Gdy bębni i huczy, a serce wali
To, na co czekają jedni, jest utrapieniem dla innych. Pomysłu na usatysfakcjonowanie wszystkich nie ma.
Miasto co jakiś czas organizuje plenerowe imprezy. Tego oczekują mieszkańcy Skierniewic, którzy chcą się pobawić i odpocząć. Jednak są i tacy, którzy z prawdziwym drżeniem serca czekają na kolejne, głośne wydarzenie...
Muzyka, po której pies nie może jeść przez kilka dni
Do naszej redakcji zadzwoniła pani Irena (nazwisko do wiad. redakcji). Była wzburzona po sobotnim koncercie na plenerowej scenie RATP (przy ul. Piłsudskiego). Podobno wcześniej obiecano jej, że więcej tych koncertów nie będzie. Stało się inaczej.
- Nie mogłam ani okna otworzyć, ani na podwórku posiedzieć, nawet mój pies dziczeje z przerażenia i później nie je przez kilka dni - mówi zdenerwowana.
Wydawałoby się, że koncert, trwający raptem nieco ponad godzinę, nie powinien nikomu przeszkadzać. Kobieta zauważa, że próby zaczynały się znacznie wcześniej i podaje dokładne obserwacje.
- Zaczęło się w sobotę od godz. 15. 15, jak ustawiali te instrumenty takie uderzenia, walenia, tłuczenia - tłumaczy. - 40 minut trwało walenie pedałem do perkusji, a później już do samego koncertu były próby.
Koncert trwał półtorej godziny. Pani Irena twierdzi, że jej sąsiedzi wzięli rowery i... uciekli. Inni poszli posłuchać, ale szybko wrócili do domu.
- Głośność przekraczała możliwości słuchania, to znęcanie się nade mną, moją rodziną i moim psem! - dodaje pani Irena.
Dyrektor Centrum Kultury i Sztuki informuje, że jedyną osobą zgłaszającą uwagi do koncertów organizowanych przy RATP jest właśnie pani Irena.
- Z panią Ireną jesteśmy w ciągłym kontakcie. Spotkaliśmy się dwa dni przed koncertem, gdzie informowałem panią, że będzie to jedyny koncert w tym roku i proponowałem skorzystanie w czasie koncertu z wizyty w CKiS czy kinie Polonez - wyjaśnia Filip Urbanek, dyrektor centrum. - Informowałem, że ściszymy maksymalnie, ile to możliwe, głośność. Podczas spotkania pani Irena dała swoje przyzwolenie na organizację tego jednego koncertu, natomiast zmieniła zdanie przed samym koncertem.
Dyrektor tłumaczy, że koncerty przy RATP zawsze miały charakter kameralny, nie przekraczają dozwolonej normy głośności, natomiast cieszą się dużym zainteresowaniem. Mimo to w tym roku w RATP nie odbędzie się już żaden koncert.
Hałas, którego kobieta nie może wytrzymać, to nie jedyny problem.
- Najgorsze jest pękanie budynku, to wszystko przez hałas... chociaż inspektor stwierdził, że to z powodu ruchu przy ul. Kościuszki - wyjaśnia pani Irena. - Ale ja jestem przekonana, że to przez koncerty. Na komórce była dziura na pół palca. Jeśli tak ma wyglądać rozwój kultury w mieście, to ja przepraszam bardzo.
Głośna kultura czy to już brak kultury
Lokalizacją chętnie wykorzystywaną przez organizatorów imprez jest okolica zalewu Zadębie. Po większych wydarzeniach odzywają się głosy niezadowolenia. Część mieszkańców informuje o swoich spostrzeżeniach radnego Macieja Wieprzkowicza.
- Interweniowałem w tej sprawie na komisji kultury przed czerwcową sesją, na wniosek mieszkańców osiedla Zadębie - mówi radny Wieprzkowicz. - Mówiłem o problemach organizacyjnych, bałaganie i hałasie, na który skarżą się do mieszkańcy osiedla. Sam mieszkam w tej okolicy i widzę, że na imprezach jest bardzo mało osób, a na Zalewai wszystkie atrakcje można było obejść zaledwie w pięć minut.
Radny PiS podkreśla, że z reguły wszyscy oficjele są na otwarciu, a kiedy rozchodzą się po godzinie, dopiero widać rzeczywistą frekwencję. Jarosław Chęcielewski, wiceprezydent odpowiedzialny za oświatę i kulturę, z kolei jest przekonany, że oferta imprez jest naprawdę bogata.
- Tak bogata, jak nigdy wcześniej nie była, jeśli chodzi o koncerty, eventy czy pikniki na terenie całego miasta - mówi.
Z kolei prezes OSiR, organizator Zalewai czy plenerowego kina nad zalewem zapewnia, że robi wszystko, żeby nie utrudniać życia mieszkańcom.
