W Skierniewicach mieszkał kat, który w czasach PRL jeździł do więzienia do Warszawy wykonywać wyroki śmierci.
Jest w Skierniewicach dom, który wystawiony na sprzedaż przez bardzo długi czas nie mógł znaleźć nabywcy. Osoby zorientowane w temacie twierdzą zgodnie, że w domu straszyło. Nie bardzo wiadomo „co” lub „kto” straszyło, ale podejrzenia padają na ducha kata, który mieszkał w tym budynku.
Nazwisko kata ze Skierniewic stanowi tajemnicę państwową, tak jak dane osobowe większości osób, które wykonywały kary śmierci w Polsce. Kat ze Skierniewic wykonywał swoją pracę w czasach PRL-u w warszawskim więzieniu na Mokotowie. Być może to właśnie on przeprowadził egzekucję innego skierniewiczanina - Jerzego Paramonowa. Paramonow został skazany na karę śmierci za zastrzelenie milicjanta. Wyrok przez powieszenie wykonano w 1955 roku. Aż do zniesienia kary śmierci skazani w procesach cywilnych byli wieszani, zaś skazani na podstawie prawa wojskowego byli w większości przypadków rozstrzeliwani.
Karę śmierci w powojennej Polsce orzekano zazwyczaj w procesach o morderstwo. Oczywiście, nie można zapomnieć o polskich ofiarach represji stalinowskich straconych w Polsce Ludowej. Z dzisiejszego punktu widzenia zupełnie absurdalne jest wydanie i wykonanie wyroku śmierci w tzw. aferze mięsnej w 1965 roku.
Wówczas skazano na śmierć przez powieszenie dyrektora Miejskiego Handlu Mięsem Warszawa Praga Stanisława Wawrzeckiego za branie łapówek od kierowników sklepów mięsnych. Stanisław Wawrzecki był ojcem aktora Pawła Warzeckiego, a Paweł Wawrzecki to były mąż nieżyjącej już, urodzonej w Skierniewicach aktorki, Barbary Winiarskiej. W PRL wyroki śmierci wykonywano w sześciu aresztach śledczych - w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, we Wrocławiu, w Poznaniu i Łodzi.
Najwięcej egzekucji odbyło się w stolicy, w budynku MSW przy Rakowieckiej. Kaci czyli egzekutorzy kary śmierci byli zobowiązani do przestrzegania tajemnicy swojego zawodu. Nie wolno im było przyznawać się do swojej profesji nawet najbliższej rodzinie.
Oczywiście, różnie z tym bywało, ale personalia katów powinni znać tylko dyrektorzy więzień, w których przeprowadzano egzekucje. Katom o tyle łatwo było utrzymać anonimowość, gdyż pracowali na zlecenie - wzywano ich, gdy byli potrzebni. Na co dzień wykonywali inne zajęcia, czasem w służbach więziennych, czasem prace zupełnie cywilne. Zanim zostali katami musieli przejść półroczne szkolenie z zakresu anatomii człowieka, fizyki, prawa i etyki. Instrukcja Dyrektora Centralnego Zarządu Zakładów Karnych określała wyposażenie mundurowe wykonawców kary śmierci. Składały się na nie: garnitur czarny, biała koszula, czarny krawat, osłona twarzy, skarpety czarne, białe skórzane rękawiczki.
Dlaczego kaci wybierali taką specyficzną profesję? Jedni z powodów finansowych, inni dostawali polecenie odgórne, które musieli wykonać, jeszcze inni przez przypadek. Tak było w czasach współczesnych. Natomiast od średniowiecza do końca XIX wieku kaci dziedziczyli rzemiosło po ojcu i dziadku, poślubiali wdowy po katach i przejmowali rodzinny interes lub z własnej woli przyuczali się u mistrzów. W niektórych miastach, np. Raciborzu czy Bieczu, kaci jako rzemieślnicy posiadali swój cech. Kaci z Biecza byli wysoko cenieni, wypożyczano ich do innych miast i przysyłano im uczniów na szkolenie.
W 1988 roku wykonano w Polsce ostatni wyrok śmierci. Stało się to w areszcie śledczym przy ul. Montelupich w Krakowie. Skazanym był 29-letni Stanisław Czabański, który zgwałcił i zamordował kobietę oraz próbował zamordować jej dwie córki.
Ostatni polski kat, z którym wywiad przeprowadził Jerzy Andrzejczak w książce „Spowiedź polskiego kata”, po odejściu z zawodu popełnił samobójstwo. Jakie natomiast były dalsze losy kata ze Skierniewic -nie wiemy.