Felietony Anny Traut-Seligi

Czytaj dalej
Anna Traut-Seliga

Felietony Anny Traut-Seligi

Anna Traut-Seliga

Zachęcamy do lektury felietonów dr Anny Traut-Seligi, pełnomocnika rektora ds. kontaktów środowiskowych i rozwoju zrównoważonego PWSZ w Skierniewicach.

CIEMNA STRONA DOLINY RAWKI

Siódmego lipca w Gminnym Ośrodku Kultury w Bolimowie odbyło się niezwykłe spotkanie.

Zgromadzeni goście mieli okazję obejrzeć dwa premierowe oraz jeden wyświetlany wcześniej film o działaniach wojennych, a zwłaszcza atakach gazowych, związanych z I Wojną Światową. Reżyserem dwóch z nich („Bolimów 1915” i „Muzeum” ) był Tomasz Świątkowski, trzeciego („Pogrzebane wspomnienia”) Erica Van der Borght.

Wszystkie te filmy, po których pokazie rozgorzała interesująca dyskusja, poruszały nie tylko temat działań wojennych związanych z atakami gazowymi przeprowadzonymi w dolinie Rawki w 1915 roku, ale również zagadnienie naszej pamięci o tych czasach. A ta, jak się okazuje, jest wybiórcza…

Przez wiele lat temat zatrzymania frontu I Wojny Światowej na linii Rawki i Bzury oraz licznych okrucieństw, jakich dopuszczały się obie strony konfliktu, nie był w Polsce szczególnie szeroko omawiany. Jednak w zeszłym roku minęła setna rocznica wybuchu I Wojny Światowej, w tym roku mija setna rocznica użycia gazów bojowych w dolinie Rawki, dlatego temat ten powrócił do naszej świadomości. Duża w tym zasługa dr Anny Zalewskiej, wielkiej pasjonatki i znawczyni tematu, prowadzącej w Puszczy Bolimowskiej, w strefie ziemi niczyjej pomiędzy liniami okopów, wykopaliska archeologiczne. Wyniki tych badań, płynące z nich wnioski, robią piorunujące wrażenie…

Również społeczność gminy Bolimów zaczyna wspominać to, o czym po zakończeniu działań wojennych chciano jak najszybciej zapomnieć… Tej chęci zapomnienia trudno się dziwić, bo ludność okolic Bolimowa bardzo ucierpiała w trakcie walk w dolinie Rawki…

Dziś jednak w gminie panuje przekonanie, że dość już zamiatania tych spraw pod dywan, a na niezwykłej i dramatycznej historii działań wojennych w dolinie Rawki można zbudować coś nowego i wartościowego. Gmina Bolimów otworzyła swoje pierwsze muzeum w budynku dawnej plebanii; można tam oglądać wystawę poświęconą I Wojnie Światowej, eksponatów wciąż przybywa.

Już od kilku lat lokalne stowarzyszenie organizuje pokazy odtwórstwa historycznego
związanego z walkami w dolinie Rawki i z każdym rokiem rekonstrukcje te przyciągają większą ilość obserwatorów. Ta atrakcyjna forma przekazu może unaocznić ludziom, którzy nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiali, czym było piekło wojny pozycyjnej w dolinie Rawki oraz koszmar użycia broni chemicznej przeciwko nieprzygotowanym na to ludziom…

Niewiele osób interesuje się obecnie historią I Wojny Światowej, w powszechnym rozumieniu to nie była „nasza” wojna – bo kto się tam bił, czyje wojska przetaczały się przez tereny, które dziś nazywamy Polską… ? Rosyjskie, pruskie, austro-węgierskie, nie zaś polskie! A przecież w każdej z tych armii służyły i ginęły tysiące Polaków. Wielu z nich zginęło właśnie tu, na linii Rawki, w dzisiejszych gminach Bolimów i Puszcza Mariańska, a ślady tego dramatu wciąż są odnajdywane pomiędzy korzeniami drzew Puszczy Bolimowskiej…

Dwa barszcze
Dawno temu straszono dzieci złym wilkiem, później czarną wołgą, całkiem niedawno kleszczami. Dziś straszymy nasze pociechy, zgodnie z najnowszą modą – barszczem Sosnowskiego.