- Staramy się zawsze do godziny 22 skończyć i o tej godzinie skończyła się Zalwaya - mówi Tomasz Przybysz, prezes OSiR. - Jest też kino letnie, ale tutaj chyba nie ma takiego problemu z hałasem.
Skierniewicka policja od początku roku nie odnotowała żadnego zgłoszenia, które miałoby związek z hałasem podczas imprez miejskich. Podobnie straż miejska, gdzie zgłoszenia mają wyłącznie charakter incydentalny.
- W ubiegłym roku mieliśmy jedno, w tym roku nie odnotowałem żadnego - mówi Artur Głuszcz, komendant straży miejskiej. - Nigdy nie było zgłoszeń z Rynku, mieszkańcy są bardzo wyrozumiali. Raz interweniował mieszkaniec ulicy Konwaliowej, że jest za głośno w kinie plenerowym.
Rozmawialiśmy z dwoma mieszkańcami ul. Konwaliowej, którzy wręcz cieszą się z koncertów organizowanych w sąsiedztwie ich posesji.
- A niech grają, przynajmniej coś się dzieje i można posłuchać - mówi starszy pan. - Niech lepiej coś zrobią z tymi wariatami, którzy całe noce na jednym kole jeżdżą!
Łomot przy CKiS, głowa boli, serce wali
Anna Urbanowicz mieszka w sąsiedztwie CKiS i przyznaje, że koncerty organizowane na plenerowej scenie jej przeszkadzają.
- Impreza jest w sobotę po południu, a już w piątek zaczynają się przygotowania, które polegają na najróżniejszych próbach - wyjaśnia pani Anna. - Nie po to są określane normy hałasu, żeby nie zadawać sobie sprawy, że ich przekroczenie przynosi oczywiste szkody dla organizmu. Człowiek jest rozdygotany, serce wali, głowa boli, okna otworzyć nie można.
Nasza rozmówczyni obserwuje to, co się dzieje przy scenie i stwierdza, że około godz. 18 jest tam najwyżej kilkadziesiąt osób. Więcej zagląda tylko na gwiazdę Rock May Festival. A po koncercie zaczynają się libacje... To zastanawiające, skoro w CKiS ma swoją siedzibę miejska straż.
- Krzyki, ryki, rzucanie w okna kamieniami, świecenie laserami, jednym słowem zaczyna się drugi etap tak zwanej imprezy, którą organizuje dla nas miasto - mówi Anna Urbanowicz. - W otoczeniu bloków, gdzie dźwięk się odbija do ścian, jest po prostu koszmarem nie do wytrzymania - dodaje.
Jarosław Chęcielewski podkreśla, że miasto ma trzy punkty na organizację większych imprez: Rynek, osiedle Zadębie i scena przy CKiS.
- Cykliczne imprezy spotykają się z bardzo dobrym odbiorem, jest wysoka frekwencja i z pewnością nadal będą się tam odbywać - mówi wiceprezydent. - Jedną z funkcji miasta jest dostarczanie mieszkańcom rozrywki i my jesteśmy do tego zobowiązani. Zawsze znajdzie się jedna osoba niezadowolona wśród stu, czy tysiąca zadowolonych...
Powinni się cieszyć, że mają blisko imprezę
Wiceprezydent zapytany, co powiedzieć niezadowolonym z sąsiedztwa głośnych wydarzeń mieszkańcom stwierdza, że powinni znaleźć plusy takiej lokalizacji.
- Warto namówić takich mieszkańców, żeby zobaczyli, w jak atrakcyjnych częściach miasta żyją - przekonuje Jarosław Chęcielewski. - Mieszkający blisko zalewu mają dostęp do plaży, wody, zawodów sportowych, czy rekreacyjnych łatwiejszy niż mieszkańcy innych części miasta, a już niedługo teren nad zalewem Zadębie będzie jeszcze bardziej atrakcyjny.
Filip Urbanek zaznacza, że możliwości wyboru lokalizacji są ograniczone.
- Przykro mi z powodu uciążliwości, jednak CKiS nie dysponuje terenem zupełnie niezamieszkałym, w którym mogłoby organizować podobne wydarzenia w odpowiedzi na oczekiwania mieszkańców Skierniewic. Możemy jedynie dokładać starań, aby uciążliwości były jak najmniejsze - wyjaśnia dyrektor.
Natomiast pani Anna kwituje z troską w głosie.
- Czy samorząd polega na tym, że kiedy ma władzę, to robi, co chce? - pyta retorycznie. - Czy jest tak, że wolność jednego człowieka i wybór drugiego człowieka odbywa się kosztem innych? Bo tutaj każdej imprezie towarzyszy naruszenie prawa i brak szacunku dla ludzi, którzy potrzebują wypoczynku.