Emeryt z Łowicza zabił kolegę nożem, którym miał ściąć kwiaty dla żony?
W Sądzie Okręgowym w Łodzi w tym tygodniu ruszył proces emeryta z Łowicza. Józef K. oskarżony jest o zabójstwo swego znajomego Roberta D. 68-latek nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu.
Do tragicznych wydarzeń doszło 1 maja ubiegłego roku około godz. 18 w rejonie targowiska miejskiego. Podczas kłótni dwóch łowiczan Józef K. miał zaatakować kuchennym nożem 50-letniego mężczyznę. Wcześniej spożywał z nim alkohol.
Z ranami kłutymi klatki piersiowej w okolicach serca Robert D. trafił w ciężkim stanie do łowickiego szpitala, gdzie o godz. 18.38 zmarł na izbie przyjęć. Policja na miejscu zatrzymała domniemanego sprawcę zabójstwa. Był nietrzeźwy. 68-letni łowiczanin miał w organizmie około 2 promili alkoholu.
Odpowiadając na pytania sędziego Ryszarda Lebiody, oskarżony wyjaśnił, że ma wykształcenie podstawowe, jest bez zawodu i przebywa na emeryturze. Z zeznań Józefa K. wynikało, że dnia przed południem wyszedł z domu na spacer. Po drodze spotkał swoich kolegów Wieśka i Krzyśka, z którymi pokrzepił się alkoholem. Po pewnym czasie dołączył do nich pokrzywdzony.
Mężczyźni złożyli się na pół litra wódki, ale bez udziału Roberta D., który zaznaczył, że nie dołoży się, gdyż nie pracuje i nie ma pieniędzy. I wtedy po raz pierwszy doszło do scysji oskarżonego z jego domniemaną ofiarą, która miała dokuczać Józefowi K. i obrzucać go wyzwiskami. Doszło do szamotaniny, podczas której Robert D. trzy razy zrzucił z ławki Józefa K., który uderzył głową w kostkę brukową i poczuł się lekko oszołomiony.
Potem 68-latek wrócił do domu na obiad, po czym znów wyszedł na miasto. Tym razem zabrał ze sobą nóż kuchenny, bowiem - jak wyjaśnił w sądzie - chciał ściąć kwiaty bzu dla swojej żony Wandy z okazji jej urodzin. Po drodze natknął się na pokrzywdzonego, który znów zaczął go obrażać i obrzucać wyzwiskami. Na dodatek obelżywie wyraził się o jego małżonce.
- Powiedziałem Robertowi, aby się zamknął. Wyjąłem nóż z kieszeni, który Robert chciał mi wyrwać, ale nie dał rady. Byłem w szoku. Chciałem postraszyć Roberta. Uderzyłem go nożem, ale szczegółów nie pamiętam. Byłem wzburzony. Wkrótce przyjechali policjanci i zatrzymali mnie - zeznał Józef K., co rusz płacząc i wycierając oczy chusteczką.
Wspomniał też, że agresja Roberta D. przejawiała się w tym, że pobił swoją mamę i sąsiada.
Oskarżonemu grozi nawet dożywocie.