Gdy auta rozjeżdżają wieś

Czytaj dalej
Fot. Roman Bednarek
Roman Bednarek

Gdy auta rozjeżdżają wieś

Roman Bednarek

Ruch jest taki, że trudno przejść do sąsiada na drugą stronę drogi. Czasem trzeba zrezygnować. Byłoby łatwiej, gdyby kierowcy jadący przez wieś byli bardziej uprzejmi dla miejscowych.

Mieszkańcy Mokrej Prawej mają dość życia przy ruchliwej drodze krajowej nr 50, która przecina wieś na dwie jakby odrębne części. Przejście na drugą stronę drogi po to, aby zamienić kilka słów z sąsiadem od pewnego czasu jest problemem; czasem więc macha się ręką i zostaje w domu. Lepiej bowiem odpuścić niż narazić się na niebezpieczeństwo.

- W tej chwili trudno przejść na drugą stronę drogi, a jest jeszcze całkiem przyzwoicie, bo mamy wakacje - zastrzega pan Stanisław z Mokrej Prawej. - Horror rozpocznie się, jak dzieci zaczną chodzić do szkoły i wszyscy wrócą z urlopów.

Najgorzej jest rano, przed godziną ósmą. Wtedy od strony Łowicza jedzie sznur samochodów i w Mokrej Prawej robią się korki. Po południu sytuacja się powtarza, tyle, że o tej porze korkuje się druga strona drogi, bo wracają ze Skierniewic ci, którzy rano wjechali do miasta.

- Rano bywa tak, że jak zapali się czerwone światło na skrzyżowaniu z ulicą Armii Krajowej w Skierniewicach, to korek mamy aż do remizy, a czasem nawet dalej - relacjonuje pan Stanisław.

Na pewno mieszkańcom Mokrej Prawej byłoby łatwiej, gdyby kierowcy przejeżdżający przez wieś byli bardziej empatyczni. Bo najbardziej denerwuje, jak chce się wyjechać ze swojej posesji autem i nijak nie można włączyć się do ruchu. Pół biedy, gdy się skręca w prawo, ale jak się chce w lewo, można liczyć tylko na cud.

- Mój syn mieszka po drugiej stronie i codziennie rano jedzie on albo jego żona odwieźć dzieci do szkoły w Skierniewicach - opowiada Marian Zarzycki. - Muszą więc ze swojej działki skręcić w lewo. Staliby tak co najmniej pół godziny, gdybym każdego ranka nie szedł im pomóc: wchodzę na pobliskie przejście dla pieszych, ale dopiero wtedy, gdy od Skierniewic nic nie jedzie. Wchodzę i wtedy ten sznur, co się wlecze do miasta, musi się zatrzymać. Tworzy się luka na drodze i wtedy moi w nią mogą wskoczyć. Zdarza się czasem, że mnie obtrąbią na tym przejściu, ale co tam... Niech trąbią. Inaczej dzieci w życiu nie zdążyłyby do szkoły, czy ich rodzice do pracy - dodaje.

Jeszcze większy problem mają dzieci, które samodzielnie śpieszą do szkół w Skierniewicach. Jedne idą pieszo, inne wsiadają na rowery.

- Potrzebna jest ścieżka rowerowa przez całą wieś aż do Skierniewic, żeby dzieciaki były bezpieczne - zgodnie mówią mieszkańcy. - Przecież ile wypadków tu się zdarza, były nawet śmiertelne.

Okazuje się, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad pomyślała już o takim rozwiązaniu, ale jest pewien problem - nie wiadomo, kiedy zostanie ono wcielone w życie.

- W ubiegłym roku projekt budowy ciągu pieszo-rowerowego o długości 2,5 km do granic Skierniewic umieściliśmy w programie likwidacji miejsc niebezpiecznych - zapewnia Maciej Zalewski, rzecznik łódzkiego oddziału GDDKiA. - Projekt ten będziemy realizować w najbliższym możliwym terminie. Wszystko zależy od decyzji dotyczących finansowania.

Mieszkańcy chcieliby także wyposażyć w sygnalizację świetlną przejście dla pieszych na granicy ze Skierniewicami.

- Nie ma przeciwwskazań do wybudowania sygnalizacji wzbudzanej ręcznie na tym przejściu - mówi Maciej Zalewski. - Będziemy zabiegać o środki na ten cel, ale trudno dziś deklarować jakiś konkretny termin realizacji tego zadania.

Mieszkańcy są przekonani, że sytuację na pewno poprawiłaby budowa w Skierniewicach drugiego wiaduktu nad torami kolejowymi na przedłużeniu ul. Unii Europejskiej. Pomogłoby to wyprowadzić ruch w kierunku Bolimowa i Sochaczewa. Chodzi zwłaszcza o ruch ciężarowy.

- Niestety, nasz wniosek o dofinansowanie tej inwestycji nie został przyjęty i musimy ją odłożyć w czasie - mówi wiceprezydent Skierniewic Eugeniusz Góraj. - Będziemy starać się o te pieniądze w kolejnych latach.

Dotacja na ten cel jest niezbędna, bowiem koszt zadania oscyluje wokół kwoty 100 mln zł, co oznacza, że jest ono nie do udźwignięcia przez budżet miejski. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę z tego, że budowa wiaduktu rozwiąże problem tylko wtedy, gdy w Bolimowie powstanie zjazd i wjazd na autostradę A2. Nie wiadomo jednak, czy do tego dojdzie i kiedy.

Roman Bednarek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.