Czy cierpi pan na prostatę
Starszy mężczyzna publicznie był wypytywany o wstydliwe szczegóły swojego schorzenia. Pracownik NFZ chciał tylko pomóc.
Nasza Czytelniczka zadzwoniła do redakcji chcąc podzielić się niewłaściwym - jej zdaniem - potraktowaniem mężczyzny w podeszłym wieku w skierniewickiej delegaturze łódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Z jej relacji wynikało, że do jednego z pomieszczeń, w którym były cztery stanowiska obsługi klientów, wszedł wspierając się na kulach starszy mężczyzna. Kobiecie, która go obsługiwała, przedstawił zlecenie na pieluchomajtki. Okazało się jednak, że kod na zleceniu nie uprawniał do skorzystania z tego wyrobu.
- Wówczas urzędniczka zaczęła wypytywać tego pana, czy cierpi na prostatę, ma problemy z oddawaniem moczu, a może zdiagnozowano u niego nowotwór - relacjonuje nasza rozmówczyni. - To było żenujące, ponieważ rozmowę tę słyszało kilka osób obsługiwanych przy pozostałych stanowiskach. Skoro ja czułam się zażenowana, to jak musiał czuć się ten pan? - dopytuje.
Nieco inaczej to zdarzenie ocenia NFZ w Łodzi.
- Pracownica, aby niepotrzebnie nie odsyłać tego pana do lekarza POZ, próbowała ustalić z pacjentem, czy pieluchomajtki mu się w ogóle należą, dlatego wymieniała kolejne schorzenia uprawniające do realizacji zlecenia - tłumaczy Anna Leder, rzecznik łódzkiego oddziału NFZ. - Rozmowa była dość głośna, bo pacjent z racji wieku miał kłopot ze słuchem. Nasz pracownik chciała temu panu po prostu pomóc.
Pracownica NFZ w Skierniewicach zadzwoniła nawet do lekarza, który wystawił zlecenie i potwierdziła swoje podejrzenie, że pomylił się wpisując nieprawidłowy kod schorzenia. Ustaliła z nim, że poprawi kod.
- Owszem, powiedziała temu panu, że musi jeszcze raz pójść do lekarza i wziąć od niego właściwe zlecenie - mówi skierniewiczanka obserwująca zajście. - Mężczyzna tłumaczył, że przecież nie może chodzić, ale dla tej pani nie miało to żadnego znaczenia - dodaje zbulwersowana.
Pani rzecznik również i w tym przypadku inaczej ocenia sprawę.
- Owszem, koleżanka poinformowała pacjenta, że musi jeszcze raz udać się do lekarza, ale z moich ustaleń wynika, że nie był on poirytowany lub niezadowolony z przebiegu tej sytuacji - mówi Anna Leder. - Zapowiedział jedynie, że z powodu problemów z chodzeniem nie uda się do lekarza tego samego dnia, a zrobi to za jakiś czas, ponieważ ma już umówioną wizytę. Wtedy załatwi sprawę zlecenia i niezwłocznie pojawi się w funduszu. Niemniej przepraszamy, nie tylko pana, ale także wszystkich, którzy będąc świadkami tej sytuacji i być może nie do końca rozumiejąc procedurę potwierdzania takich zleceń, poczuli się oburzeni. Dołożymy starań, aby takie niefortunne sytuacje nie miały już miejsca.