Katarzyna Ludwiczak

Granica wszystkiego

Granica wszystkiego Fot. Sławomir Burzyński
Katarzyna Ludwiczak

II miejsce w kategorii 16-19 lat (pierwszej nagrody nie przyznano)

Ta część starego parku była bardzo zapuszczona. Przedzierałem się przez krzaki, mokre kolorowe liście lepiły mi się do butów. W pierwszej chwili sądziłem, że dotarłem do muru, ale gdy rozgarnąłem dłonią pędy dzikiego wina, błysnęła tęczową łuską tafla bardzo starego zmatowiałego szkła. Oranżeria. Rozwinąłem plan. Nic już się nie zgadzało.

Nie dziwiłem się. Plan wyrysował mi w końcu prosty chłopiec - ogrodnik z wyraźnie „innym” poczuciem kierunku. Była to jednak jedyna osoba, która uszła z życiem. Z tymi atakami kroiła się jakaś grubsza sprawa. W ciągu ostatniego tygodnia znaleźliśmy aż jedenaście trupów. Wszystkie miały charakterystyczne cięcia - jednoznacznie wskazujące, że zabójstw dokonała falka.

Coś mi tu jednak śmierdziało. Falki przeniknęły do naszego wymiaru około dwadzieścia lat temu. W ich świecie zapanował kryzys pożywienia. Były to istoty stworzone na poły z materii i energii; żywiące się energią życiową wysysaną z nas - ziemskich organizmów. Z początku atakowały stada zwierząt, a zaraz potem przerzuciły się na znacznie pożywniejszych ludzi.

Niezwykle szybkie, świetne w walce, potrafiły modyfikować swój wygląd… To jednak nie wystarczyło żeby wygrać z człowiekiem i jego starą, dobrą, srebrną kulką rewolwerową.

Tuż obok siebie usłyszałem wibrujący, metaliczny dźwięk. Sel, moja osobista asystentka - falka, wróciła z rekonesansu po okolicy. Część tych istot zgodziła się współpracować z ludźmi w zamian za dostarczanie im gigantycznych ilości zwierząt „do wyssania”. Kosztowało to majątek, jednak opłacało się. Ich niezrównanych zdolności w walce mogliśmy tylko pozazdrościć.

Poza tym udało mi się przekonać Sel, żeby utrzymywała postać kształtnej dziewczyny, co wychodziło jej niezwykle dobrze. Spojrzałem na moją towarzyszkę. Lekko kręcone, mieniące się milionem refleksów włosy okalały łagodnie jej perfekcyjną twarz. Ze względu na swoją naturę, każdy punkt jej ciała zdawał się nieustannie wibrować. Skóra lśniła rozbłyskami energii, z której składała się dziewczyna. Dodawało to jej jakiegoś obcego, ale niezwykle pociągającego uroku. Mój wzrok powędrował niżej, z zadowoleniem znajdując czarny, dopasowany kombinezon…

- Nic nie znalazłam - Sel wyrwała mnie z rozmyślań swoim dźwięcznym, iskrzącym wręcz głosem. Skinąłem głową.

- Wchodzimy do środka - rzuciłem, sprawnym ruchem wyciągając pistolet ze srebrnymi nabojami. Pchnąłem drzwi oranżerii barkiem. Ustąpiły z lekkim skrzypnięciem, ukazując przestronne wnętrze. Przez liczne dziury w dachu sączyło się światło unoszące drobinki kurzu z przerośniętych, zapuszczonych roślin.

Wszedłem do pomieszczenia z gotową do strzału bronią. „Być może tym razem uda mi się nakryć sprawcę - od chwili relacji przerażonego ogrodnika nie minęła nawet godzina.”

Sel błysnęła koło mojego ucha, napełniając oranżerię swoją mieniącą się obecnością. Poruszała się tak szybko, że jej kontury rozmywały się, zostawiając migotliwe linie we wszystkich kątach pomieszczenia.

- Czysto! Sprawcy już tu nie ma - krzyknęła z drugiego końca oranżerii - zostały znowu trupy!

Potruchtałem do miejsca zdarzenia. Rzeczywiście, na ziemi leżały trzy osoby. Wszystkie z charakterystycznymi cięciami na brzuchu.

- Są całkiem wyssani - orzekła Sel przysuwając ręce do ran. Nie podobała mi się ta sprawa. Wielu ludzi nie akceptowało obecności falek w społeczeństwie. Mimo, że pomagały one w śledztwach i wszelkich wymagających ryzyka misjach, wciąż uważali je za potwory, które tylko czekają żeby ich zabić. Mnie i podobnych mi inspektorów posądzali natomiast o konszachty z diabłem. Smuciło mnie, że seria morderstw jeszcze silniej podburza ludzi przeciw falkom. Obawiałem się, że może dojść do zamieszek, a może nawet starć, w których bardziej oberwaliby rzecz jasna ludzie. Nie pamiętałem wojny, która wybuchła kiedy falki przybyły na ziemię, byłem jednak pewien, że nie chcę powtórki. Sprawę morderstw trzeba było więc jak najszybciej rozwiązać, a sprawcę złapać lub zlikwidować.