Barszcz Sosnowskiego to roślina z rodziny selerowatych, naturalnie występująca na Kaukazie; do Polski dotarła ona pod koniec lat 50., jako rzekomo znakomita roślina pastewna. Nie trzeba było dużo czasu, by przekonać się, że polskie krowy nie zechcą jeść barszczu ani na surowo, ani jako kiszonki, a zmuszone do jedzenia – chorowały. Na dodatek zbiór tej rośliny był niebezpieczny dla zdrowia rolników. Szybko zaniechano uprawy, jednak barszcz Sosnowskiego zdążył już uciec człowiekowi i zaczął rozprzestrzeniać się w dzikiej przyrodzie, gdzie bardzo trudno go wytępić.

Obecność tego gatunku rzeczywiście jest niepożądana i niebezpieczna: barszcz szybko zajmuje nowe tereny zagłuszając inne rośliny. Wydziela silne olejki eteryczne, które mogą poparzyć człowiekowi skórę. Jednak jest to roślina tak charakterystyczna, że można uniknąć spotkania z nią omijając ją szerokim łukiem. Barszcz Sosnowskiego jest teoretycznie bardzo podobna do innych roślin z rodziny selerowatych. A jednak jest cecha, która pozwala szybko odróżnić barszcz Sosnowskiego od innych, w większości niegroźnych roślin z rodziny selerowatych: jest on po prostu wielki. Może osiągnąć wysokość do czterech metrów!

W naszej części kraju barszcz Sosnowskiego jest jeszcze rzadko spotykany. Tymczasem jego zła sława wyprzedza go, zagrażając innym, często rzadkim i chronionym, gatunkom z rodziny selerowatych. Ludzie niszczą takie gatunki jak: podagrycznik, dzika marchew, chroniony w całej Europie starodub łąkowy, czy barszcz zwyczajny – roślina, której zawdzięcza nazwę ulubiona zupa wielu Polaków. Zanim sprowadzono do Polski buraki, barszcz gotowano właśnie z barszczu zwyczajnego, którego młode liście i łodygi są doskonałe na zupę typu chłodnik i botwinka oraz do kiszenia. Z kiszonego barszczu można zrobić naprawdę pyszny barszcz.

W przypadku zaobserwowania podczas spaceru bardzo wysokich roślin baldaszkowatych, tworzących nieprzebyty gąszcz – warto zgłosić to władzom gminnym, czy Nadleśnictwu, ale nie należy rozpoczynać niszczenia roślin na własną rękę, aby nie narazić zdrowia lub przypadkiem nie naruszyć prawa i nie zubożyć różnorodności biologicznej naszego regionu.

Wegetarianizm: jak i dlaczego?

Wystarczy przejść się w czwartek wśród straganów skierniewickiego rynku, by zachwycić się różnorodnością oferowanych tu letnią pora owoców i warzyw. Wybór jest ogromny i mało co sprawia mi taką radość, jak pakowanie do toreb tych wszystkich czereśni, młodych ziemniaków, kalafiorów i bobu. Tocząc się do samochodu obładowana tym całym dobrem, jestem w pełni przekonana, że kupiłam wszystko, czego potrzebuję, by dobrze zjeść.

