Poczekalnie poradni onkologicznych wypełnione są ludźmi, dla których diagnoza "nowotwór" to całkowite zaskoczenie. Nikt z nich nie zakładał, że będzie miał raka. Kobiety z chustkami na włosach, mężczyźni z ogolonymi głowami prowadzili zwyczajne życie, chodzili do pracy i martwili się codziennymi problemami. Diagnoza to zawsze wstrząs.
- Czułem się jak skazaniec przed wykonaniem wyroku - mówi Tomasz Michałowski, od 3,5 roku walczący z rzadkim nowotworem.
- O czym się myśli? Żeby tylko nie był złośliwy. Żeby dało się go usunąć. Żeby pomogła chemioterapia.
Skierniewiczanin o nowotworze dowiedział się podczas badania usg. Z powodu nietypowych objawów, powracającego bólu brzucha, utraty przytomności i drgawek, przez 8 miesięcy leczony był na padaczkę. Ten czas wystarczył, żeby guz urósł do 850 ml.
- Nie czuć go było, normalnie pracowałem - opowiada pan Tomasz. - Po pracy razem z żoną pojechaliśmy na usg. Lekarz zaczął badanie, zjechał na podbrzusze i było tylko takie: "o mój Boże". Struchlałem i pomyślałem albo woda, albo coś. A on mówi że znalazł coś, czego nie chciał znaleźć, coś patologicznego.
Małżonkowie wyszli z gabinetu, usiedli na ławce przed budynkiem, potem wsiedli do samochodu i nie zamienili ani słowa. Zaczęli rozmawiać dopiero następnego dnia. Od tej chwili zmieniło się wszystko.
Rozpoczęła się walka z rakiem. Agresywna chemia, dializy, transfuzje, niegojąca się rana na nodze. Tę walkę obserwują także 10-letni Mikołaj i 5-letni Oliwier.
- Czasami widzę po nich, że jest im smutno - mówi mężczyzna. - Starają się wspierać, chcą, żeby mi było wesoło. Mikołaj pomaga mi zmieniać opatrunki przy nefrostomii, gdy nie ma żony.
Choroba zmienia wszystko. Człowiek zaczyna doceniać normalność.
- Wiele było takich rzeczy, których nie dostrzegałem - dodaje. - Pracowaliśmy z żoną na przemian, mijaliśmy się, nie było kiedy porozmawiać. Teraz jest najważniejszy i najlepszy etap mojego życia. Mam wspaniałą żonę i synów. Chciałbym tylko wyzdrowieć, a jeśli nie, to żeby tylko gorzej nie było.
Najgorsza jest dla Tomasza Michałowskiego świadomość, że może zabraknąć czasu.
Najlepsze dni są wtedy, kiedy ma siłę pójść z dziećmi do skateparku albo na lody, porozmawiać z żoną i cieszyć się z prostych rzeczy, które przy złych dniach zwyczajnie umykają.
- Kiedy jest fatalnie, nie wiem, jaki jest dzień, co się dzieje wokół, zasypiam. Po chemii jestem praktycznie bez kontaktu, wracam dopiero na drugi dzień ze świadomością.
Tomasz Michałowski apeluje: badajcie się. Odkąd zachorował, jego żona co pół roku robi szczegółowe badania i wie, że jest zdrowa. Nowotwór skierniewiczanina wcześnie wykryty byłby całkowicie wyleczalny.
Darowizny dla Tomasza Michałowskiego można przekazać na konto Fundacji RAK”n”ROLL – Wygraj Życie. ul. Bagatela 10/17, 00-585 Warszawa. Nr konta 78114020170000430212982356 z dopiskiem „dla podopiecznego Tomasza Michałowskiego.”