Czerwone Gitary grają już pół wieku

Czytaj dalej
Fot. archiwum zespołu
Marek Zaradniak

Czerwone Gitary grają już pół wieku

Marek Zaradniak

Jerzy Skrzypczyk, lider Czerwonych Gitar opowiada o ich powstaniu, nagrywaniu płyty w dwa dni oraz perypetiach zespołu z okazji jubileuszu.

3 stycznia minęło dokładnie pół wieku od powstania Czerwonych Gitar. Jak to się zaczęło?
- Na początku były Pięciolinie. Zespół powstał po to, aby wyselekcjonować muzyków do późniejszego składu grupy. Na spotkanie 3 stycznia 1965 roku przyszli muzycy, którzy mieli tworzyć skład Czerwonych Gitar: Bernard Dornowski, Krzysztof Klenczon, Jurek Kossela i Henryk Zomerski.

A kiedy dołączył Seweryn Krajewski?
- Na przełomie lat 1965/66. Graliśmy sylwestra w SGPiS w Warszawie. Henia Zomerskiego ścigało wtedy wojsko. Żyliśmy w niepewności, co będzie, gdy stracimy muzyka. Dlatego zaczął grać z nami Seweryn Krajewski.

Szybko zdobyliście popularność. Jak to się stało?
- Bardzo przysłużył się do tego sopocki klub Non-Stop. To było wtedy właściwie jedyne miejsce, gdzie latem występowały największe gwiazdy naszej i zagranicznej muzyki rozrywkowej. Byliśmy tam gospodarzami przez dwa lata. I dobra opinia o zespole poszła w Polskę. Potem zaczęły się listy z prośbą o nagrania. My nagraniami nie dysponowaliśmy, bo wtedy muzyka, którą graliśmy, była postrzegana jako ciekawostka z Zachodu, którą zainteresowanie może potrwa pół roku, może rok i nie ma sobie co tym głowy zawracać. Ale listy przychodziły setkami i Jurek Kossela przekierował je wszystkie do dyrektora Polskich Nagrań. No i te nie miały już wyjścia. Na nagranie pierwszego albumu dali nam... dwa dni.

Nie do wiary...
- A płyta rozeszła się w nakładzie sięgającym aż 160 tysięcy egzemplarzy.

Ile Złotych Płyt dostaliście w swojej karierze?
- W początkowym okresie Czerwone Gitary otrzymały fizycznie trzy Złote Płyty, w ostatnich latach kolejne dwie. Natomiast gdyby podejść do tego liczbą sprzedanych egzemplarzy i wziąć pod uwagę dzisiejsze kryteria, to praktycznie wszystkie płyty byłyby złotymi, nawet platynowymi.

A ile płyt w sumie sprzedaliście?
- Biorąc pod uwagę wszystkie wydawnictwa płytowe, na których ukazały się nagrania Czerwonych Gitar, to jest ich ponad 10 milionów. Było bowiem sporo płyt i pocztówek dźwiękowych, które sprzedawały wytwórnie pirackie.

Waszym największym rarytasem płytowym, który w tych dniach został wznowiony na winylu, był rozkładany kolorowy album "Czerwone Gitary 3". Kto wpadł na pomysł wydania płyty w zachodnim stylu?
- Myślę, że w pewnym momencie zostaliśmy docenieni przez Polskie Nagrania i to stanowiło - moim zdaniem - uhonorowanie naszych sukcesów fonograficznych. Ktoś wpadł na mądry pomysł, że temu zespołowi warto zrobić taką niespodziankę, bo wtedy przecież nikomu nie wydawano płyt w Polsce w taki sposób.

Byliście popularni nie tylko w Polsce, ale szczególnie w NRD. Nagraliście tam dwie płyty, które nie ukazały się w Polsce.
- Popularność w byłej NRD to oddzielny temat. Zagraliśmy tam ponad 150 koncertów. Parędziesiąt razy występowaliśmy w tamtejszej telewizji. Płyty, o których pan wspomniał, rozeszły się tam w milionowym nakładzie. Dwie piosenki auorstwa Seweryna "Trzecia miłość - żagle", która w niemieckim tłumaczeniu brzmiała "Weises Boot", czyli "Biała łódź" oraz "Na dachu świata" - "Auf den Dach Dieser Welt" zdobyły przez dwa kolejne lata pierwsze miejsca w najpopularniejszym programie telewizyjnym "Schlager Studio".

Wróćmy do popularności w Polsce. Czy wiecie, jaka Wasza piosenka była najczęściej nadawana?
- Takich precyzyjnych informacji nie mamy, ale po ocenie, jak dany utwór przyjmuje publiczność, o co najczęściej proszą nasi fani, to, moim zdaniem, na pierwszym miejscu jest "Historia jednej znajomości", potem "Matura", "Tak bardzo się starałem", "Nikt na świecie nie wie", "Takie ładne oczy" i "Anna Maria". W zależności od pory roku te piosenki są nadawane przez stacje radiowe. "Matura" w maju, "Historia jednej znajomości' od wiosny przez całe lato.

Dlaczego od zespołu odszedł Krzysztof Klenczon?
- Określenie, że Krzysztof Klenczon odszedł od zespołu, jest trochę mało precyzyjne.

No to jak było naprawdę?
- Krzysiek został zmuszony do odejścia.

