Eksprezydent tropi sędziów
Leszek Trębski zaskarżył niekorzystny dla siebie wyrok i podnosi kwestię braku bezstronności sędzi.
30 listopada w Sądzie Rejonowym zapadł wyrok w sprawie zniesławienia prezydenta Krzysztofa Jażdżyka przez radnego Leszka Trębskiego. Sąd skazał radnego na grzywnę 7 tys. zł, zwrot kosztów postępowania w wysokości 1452 zł i opłatę sądową w wysokości 700 zł. 5 stycznia Leszek Trębski zaskarżył niekorzystny dla siebie wyrok. W apelacji podnosi szereg kwestii, wśród których najistotniejsza wydaje się ta dotycząca „uzasadnionych wątpliwości co do bezstronności sędzi” prowadzącej sprawę.
- Już podczas procesu nabrałem podejrzeń, głównie dlatego, że sprawa przebiegała w błyskawicznym tempie, a sędzia była nastawiona do mnie bardzo negatywnie - mówi Leszek Trębski. - Po bulwersującym dla mnie wyroku zacząłem temat drążyć, głównie surfując w Internecie, ale również zyskując wiedzę od życzliwych mi ludzi - i w końcu okazało się, że mam rację - mówi radny, który ustalił, że „orzekająca w przedmiotowej sprawie sędzia Katarzyna Welichowska-Opalska oraz jej mąż Andrzej Opalski pozostają w serdecznej, zbliżonej do rodzinnej relacji z osobą z kręgu najbliższych współpracowników Krzysztofa Jażdżyka, czyli Franciszka Trauta. Jażdżyk i Traut działali wspólnie w Stowarzyszeniu Razem dla Skierniewic (...), a w okresie wyborów samorządowych Franciszek Traut publicznie dyskredytował Leszka Trębskiego (...), ponadto agitował na rzecz Krzysztofa Jażdżyka.
(...) W dniu wyborów Franciszek Traut był w sztabie wyborczym Krzysztofa Jażdżyka (...), na bieżąco relacjonował na FB napływające do sztabu wyniki wyborów (...), a pod jednym z takich wpisów komentarz zamieścił Andrzej Opalski, dając wyraz swojego zaangażowania w wybory w Skierniewicach (...)”.
Leszek Trębski wymienia jeszcze szereg innych powiązań między rodzinami Opalskich i Trautów dodając, że „Franciszek Traut prowadzi obecnie obsługę prawną spółek miejskich oraz jest członkiem rady nadzorczej spółki miejskiej Wod-Kan (...), reprezentuje też Krzysztofa Jażdżyka jako pełnomocnik procesowy w jego osobistych sprawach. Swoje zainteresowanie rozstrzygnięciem w przedmiotowej sprawie okazał dwukrotnie udostępniając na FB informacje o zaskarżonym wyroku, rozpowszechniając informacje o skazaniu Leszka Trębskiego (...)”.
Czy w takiej sytuacji sędzia prowadząca sprawę powinna była wyłączyć się z niej już na samym początku, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń? Resort sprawiedliwości, do którego zwróciliśmy się o komentarz, odesłał nas do Sądu Okręgowego w Łodzi, dokąd trafiła apelacja. Jej rzecznik uważa, że sprawa nie jest tak jednoznaczna.
- Sprawa została przydzielona już w momencie jej wpłynięcia do SR w Skierniewicach sędzi Katarzynie Wielichowskiej-Opalskiej i nie oznacza, że te wszystkie okoliczności, o których wspomniano w apelacji wniesionej przez oskarżonego Leszka Trębskiego, były sędzi znane - np. zaangażowanie społeczne albo polityczne Franciszka Trauta. Sprawa ta nie dotyczyła bezpośrednio Franciszka Trauta, ani też okoliczności zdarzenia nie wskazywały na jakiś związek z nimi Franciszka Trauta, a ponadto z żadnego dowodu przeprowadzonego na rozprawie nie wynika, aby jakiś związek miał z nimi Franciszek Traut - odpowiada Paweł Urbaniak, rzecznik prasowy ds. karnych SO w Łodzi. - Kodeks postępowania karnego przewiduje, że same strony mogą złożyć wniosek o wyłączenie sędziego od udziału w sprawie, a więc taki wniosek mógł złożyć oskarżony Leszek Trębski.
Tyle, że jak twierdzi zainteresowany, o powiązaniach sędzi ze skierniewickim adwokatem dowiedział się (sam się ich doszukał), już po ogłoszeniu wyroku.
Ale nie tylko fakt braku rzekomej bezstronności sędzi wzbudził zdenerwowanie Leszka Trębskiego. W apelacji podkreśla, że „jako opozycyjny radny został pozbawiony prawa do inicjowania debaty publicznej w sprawach dotyczących miasta oraz formułowaniu własnych ocen”, a wysoka kara „stanowi przestrogę dla każdego, kto chciałby publicznie skrytykować urzędującego prezydenta”.
Radny odwołał się też do innej sprawy toczącej się w skierniewickim sądzie, w której oskarżycielami byli wójt gminy Maków oraz przewodniczący rady gminy. Przypomnijmy, że mieszkaniec gminy w rozprowadzanych ulotkach oraz na łamach prasy zarzucił obydwu przyjmowanie korzyści majątkowych w związku z budową zakładu w Pszczonowie.
- I w tej sprawie, mimo, że o wiele cięższego kalibru, sędzia nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego, umarzając postępowanie z urzędu - mówi radny. - Podkreśliła, że osoby sprawujące funkcje publiczne winny mieć grubszą skórę i wykazywać się większą tolerancją i odpornością na mogącą się pojawiać pod ich adresem krytykę.
Prezydent Krzysztof Jażdżyk twierdzi, że o żadnych powiązaniach nie miał pojęcia, a apelacja to kolejny przejaw frustracji radnego. - Ale radny ma, oczywiście, do niej prawo - mówi. - Sądy są niezawisłe, więc spokojnie czekam na wyrok.
Z Franciszkiem Trautem nie udało nam się skontaktować.