Dzieciom świat się zawalił w jednej chwili
List matki zamordowanej pracownicy pomocy społecznej w Makowie.
Po przeczytaniu artykuły „Gdzie pomoc dla rodzin spalonych kobiet”, jako jedna z osób, którą ta straszliwa tragedia dotknęła najboleśniej jak tylko może się zdarzyć, ponieważ zginęła w okrutny sposób moja córka Renatka – muszę się odnieść do niektórych aspektów opisanych w ww. artykule.
Zaraz po tragedii, a także w czasie pogrzebów padło ze strony władz, zarówno państwowych, jak też wójta gminy Maków tak wiele obietnic i deklaracji pomocy, że w to uwierzyliśmy.
Udzielono rodzinom dwóch zasiłków celowych po 3 tys. zł i po 3 tys. od wojewody. Nota bene pomoc ta przeznaczona została na pogrzeby naszych dziewczyn. Rodziny nie były przygotowane na taką tragedię, nie mieli oszczędności, są obciążone kredytami. Owszem, udzieloną pomoc doceniamy, co wyraziliśmy w podziękowaniu zamieszczonym na stronie internetowej gminy.
Oczekiwaliśmy, że wójt wyznaczy jakiś nieodległy termin, spotka się z nami wszystkimi, wyznaczy jakiś konkretny plan obiecanej, długofalowej pomocy, choćby w postaci stypendiów dla dzieci, że omówi to z rada gminy. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Wygląda na to, że powinniśmy pójść do wójta i pokornie o tę pomoc, deklarowaną wobec władz i ogólnopolskich mediów, grzecznie poprosić.
Tylko, że wójt jak gdyby zapomniał, co tak naprawdę się stało. Niemal pod jego nosem zginęły straszliwą śmiercią dwie jego pracownice, którym powinien zapewnić gwarantowane konstytucją bezpieczeństwo jako pracodawca.
Zginęły nie na wycieczce, ale za biurkami w biurze GOPS, gdzie pracowały z ogromnym zaangażowaniem i za co (o ironio!) przyznano im Złote Krzyże Zasługi. Ale przyznano im też krzyże na makowskim cmentarzu.
Nie zostały napadnięte na posesji oprawcy, ale w biurze Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, gdzie napastnik poczuł się bezpiecznie i bezkarnie. Wiadomo, że się odgrażał, że „zrobi z nimi porządek”. Nikt się jednak tym nie zajął, ani kierownictwo GOPS, ani wójt.
Przez kilka lat obok GOPS w Makowie był usytuowany posterunek policji. Stanowiło to zaporę dla petentów niebezpiecznych i agresywnych. Funkcjonariusze bardzo chętni pomagali pracownicom i asystowali przy wizytach i kontaktach w środowiskach patologicznych, gdzie mogło być zagrożone ich zdrowie i życie. Niestety, około 3 lata temu posterunek zlikwidowano, a pracownice pozostały bez żadnej ochrony.
Dla wójta jest to obecnie „przykra sytuacja”. A powinien zdawać sobie sprawę, co stało się przyczyną i źródłem tej tragedii. Bardzo trafnie określił to zamieszczony list do redakcji „Nie ma nic łatwiejszego niż krzywda”. Wójt wydaje się już być zmęczony wyliczaniem pomocy, jakiej udzielił. A tak nawiasem mówiąc, to żadna zasługa gminy w tym, że jak to wójt określił, „rodziny otrzymały odszkodowanie na maksa”. Wypłacone zostało zgodnie z warunkami ubezpieczenia. Podobnie trzeba nie mieć wyczucia sytuacji, wyliczając pomoc udzieloną dzieciom poprzez fundację przez ludzi dobrego serca i dobrej woli. Jesteśmy rozżaleni i zbulwersowani postawą wójta. Są zaniedbania i poważne zastrzeżenia do akcji przedpomocowej i gaśniczej. Ale trwa śledztwo i nie czas jeszcze o tym mówić. Przykre, bolesne i wręcz upokarzające są dla nas i dzieci wypowiedzi wójta do lokalnych mediów, do TVN24, a życie nie znosi hipokryzji.
Co zaś do tego stanu „szoku”, że rodziny oczekują jeszcze jakiegoś zadośćuczynienia, to niech pan wójt otrze łzy z buzi mojej 3-letniej wnuczki, niech jej wytłumaczy, dlaczego jej mama nie żyje i dlaczego nie wróciła z pracy. Niech wytłumaczy, co się stało, starszej 16-letniej wnuczce i chłopcom Małgosi. Tym dzieciom świat się zawalił w jednej chwili. Zostały pozbawione tej osoby w życiu jedynej i najważniejszej. Jak potoczą się ich losy, jak będą funkcjonować po przeżyciu tak potężnej traumy? Czy będą mogły się uczyć, pracować, funkcjonować w społeczeństwie? Rokowania psychologiczne w tym zakresie są niepokojące.
My, dorośli nie chcemy dla siebie niczego. Nasze zdrowie i spokój zostały do końca życia zrujnowane. Z obawa spoglądamy w przyszłość, jaka czeka moje wnuczki i chłopców Małgosi.
Pan wójt stwierdza, że ojciec starszej z dziewczynek, czyli mój zięć, nie wypełnił w porę wniosku o stypendium. Rzeczywiście, spóźnił się z tym wnioskiem, gdyż młodsza wnuczka od stycznia praktycznie przez cały czas chorowała, wychwytując wszelkie możliwe infekcje, z zapaleniem płuc włącznie. Pomagamy sobie, jak możemy, ale to na ojca spada główny ciężar wychowania maleństwa, borykania się z chorobą, wizytami u lekarzy. Jest to wynik przeżywanej traumy. Ale skąd wójt może to wiedzieć?
Te dzieci powinny uzyskać zadośćuczynienie za to, co przeżywają. Muszą mieć realne zabezpieczenie chociaż egzystencjalne, ponieważ ich matki zapłaciły za to swoim życiem, ginąc za biurkami, gdzie wykonywały swoje służbowe obowiązki.
Maria Król