Dlaczego?
- Na zebraniu, które zwołał Seweryn, musieliśmy podjąć decyzję - zostajemy z Krzysztofem czy z nim. I dla mnie był to dylemat. Bo z jednej strony chciałem się opowiedzieć za dobrym kumplem, którym był Krzysztof, a z drugiej za kolegą, z którym uczyłem się w Podstawowej Szkole Muzycznej i w Liceum Muzycznym. Znając talent i płodność kompozytorską Seweryna, opowiedzieliśmy się z Benkiem za nim. Krzysztof musiał odejść.

Ale po latach odszedł też Seweryn Krajewski. Ostatnio słyszałem, że przyczyną jego odejścia był antysemityzm panujący w zespole. Czy to prawda?
- Kiedyś mówiło się, że Seweryn jest taki blady, bo choruje na białaczkę, że napisał piosenkę "Stracić kogoś", bo umarła mu matka, ale to wszystko historie wyssane z palca. Nigdy i mówię to w imieniu zespołu, nie było żadnych antysemickich wątków. To dla mnie nowy temat i nie znam tego z Czerwonych Gitar.

Jakie momenty były przełomowe? Właśnie odejścia muzyków?
- Tak. Najbardziej odczuwalne było odejście Krzyśka Klenczona. Wtedy nasza popularność w znacznym stopniu upadła. Okazało się, że zamiast w dużych salach, musieliśmy grać w salach znacznie mniejszych. To był papierek lakmusowy naszej popularności. Drugi taki moment to odejście Seweryna, bo na dobrą sprawę nikt nie dawał szansy Czerwonym Gitarom na przetrwanie.

Ale mimo wszystko obecnie jest o Was ciszej...
- Zdobyć popularność, kiedy myśmy zaczynali, moim zdaniem, było łatwiej niż zdobyć ją teraz. Kiedyś to było tak. Najczęściej nagrywaliśmy w Warszawie, w "Trójce" u pana Sławka Pietrzykowskiego i te piosenki były rozsyłane do szesnastu rozgłośni na terenie całego kraju i wszędzie były grane. Na dobrą sprawę lista przebojów w Gdańsku od listy przebojów w Katowicach różniła się tylko kolejnością, bo zestaw piosenek był taki sam.

A teraz jest tyle stacji radiowych i programów telewizyjnych, w których widzimy pogoń za coraz to nowymi, młodymi gwiazdami, że jeśli nie trafi się na przyjazny i fartowny moment, to szalenie trudno znaleźć się w tym show-biznesowym kotle. Porównując popularność innych wykonawców, którzy startowali z nami, nasza pozycja jest bardzo dobra. Z drugiej strony, Bogu dziękować, że są takie programy telewizyjne, bo wreszcie dowiedzieliśmy się, ile fantastycznej młodzieży jest w Polsce. Pamiętam z naszych młodych lat, gdy byliśmy w Stanach Zjednoczonych, tam były już podobne programy. Mówiłem: Matko Boska, ci ludzie tak śpiewają, że niektórzy nasi zawodowi wykonawcy im nie dorównują.

Minęło kilkanaście lat i okazało się, że mamy w Polsce fantastycznych, młodych ludzi i te programy są dobrze robione. Oddzielnym tematem jest to, co się potem z tymi ludźmi stanie. Jeżeli nie połączą się z jakimś dobrym zawodowym managementem, to szybko zejdą z estrady.

Mówił Pan o Stanach Zjednoczonych. Nie żałujecie, że nie udało Wam się zrobić w swoim czasie kariery na Zachodzie?
- Pewnie, że żałujemy, bo inaczej wyglądałby nasz status finansowy, ale takie były czasy. Przecież najwięksi wykonawcy - Violetta Villas, Krzysiek Krawczyk czy Czesław Niemen próbowali zdobyć tamten rynek, ale bezskutecznie. To był inny świat. Mimo to doświadczyliśmy, że zaczęto nas określać mianem "polskich Beatlesów".

Jak zamierzacie świętować jubileusz? Wyjdą jakieś płyty?
- Jedna płyta jest już gotowa. Jej premiera odbędzie się podczas Złotego Koncertu, jaki 14 marca zagramy w Filharmonii Bałtyckiej. Będzie to koncert otwierający obchody 50-lecia. Płyta będzie nosić tytuł "Czerwone Gitary jeszcze raz".

Z pierwszego składu pozostał Jurek Kossela i Pan.
- W zespole są dwaj muzycy, którzy spinają historyczną klamrą naszą działalność. Jurek jest założycielem Czerwonych Gitar, a ja jestem tym, który zagrał wszystkie koncerty Czerwonych Gitar, a ponadto, dodam nieskromnie, doprowadziłem do jubileuszu.

Marek Zaradniak

Niecodzienne archiwum
Czerwone Gitary sprzedały ponad 10 mln płyt! Ogromną popularność zespół osiągnął w NRD. Ich piosenki nie schodziły tam z pierwszych miejsc list przebojów przez dwa lata.

Największe przeboje zespołu tu: "Historia jednej znajomości", "Matura", "Tak bardzo się starałem", "Nikt na świecie nie wie", "Takie ładne oczy", "Anna Maria", "Dozwolone do lat osiemnastu".

Marek Zaradniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.