Musiałem jeszcze zdać relację z akcji w parku, dlatego skierowałem się w stronę Biura Bezpieczeństwa. Spojrzałem na Sel. Jej blask jakby przygasł. Nic dziwnego, w końcu nie jadła od rana.

- Wróć już do domu, jeśli chcesz - zaproponowałem. Falka popatrzyła na mnie z wdzięcznością.

- Masz dzisiaj ochotę na polędwiczki? - spytała błyskając równymi, białymi ząbkami. Od czasu kiedy zamieszkaliśmy razem, nie mogłem uskarżać się na jedzenie. Sel żywiła się energią, za to dla mnie zostawało mięso. Co lepsze, falka chcąc zrobić mi przyjemność, zainteresowała się gotowaniem i szło jej to wybornie.

***

- …i to już wszystko. Niczego nowego nie odkryliśmy. A jak idzie innym zespołom?- spytałem kończąc raport. Szef westchnął głęboko. Miał podkrążone oczy, a włosy sterczały mu na wszystkie strony. Widać było, że sprawą morderstw przejął się do tego stopnia, że nie spał kolejny dzień z rzędu. Pokręcił głową.
- Nic nie wiemy. W każdym miejscu kończy się tak samo: ofiary są pocięte i wyssane. Brakuje ludzi, analiz, pieniędzy. Tylko Adam dopatrzył się czegoś nowego - w tym momencie szef wyciągnął z szuflady biurka dziwny przedmiot zamknięty w słoiku. Jakby element jakiejś aparatury - Było przy jednej z ofiar, ale za nic nie możemy dojść do czego służy. Mógłbyś to zanieść Treasowi? Znowu wziął wolne, jego żona jest ciężko chora, długo już chyba nie pociągnie. Szkoda chłopaka. - westchnął znowu - My jednak nie mamy przez to naukowca. Leć już.

Wizja pysznych polędwiczek ogarnęła moje myśli niosąc mnie jak na skrzydłach do domu. Przekręciłem zamek i wszedłem do środka. Nie zdążyłem nawet zdjąć płaszcza, kiedy Sel przyskoczyła do mnie, obejmując mnie i wbijając mi paznokcie w plecy. Zdziwiłem się, bo zwykle wcale mnie nie dotykała. Była całkiem rozdygotana, a jej blask praktycznie zgasł. Przytuliłem ją mocno, uspokajając i pytając co się stało. W odpowiedzi pokazała mi swoją rękę. Była przestrzelona, a dziura nie zabliźniała się - dzieło srebrnej kuli.

- Ludzie! - wyszeptała Sel łamiącym się głosem - Napadli na ulicy… Krzyczeli… Że zabijam, że morderca… - zacisnąłem pięści. Nie mogłem znieść, że dzieje jej się krzywda. Uspokajałem, zapewniałem że już nigdy nie pozwolę, żeby coś jej się stało. Zdałem sobie sprawę, że muszę rozwiązać zagadkę morderstw jak najszybciej. A jedyna poszlaka znajdowała się w przyniesionym przeze mnie słoiku. Zacząłem zapinać płaszcz na nowo. Sel spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.

- Muszę odnieść Treasowi pewien przedmiot… Może on jakoś popchnie śledztwo. - wyjaśniałem.

- Idę z tobą! Masz mnie nie zostawiać samej… - falka wręcz szlochała. Nie mogłem jej jednak zabrać w takim stanie. Przeszliśmy do stajni, gdzie zmusiłem ją, żeby się posiliła. Patrzyłem jak wpija się w brzuch krowy, prowadzi cięcia. Ulatujące życie zwierzęcia napełniało Sel kolorowymi błyskami. Było coś fascynującego i pięknego w tym procesie. Dziewczyna jednak wydawała się nie podzielać mojego zainteresowania. Twarz miała smutną, przygnębioną. Jakby czuła odrazę do siebie i tego co robi. Objąłem ją ponownie, nie broniła się. Po chwili milczenia udaliśmy się do domu naukowca.

Drzwi otworzyły się lekko, tworząc wąską szparę przez którą wysunęła się nieśmiało głowa Treasa. Jego oczy rzucały krótkie spojrzenia we wszystkich kierunkach, omiatając podejrzliwie otoczenie. Naukowiec zawsze wydawał mi się dość dziwną osobą, teraz jednak przechodził sam siebie świdrując nas niemal szaleńczym wzrokiem. Było mi go żal. Zauważyłem siwe włosy na jego młodej, dwudziestoparoletniej głowie. Choroba żony bardzo go zmieniła.

