Drzewa są gołocone na stroiki, kłusownicy zapełniają spiżarnie
Przy dużej liczbie plantacji świerkowych proceder nielegalnej wycinki choinek praktycznie zanikł. Drzewa są niszczone przez obdzieranie z gałęzi, intensywniej działają kłusownicy.
Przed świętami w lasach robi się tłoczniej. Co prawda ludzie nie przychodzą już, żeby wyciąć bożonarodzeniowe drzewko, za to chętnie pozbawiają świerki części gałęzi. Zwiększa się także intensywność działania kłusowników.
- Na terenie powiatu skierniewickiego i rawskiego jest bardzo dużo plantacji świerkowych, więc od 5 lat proceder nielegalnego pozyskiwania drzew na choinki praktycznie zanikł - mówi Paweł Domagalski, komendant posterunku straży leśnej Nadleśnictwa Skierniewice. - Za to drzewa są niszczone przez pozbawienie gałęzi, które są wykorzystywane do ozdób świątecznych czy wieńców.
Do końca roku skierniewickie nadleśnictwo prowadzi akcję pod nazwą „Choinka”. Porządku pilnują łączone patrole policji, straży łowieckiej, straży rybackiej i straży leśnej i szczególnie koncentrują się na miejscach, w których takie zagrożenia mogą występować.
- Patrole zwracają szczególną uwagę na miejsca, w których jest świerk i naturalnie zarybione zbiorniki wodne - mówi komendant Domagalski. - To okres, kiedy ludzie myślą o zapełnianiu spiżarni i tutaj mówię o typowych kłusownikach, ale też kłusujących myśliwych.
W lesie są zatrzymywane pojazdy i legitymowane osoby, które się nimi przemieszczają. W przypadku wątpliwości sprawdzana jest także zawartość pojazdu. Leśnicy napotykają też więcej wnyków.
- Kłusownik to człowiek, który zna las lepiej ode mnie - mówi Paweł Domagalski. - Podczas jednego przejścia można znaleźć nawet 30 wnyków, na sarnę czy zająca.
Kłusownik oznacza ścieżki, na przykład złamaną gałązką. Wie, którędy przechodzi zwierzyna i zastawia pułapki na jej drodze. Tak zwane oczko z haczykiem po zaciśnięciu wbija się w zwierzę, które męczy się i ginie od razu albo jest dobijane przez kłusownika. Zdarza się, że zapomina o wnykach i truchło znajdują leśnicy.
Okazuje się, że można zgodnie z prawem pozyskać świerk, w dodatku całkowicie za darmo.
- Jeśli zgłasza się do nas człowiek, który na własny użytek potrzebuje niewielkiej ilości świerku, wskazujemy mu miejsce, z którego może zabrać gałęzie - mówi komendant posterunku straży leśnej. - Wciąż obowiązuje przepis, że z lasu nie wolno wziąć ani gałązki, ani szyszki. Samowolne pozyskiwanie gałęzi jest niezgodne z prawem.
Do najpoważniejszego zdarzenia z udziałem amatorów państwowego mienia doszło kilka lat temu, kiedy zostało zniszczonych ok. 25 piętnastoletnich świerków. Do 1.70 metra drzewa zostały ogołocone z gałęzi, górne partie ścięto siekierą w połowie. Trudno wycenić, jakie to straty.
Jako materiał drzewny, koszt jest znikomy, ale duże drzewa to już kilkaset złotych i to już są wymierne szkody. Rosnąca wysoko jemioła już nie kusi. Żeby ją zdobyć, trzeba ściąć drzewo, a to już wymaga więcej zachodu. No i znaleźć miejsce jej występowania.
Jeśli jesteśmy w lesie i wydaje nam się, że nikt na nas nie patrzy, jesteśmy w poważnym błędzie.
- Mamy swoich wykonawców, ludzi, którzy się kręcą i oni wiedzą, kto powinien być w lesie, a kto jest kimś z zewnątrz - mówi Paweł Domagalski. - Wspomaga nas też monitoring, którzy rzeczywiście się sprawdza.
Na teren skierniewickiego nadleśnictwa w ubiegłym roku przyjechała na „gościnne występy” szajka z Koszalina. Trzej młodzi mężczyźni w trzech leśnictwach kradli dębinę, którą następnie sprzedawali w podwarszawskich miejscowościach.
Chociaż panowie zmieniali miejsca pobytu i niełatwo było ich namierzyć, bardzo wyraźne zdjęcie zrobiła im fotopułapka.
Podczas akcji „Choinka” pracownicy terenowi są zobowiązani zwrócić szczególną uwagę na miejsca występowania świerku. Wciąż nie brakuje ludzi, którzy las uważają za miejsce, z którego można coś po prostu wziąć.