują takich osób - wspomina.
Kobietę do wzięcia udziału w paradokumentach skłonił inny punkt widzenia. - Z zawodu jestem reżyserem, to kompletnie inna praca niż w teatrze - wyjaśnia.
Plan zdjęciowy wymaga zdyscyplinowania i wbrew pozorom, ciężkiej pracy. To najczęściej trzy dni od rana do wieczora, czasami trzeba robić po dwadzieścia dubli.
- Nawet jeśli coś zrobię od początku tak jak trzeba, to nie zawsze mój serialowy partner staje na wysokości zadania - uśmiecha się Izabela Worona. - I powtórka.
Przygodę na planie filmowym ma za sobą także Mariusz Kozłowski, dziennikarz. Niedawno wziął udział w paradokumentalnej produkcji stacji TVN.
- Jesienią zostanie wyemitowany ten odcinek - opowiada Mariusz Kozłowski. - Gram męża i ojca, no i pojawia się wątek zdrady - dodaje tajemniczo rawianin.
Dziennikarz zagrał, ponieważ chciał przeżyć coś nowego i poznać ciekawych ludzi. Nagranie 40-minutowego odcinka zajęło ekipie dwa dni.
Nie każdy odcinek, który zostanie nagrany, będzie wyemitowany. Zdarzają się sytuacje, że produkcja nie chce przyjąć odcinka, ale nie wpływa to na wynagrodzenie, jakie otrzymują aktorzy.
Wysokość stawek za dzień zdjęciowy objęta jest tajemnicą. W umowie widnieje zapis, że za złamanie zakazu i ujawnienie wysokości wynagrodzenia grożą dotkliwe kary. Z tego, czego się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, nie są to jednak duże pieniądze.
Skoro to nie wysokie zarobki skłaniają do wzięcia udziału w serialach, to dlaczego tak łatwo znajdują się chętni? - Zazwyczaj są to ci sami ludzie - mówi Izabella Worona, która ma na koncie kilkanaście takich doświadczeń. - Powody są bardzo różne. Niektórzy są na emeryturze i nie mają zajęcia, chcą trochę zarobić, pokazać się - dodaje.
W najtrudniejszej sytuacji są ci, którzy liczą na to, że jakiś producent lub reżyser wypatrzy ich w paradokumentalnej produkcji i zaproponuje poważną rolę. Na castingi do Warszawy przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Szukają szansy dla siebie mając nadzieję, że ktoś ich odkryje.
Nie sposób jednak grać wciąż w tej samej stacji. Producenci stosują tak zwany okres karencji. Po emisji odcinka musi minąć określony czas, dopiero wtedy można ponownie wziąć udział w nagraniu.
Izabella Worona wspomina szczególnie jeden odcinek, który był dla niej znaczący.
- Grałam osobę, która porywa dziecko pozostawione pod moją opieką - wspomina. - Finalnie wariuję i trafiam do szpitala psychiatrycznego. W ostatniej scenie musiałam płakać, być jakby delirce i śpiewać dziwną piosenkę - mówi.
Czy pojawianie się w tego rodzaju produkcji nie jest ujmą? Nasi rozmówcy twierdzą, że nie. Co innego, anonimowo, mówi Michał. - Nawet nie chcę tego wspominać - stwierdza. - Przecież tam wszyscy się dostają, wystarczy się zgłosić. Ani na tym nie zarobisz, a film pójdzie w świat i poczucie obciachu pozostaje - dodaje z goryczą.
Aktorzy wspominają, że - co prawda - atmosfera na planie jest przyjemna, ale nikt się tam nad nikim nie rozczula. Jeżeli chętny do roli się nie sprawdza, rezygnuje się z niego.
To bezlitosny przemysł, na którym zarabiają tak naprawdę jedynie producenci. Ale spróbować przeżyć przygodę można. Czemu nie?