- Czego chcecie? - rzucił drżącym głosem. Podszedłem bliżej, siłą otwierając drzwi. Uśmiechnąłem się przyjaźnie:

- Boisz się kolegi z pracy? Mam dla ciebie coś do zbadania.- chłopak wciąż patrzył na mnie swoimi przerażonymi oczyma - Możemy wejść? - skinął głową.

Wnętrze domu było ciemne i bardzo zagracone. Wszędzie walały się sterty notatek i fragmenty aparatury laboratoryjnej. Bywałem już tutaj wcześniej. Tym razem jednak, dom wydawał się być obcy, jakby zepsuty, chory. Zupełnie jak żona Treasa - Kira. Nie było dokładnie wiadomo co jej jest. Z dnia na dzień traciła coraz bardziej siły, a lekarze nie mogli jej pomóc.

Znałem układ pomieszczeń w domu, dlatego skierowałem się prosto do laboratorium. Zależało mi, żeby Treas zbadał tajemniczy przedmiot jak najszybciej.

Pomieszczenie było jak zawsze wypełnione mnóstwem naukowych gratów, których przeznaczenia mogłem się co najwyżej domyślać. W rogu, jakieś urządzenie pracowało wydając jednostajny, niski dźwięk. Czuć było zapach odczynników chemicznych zjadających powoli plątaninę wszelkiej maści rurek i przewodów. Naukowiec pospieszył w głąb laboratorium i bez słowa zaczął regulować pokrętła jakiejś maszyny.
- Dostałem od szefa pewien przedmiot znaleziony przy ciele ofiary - zacząłem, rozglądając się z ciekawością po zagraconych półkach. Moją uwagę skupił komplet identycznych jak ten w słoiku przedmiotów. Cieszyłem się, myśląc, że naukowiec z łatwością wyjaśni do czego służy znalezisko, skoro sam używa tego typu rzeczy - W zasadzie wygląda on dokładnie jak te przedmioty o tu, na półce - kontynuowałem.

Trzask. Coś złamało się w maszynie, którą regulował Treas. Spojrzałem na naukowca. Gwałtownie pobladł tak, że wyglądem bardziej przypominał kościotrupa niż człowieka. Jego wyciągnięte do tyłu ręce błądziły gdzieś po stoliku przed którym stał. Wreszcie szybkim już i zdecydowanym ruchem wyciągnął rękę trzymającą pistolet wymierzony w Sel, która stanęła całkiem sparaliżowana. Moja reakcja była szybka. Trzymałem go na muszce.

- Chciałem tylko ją uratować… - Treas zaczął urywanym głosem, który jednak stawał się silniejszy z każdym kolejnym słowem - zbudowałem maszynę, wysysałem energię i dawałem jej… Zabijałem jak falka. Plan idealny, co? - ostatnie stwierdzenie podkreślone zostało krótkim, maniakalnym śmiechem, który przerodził się w okrzyk - Odłóż broń, bo zabiję Sel!- widząc jego rozbiegany wzrok i zaczynając rozumieć co się dzieje, nie miałem wątpliwości, że jest w stanie zabić nie patrząc na własne życie. Powoli odłożyłem broń na ziemię i kopnąłem tak, że znalazła się tuż przy drzwiach. Nie miałem pojęcia co robić. Tego człowieka stać było przecież na wszystko.

- Piękna falka… Musi mieć w sobie mnóstwo energii… Energii tak potrzebnej Kirze - naukowiec prowadził swój wywód nie spuszczając Sel z celownika - więc i tak będę musiał ją zabić!

Zamknąłem oczy. Huk wystrzału.

Czas nagle dla mnie zwolnił. Wszystkie chwile spędzone z Sel przeleciały mi przed oczami. Jeszcze raz zobaczyłem każdy jej lśniący uśmiech, każde spojrzenie, dźwięk, dotyk… Od jednej kulki wszystko miało stać się jedynie wspomnieniem, przeszłością istniejącą tylko w mojej głowie.

Otworzyłem oczy. Naukowiec osunął się na ziemię pokrywając podłogę rosnącą kałużą krwi. Zdezorientowany zacząłem rozglądać się wokół. W drzwiach stała Kira. Oddychała ciężko, z wyraźnym wysiłkiem walcząc o każdy haust powietrza. W drżących, wyciągniętych dłoniach trzymała mój pistolet.

Chwiejąc się, zrobiła kilka kroków by upaść tuż przy gasnącym ciele męża.

- Przecież… To wszystko dla ciebie - dało się usłyszeć ostatnie słowa naukowca.

Katarzyna Ludwiczak

Katarzyna Ludwiczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.