Latem, zwłaszcza podczas upałów, wiele osób chętniej zje na obiad fasolkę szparagową z wody niż grillowaną karkówkę, łatwiej nam też zapomnieć o wędlinach i camembertach. Lato jest porą, gdy jak z rogu obfitości wysypują się młode i świeże owoce, warzywa, są też pierwsze dzikie grzyby i właśnie ku takim delicjom kierują się myśli smakoszy…

Są wszakże wśród nas ludzie, którzy przez okrągły rok nie mają w lodówce schabu, serów, czy jajek. I żyją. I też są smakoszami przygotowującymi pyszne potrawy, po prostu bez wykorzystywania produktów pochodzenia zwierzęcego. Dla niektórych z nich – to tylko dieta, wynikająca z upodobań kulinarnych, czy stanu zdrowia, jednak dla wielu – to styl życia. Mowa o wegetarianach.
Wegetarianizm ma wiele odmian, różniących się od siebie stopniem odrzucenia w diecie (a także w ogóle w życiu) produktów pochodzenia zwierzęcego.

Na przykład semiwegetarianie dopuszczają jedzenie drobiu, jarosze jedzą ryby, laktoowowegetarianie jedzą oprócz produktów roślinnych także nabiał i jaja. Wszyscy wegetarianie mogą również spożywać miód. Laktowegetarianie piją mleko, lecz nie dla nich jajko po wiedeńsku, a owowegetarianie nie pogardzą jajecznicą, natomiast nie zjedzą bitej śmietany. Weganie nie jedzą żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego, w tym miodu, nie noszą też wełnianych swetrów, ani apaszek z jedwabiu. Weganizm nie jest tylko dietą, to już styl życia, ponieważ zbilansowanie jej wymaga uwagi i troski, wiąże się też z ideologią i bardzo emocjonalnym stosunkiem do zwierząt i ich praw.

Dietę wegetariańską zbilansować łatwo, WHO uznało ją za równocenną diecie mięsnej pod względem możliwości dostarczenia niezbędnych człowiekowi do życia substancji odżywczych. Dlatego dietę wegetariańską mogą stosować nie tylko osoby dorosłe, ale również dzieci i młodzież (potwierdzają to badania naukowców, również polskich z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie).
Weganizm, wbrew pozorom, nie jest dietą radykalną, ani szczególnie trudną do prawidłowego ułożenia, szczególnie dla osób dorosłych.

Znamiona radykalizmu nosi natomiast kolejna odmiana wegetarianizmu – frutarianizm. Frutaranie jedzą tylko owoce (w tym warzywa, które są owocami roślin, np. pomidory i ogórki), które uważają za jedyną część roślin przeznaczoną do zjedzenia. Przy tym najchętniej jedzą takie owoce, które same spadły już z macierzystych roślin. Owoce te poddają jednak obróbce termicznej, czego nie czynią witarianie, będący weganami jedzącymi wyłącznie surowe rośliny, najczęściej owoce.

Jak widać wegetarianizm ma niejedno oblicze. Warto też pamiętać, iż wiele osób przechodzi na dietę wegetariańską lub wegańską nie tyle ze względów zdrowotnych, czy kulinarnych, co ze współczucia dla zwierząt, które w dzisiejszych czasach z towarzyszy ludzkiego życia i trudu (wystarczy przypomnieć sobie słynną scenę z „Chłopów” Reymonta, gdzie Borynowie opłakują przedwczesną śmierć krowy) zamieniły się w najmniej istotny element przemysłu masarskiego. Dla wielu osób dieta wegańska jest również sposobem na walkę z… globalnym ociepleniem!

Krowy hodowane dziś masowo na nabiał i mięso wydalają do atmosfery ogromne ilości metanu, gazu cieplarnianego, który 30 razy silniej niż dwutlenek węgla przyczynia się do ogrzewania atmosfery wokół Ziemi. Szacuje się, iż w chwili obecnej hodowla bydła w większym stopniu przyczynia się do ocieplenia klimatu, niż wszystkie samochody i kotłownie przydomowe na świecie razem wzięte!

Dlatego, gdy na jeden, czy dwa obiady w tygodniu nie zjemy mięsa i nabiału, nie tylko poprawimy stan swojego zdrowia, ale również przyłożymy rękę do walki ze zmianami klimatu na Ziemi. Go vegan, people(choćby tylko na lato).

Anna Traut-Seliga

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.