Czytelnicy alarmują: mężczyzna podający się za gazownika nakłania do zamontowania czujników gazu. Cena 400 zł
Czytelniczka z ulicy Asnyka na os. Widok alarmuje, że mężczyzna, mniej więcej w wieku 40-50 lat, podający się za pracownika gazowni, nakłania ludzi do montażu czujnika gazu.
- Ktoś zadzwonił do drzwi, więc je otworzyłam - mówi pani Ewa z bloku przy ul. Asnyka. - Mężczyzna, taki w kracistej koszuli, powiedział, że spółdzielnia wymaga, by każdy lokator w bloku miał zamontowany czujnik gazu. Powiedziałam, że mam szczelne rury, bo dwa tygodnie wcześniej przeprowadzałam remont w mieszkaniu i w kuchni też, a gazownik sprawdził szczelność izolacji. "Gazownik" był jednak uparty i powiedział, że "taaa, niby wszyscy sprawdzają, a dwa tygodnie później buch i po bloku", i że "wszyscy w bloku już te czujniki kupili, tylko ja jeszcze nie, bo on już był u mnie dwa razy i wciąż nie mógł mnie zastać"...
Nie należę do osób łatwowiernych, ale ten człowiek tak mnie omotował swoja gadką, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie kupić. Zapytałam po ile te czujniki i usłyszałam, że po 400 złotych.
Stwierdziłam, że nie mam takich pieniędzy, więc pan był łaskaw rozłożyć mi kwotę na raty. Gdy jednak zaczęłam się wycofywać opuścił mi cenę do 300 złotych. Powiedziałam, że się zastanowię, podałam mu numer telefonu i pan sobie poszedł.
Gdy przyjechał syn sprawdził mi w internecie po ile są te czujniki i okazało się, że po 119 złotych.
Poszłam też do SSM na os. Widok i tam usłyszałam, że mieli już sygnały o tym naciągaczu, i że niektóre osoby już wpłaciły mu po te 400 złotych!
- My absolutnie nie wysyłaliśmy nikogo z czujnikami gazu - podkreśla Krzysztof Tułacz, prezes Skierniewickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Moi pracownicy wiedzą, że w przypadku takich zgłoszeń mają zawiadamiać policję.
Radzimy uczulić bliskich seniorów na te formę oszustwa.