Druga twarz ubezpieczyciela, czyli drugi raz lepiej się nie łamać

Czytaj dalej
Fot. Agnieszka Kubik
Agnieszka Kubik

Druga twarz ubezpieczyciela, czyli drugi raz lepiej się nie łamać

Agnieszka Kubik

Skierniewiczanki mają problemy z uzyskaniem odszkodowań od ubezpieczyciela, choć jedna płaci składki 27 lat, a druga 35. PZU twierdzi, że nie może wypłacić pieniędzy po raz drugi za ten sam uszczerbek na zdrowiu. Kobiety są w szoku.

Zdecydowana większość z nas płaci regularne składki na ubezpieczenie zdrowotne wierząc, że w razie wypadku otrzyma należne odszkodowanie. Że tak nie jest przekonały się dwie skierniewiczanki: Agnieszka Olewińska oraz Grażyna Chupka. Ich sprawy są co najmniej kuriozalne, ale ubezpieczyciel, w tym przypadku PZU, uważa, że nie doszło do żadnych uchybień.

Agnieszka Olewińska spadła kilka lat temu z czterech metrów z drabiny i złamała sobie nos i rękę, miała też zbite kolano oraz wybite zęby. Pogotowie, szpital, gips, leczenie, rehabilitacja. Lekarz orzecznik wycenił uszczerbek na zdrowiu na 7 procent i pani Agnieszka otrzymała 1.850 zł odszkodowania przy miesięcznej składce około 20 zł.

W grudniu tego roku Agnieszka Olewińska została potrącona przez samochód. Znowu pogotowie, szpital, gips, leczenie i rehabilitacja.

Pech był podwójny: nie dość, że w ogóle miała wypadek, to ponownie złamała sobie nos oraz miała zbite kolano i bark niemal w tych samych miejscach co poprzednio.

- Że był to pech dowiedziałam się kilka tygodni później, kiedy lekarz orzecznik na komisji stwierdził, że "za to" już pieniądze dostałam i przyznał mi zero procent uszczerbku na zdrowiu - mówi zszokowana całą sytuacją Agnieszka Olewińska. - Do głowy mi nie przyszło, że mogę nie otrzymać odszkodowania tylko dlatego, że nos i rękę raz już sobie złamałam! Tym bardziej, że składki płacę od 27 lat!

A jednak PZU tak właśnie potraktowało całą sprawę.

Rzecznik firmy Agnieszka Rosa wyjaśnia, że "w razie utraty lub uszkodzenia organu, którego funkcje przed wypadkiem były już upośledzone wskutek choroby lub trwałego inwalidztwa, stopień (procent) trwałego uszczerbku na zdrowiu określa się w wysokości różnicy między stopniem (procentem) trwałego uszczerbku właściwym dla stanu danego organu, a stopniem (procentem) trwałego uszczerbku istniejącym bezpośrednio przed wypadkiem".

Słowem nie ma tak dobrze, że ubezpieczony płaci całe życie składkę licząc na wsparcie finansowe, gdy poślizgnie mu się noga. Firma wypłaci w miarę godziwe odszkodowanie, gdy ta noga poślizgnie się raz, ale gdy do wypadku dojdzie drugi czy kolejny raz, ubezpieczyciel bazuje na różnicy w uszczerbku na zdrowiu nie między stanem wyjściowym, czyli kiedy jesteśmy w pełni zdrowi, a na różnicy między poniesionymi przez nas uszkodzeniami ciała.

Przekonała się o tym dwukrotnie Grażyna Chupka, która dwa lata temu upadła i doznała pęknięcia barku. Dwa miesiące była na zwolnieniu, potem przeszła rehabilitację; bark boli ją zresztą do tej pory i kobieta cały czas zażywa środki przeciwbólowe. Mimo to PZU nie przyznało jej odszkodowania, gdyż lekarz rodzinny napisał w wywiadzie, że ma zwyrodnienia i osteoporozę. PZU uznało, że w takiej sytuacji złamania są konsekwencją wspomnianych schorzeń.

- Odwoływałam się, ale nic to nie dało - mówi pani Grażyna. - Byłam taka zła, że aż nerwicy dostałam, bo ponad 35 lat płacę po 50 złotych miesięcznie składki, a gdy przyszła potrzeba, nie dostałam ani grosza. Oni tylko potrafią brać - mówi zbulwersowana.
W październiku ubiegłego roku Grażyna Chupka ponownie miała wypadek. Źle stanęła i uszkodziła torebkę stawową w kolanie. Poczuła ogromny ból, miała trzy punkcje w szpitalu, założony na dwa tygodnie gips, przeszła leczenie i rehabilitację.

Odszkodowania znów nie dostała, gdyż pięć lat wcześniej uszkodziła sobie rzepkę w tym samym kolanie.

- Mówiłam lekarzowi orzecznikowi, że jest to wprawdzie to samo kolano, ale inne schorzenie - opowiada skierniewiczanka. - Nikt mnie nie słuchał, żadnych pieniędzy nie dostałam. Wychodzi na to, że wszystkie te zasady działają w jedną stronę, korzystną dla ubezpieczyciela - ty płać, a on wypłaci, kiedy zechce.

Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych podkreśla, że najważniejsza jest umowa, którą ubezpieczony podpisuje z ubezpieczycielem. - Każdą trzeba czytać od deski do deski, nawet to, co jest napisane drobnym druczkiem, bo tylko umowa jest podstawą do wypłaty odszkodowania - mówi.

A kto czyta umowy, które podpisuje? Nawet w bankach, gdy zaciągamy kredyty na długie lata? Ufa się drugiej stronie i tyle..

Tymczasem nie można ufać, zwłaszcza agentom, którzy zawsze będą zachwalać warunki ubezpieczenia. Jedna z agentek przypomina sobie sytuację, kiedy ubezpieczyła klientkę m.in. na wypadek 400 różnych operacji, po czym kobieta miała operację przegrody nosowej, która akurat nie była ujęta w spisie.

Agnieszka Olewińska zapowiada, że odwoła się do PZU i będzie walczyć o swoje.

Rzecznik firmy podkreśliła jednak, że po naszej interwencji raz jeszcze sprawdzili sprawę skierniewiczanki i nie doszukali się żadnych uchybień. - Jak łamiesz się, człowieku, to pamiętaj: nigdy to samo miejsce - kwituje.

Agnieszka Kubik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.