Firma jest fajna, ale trzeba ją poukładać [ROZMOWA]
Z Jackiem Pełką, nowym prezesem ZWiK Wod-Kan, rozmawiamy między innymi o planowanych zmianach w spółce miejskiej.
Roman Bednarek: Oswoił się już Pan z nowym miejscem pracy?
- W spółce Wod-Kan pracuję od 1 kwietnia, więc minęło nieco ponad trzy tygodnie. Nie jest to dużo czasu na to, aby zapoznać się z problemami firmy, ale zdążyłem się już zaznajomić z jej specyfiką.
I jak się Panu podoba?
- No cóż... Biznes jak każdy inny, z tą może różnicą, że pracowałem w firmie prywatnej, która jest nastawiona na zysk. W spółce samorządowej są nieco inne priorytety. Zresztą prezydent miasta - rozmawiając ze mną przed objęciem stanowiska - podkreślał, że prowadząc spółkę samorządową trzeba też widzieć ludzi i ich problemy, więc należy nieco wypośrodkować pomiędzy dbałością o jak największe wpływy finansowe, a sprawami społecznymi. Firma jest fajna i pracują w niej fajni, kompetentni ludzie, ale trzeba wszystko poukładać.
Był Pan dyrektorem produkcji w spółce Autobar Packaging Poland, dużej, międzynarodowej firmie. Nie szkoda Panu takiego stanowiska, którego wielu na pewno zazdrościło?
- Zwykle podejmuję przemyślane decyzje, których później nie muszę żałować i tej też nie żałuję. Zresztą jest na to jeszcze za wcześnie.
Długo się Pan zastanawiał, zanim zdecydował o objęciu funkcji prezesa spółki samorządowej?
- Trudno mi dokładnie określić, ale trwało to koło miesiąca. Wcześniej oczywiście były rozmowy z prezydentem miasta, który najpierw zaproponował mi objęcie jakiejkolwiek spółki samorządowej. Później dopiero przeszliśmy do konkretów i wtedy okazało się, że chodzi o spółkę Wod-Kan.
I powiedział Pan prezydentowi miasta "tak". Czym Pana przekonał?
- Na pewno nie były to sprawy materialne. W poprzedniej firmie miałem do dyspozycji mercedesa, którego mogłem używać przez całą dobę, teraz jeżdżę służbowym fiatem i to tylko do domu i do pracy. Do celów prywatnych używam własnego samochodu. Pieniądze, które tutaj zarabiam, też są inne niż te, które otrzymywałem w poprzedniej firmie...
Czy to znaczy, że przechodząc na stanowisko prezesa spółki samorządowej, stracił Pan finansowo?
- No, trochę...
To czym tak naprawdę prezydent Pana zachęcił?
- W poprzedniej firmie pracowałem 10 lat, to długi czas. Wprawdzie praca był interesująca i mój przełożony dbał, abym się nie nudził, na przykład nieustannie wprowadzając w życie nowe inwestycje, za którymi szły określone zmiany, ale - jak każdy człowiek - potrzebowałem nowych wyzwań. Raczej w tych kategoriach należy rozpatrywać przyczyny mojej decyzji o zmianie pracy. Pojawiło się w moim życiu nowe wyzwanie, więc je podjąłem.
Powiedział Pan wcześniej, że - cytuję - firma jest fajna, tylko trzeba w niej wszystko poukładać. Czy to oznacza, że planuje Pan jakieś zmiany? Na przykład personalne na kierowniczych stanowiskach?
- Nie planuję wymiany kadr kierowniczych, poza jednym przypadkiem, który jednak nie wynika z mojej woli. Jeszcze za czasów mojego poprzednika jedna osoba, pełniąca obowiązki kierownika działu, złożyła rezygnację z tego stanowiska powołując się na względy rodzinne. Sprawa ta nie została wówczas załatwiona i to ja będę musiał ją rozpatrzyć. Przewiduję natomiast zmiany w strukturze firmy. Już teraz widzę potrzebę stworzenia nowego działu, wykorzystując jednak pracowników już w spółce zatrudnionych.
Prawdopodobnie wkrótce będzie musiał się Pan zmierzyć z ogromnym wyzwaniem, jakim jest projekt uporządkowania gospodarki wodno-ściekowej w mieście o wartości ok. 200 mln zł. Nie boi się Pan tak dużego przedsięwzięcia?
- Boję się tylko o wpływ, jaki ta inwestycja będzie miała na finanse spółki. Wprawdzie projekt będzie realizowany wówczas, gdy pojawią się unijne pieniądze, ale przecież i tak trzeba mieć wkład własny w wysokości ok. 80 mln zł. Tymczasem roczny obrót spółki wynosi 18 mln zł, zaś jej zysk przed opodatkowaniem na poziomie zaledwie 600 tys. zł. Na domiar złego spada zużycie wody w mieście, a więc i wpływy do kasy spółki. Dlatego trzeba też trafnie dobrać źródła finansowania wkładu własnego. Uważam, że wszystko trzeba dokładnie przedyskutować. W każdym razie wkrótce ostro ruszamy z przygotowaniem dokumentacji dla tego projektu.
Czy tak wielka inwestycja nie odbije się na budżetach domowych mieszkańców poprzez konieczność podwyższenia taryf opłat za wodę i ścieki?
- Na pewno wszelkie wydatki powinny mieć odzwierciedlenie w wysokości opłat za wodę i ścieki, bo skądś te pieniądze trzeba brać. Z tego jednak, co wiem, prezydenci mają pomysł na to, aby stawki opłat nie rosły drastycznie i raczej pozostawały na dotychczasowym poziomie.
Planuje Pan jakieś inne inwestycje w najbliższym czasie?
- Chcemy zbudować nowe ujęcie wody przy ulicy Waryńskiego. W tym celu trzeba wywiercić studnię o głębokości 500 m. Kolejne ujęcie planujemy przy ul. Rawskiej.
Po co, skoro spada zużycie wody w mieście?
- Teraz spada, ale w każdej chwili może się to zmienić. Musimy być przygotowani na przykład na to, że w mieście pojawi się inwestor, który dla celów produkcyjnych będzie potrzebował dużych ilości wody. Jeśli mu tego nie zapewnimy, poszuka sobie innego miejsca, bo przecież nie będzie czekał na to, że wykopiemy nową studnię.