Ewa Smerecka: Łzy chowa pod makijażem
Ewa Smerecka dziś kocha folklor, chociaż nie była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Chociaż Ewa Smerecka swoją przygodę z muzyką rozpoczęła w zespole ludowym Koderki, kiedyś szczerze nie lubiła folkloru.
- Ale wtedy w Łowiczu folklor był jedyną formą działalności - mówi. - Z czasem... naprawdę go pokochałam.
Od zawsze za to lubiła ludzi. Dziś to właśnie praca z dziećmi daje jej prawdziwą radość. Ewa wie, że ma z nimi świetny kontakt.
Jak potoczyła się kariera
Najpierw ukończyła z wyróżnieniem śpiew solowy na wydziale wokalno-aktorskim Szkoły Muzycznej II stopnia im. Fryderyka Chopina w Warszawie (Bednarska), później zdobywała kwalifikacje instruktora muzycznego oraz wokalnego Teatru Akademickiego Uniwersytetu Warszawskiego. Została też wykładowcą historii muzyki na kierunku historia sztuki.
Niebawem obroni pracę magisterską na warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Studiuje teologię.
- Zajęłam się kontrowersyjnym tematem dotyczącym transplantacji narządów ze zwłok - mówi Ewa Smerecka. - Obalam koncepcję śmierci mózgowej.
Jednak to właśnie bycie instruktorem daje jej największą satysfakcję. - Jako instruktor pracuję najdłużej i mam dobry warsztat - mówi.
Śpiew był od zawsze
Ewa wiedziała, że będzie śpiewać. Do realizacji marzeń dążyła sama. Rodzice byli przeciwni muzyce i powiedzieli córce: „albo muzyka, albo normalne studia”. Stając do egzaminów na Bednarskiej jako jedyna nie pobierała wcześniej prywatnych lekcji, nie miała też przygotowania muzycznego.
- Nie wiedziałam, że to najlepsza szkoła w kraju - śmieje się.- Pojechałam z jakimś programem, bez żadnego przygotowania; ot, zwykła dziewczyna z Łowicza.
Na egzaminie aktorskim łowiczanka miała zagrać wodę. Nie wiedziała, co zrobić i stała bez ruchu przed 14-osobową komisją.
- Pomyślałam, że wszystko stracone. Kiedy zapytali, co robię, powiedziałam, że paruję. Dostałam się - wspomina.
To były ciężkie cztery lata. Klasyczny śpiew operowy, choroba na drugim roku, pół roku naświetlania... i świetnie zdane egzaminy. Ewa zrozumiała, że jeśli chce, to może wszystko osiągnąć.
Zapisała się do Instytutu Szkolenia Organistów przy Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie. Została organistą.
- Nie lubię wolnego czasu, muszę go wykorzystać - mówi.
Ewa od pięciu lat jest również wokalistką zespołu Fusion. Gra na bankietach i weselach, jednak nigdy nie patrzy na tę działalność jak na granie do przysłowiowego kotleta.
- Zaśpiewam i na ludowo, i po operowemu. Ludzie nie wierzą, że gramy na żywo. Często ktoś przerywa taniec, wyjmuje komórkę i zaczyna mnie nagrywać. To jest miłe - opowiada.
Jej duchowość
Łowiczanka studiuje obecnie na wydziale teologicznym, chociaż z kościołem zawsze była na bakier .
- Mój promotor ksiądz powiedział, że dzięki temu, że jestem z boku wiary, mam dystans i pewne rzeczy lepiej pojmuję - wyjaśnia.
Ale to nie koniec pomysłów Ewy na życie. Chce się związać z bioetyką, myśli o studiach doktoranckich.
Życie dzieli między Łowiczem a Warszawą. W jej warszawskim pokoju , po kobiecemu porządnie zagraconym, od października stoi nierozpakowana po wakacjach w Turcji walizka.
- Połowa łóżka służy mi do spania, druga połowa to biuro - śmieje się.
Ewa nie wierzy w przypadek. Jest przekonana, że wszystko, co nam się przydarza, ma sens. Nawet, jeśli nie da się go dostrzec od razu.
- Zawsze byłam wdzięczna losowi za wszystkie złe rzeczy, jakie mnie spotykają - mówi łowiczanka. - Dziękuję, że to spotkało mnie, a nie kogoś, kto mógłby sobie nie poradzić.
Jej spojrzenie na świat zmieniło się podczas towarzyszenia w umieraniu Ani, chorej na nowotwór koleżance ze studiów.
- Zaczęłam inaczej patrzeć na świat, chłonąć każdy element - opowiada Ewa. - Pamiętam Anię, kiedy ważyła 28 kilo i krzyczała z bólu - mówi.
Ewa nie lubi rozmów o niczym. Woli posłuchać radia niż narzekania, że komuś buty wykupili.
- Chcę coś z siebie dać światu i ludziom, wiem, że świata nie zmienię, ale czuję, że mogę więcej. Nie chcę przespać życia - deklaruje.
Twarda kobieta?
Im więcej zajęć ma łowiczanka, tym łatwiej jej wszystko zorganizować.
- Dostaję wtedy autopilota - podkreśla. - Wiem, że mam deadline, muszę zrobić i koniec.
Ewa pisze swój własny materiał muzyczny. Niebawem recital, a później kto wie, może pierwsza płyta?
Na zewnątrz twarda i pewna siebie, wyznaje z ujmującą szczerością:
- Im bardziej mi się chce płakać, tym lepszy mam makijaż. To mój wewnętrzny hamulec - mówi.