Hodowca owiec spod Łowicza skarży się na opieszałość policji
Paweł Ostaszewski, hodowca owiec z Sypienia twierdzi, że psy należące do biznesmena z sąsiedniego powiatu zagryzają mu owce, a policja łowicka i skierniewicka przerzucają się, kto ma się zająć sprawą. Mieszkaniec powiatu łowickiego jest też negatywnie zaskoczony faktem, że śledczy badają tę sprawą pod kątem popełnienia wykroczenia, a nie przestępstwa, choć straty poczynione przez psy w jego stadzie owiec przekroczyły już 16 tys. zł.
Paweł Ostaszewski owce hoduje od czterech lat. Jego stado do niedawna liczyło 160 sztuk. W pierwszej połowie sierpnia na pastwisko ogrodzone „pastuchem” wdarły się cztery psy, dwa większe podobne do wilczurów i dwa kundle.
- Zaniepokoiło mnie głośne beczenie owiec - tak hodowca relacjonuje wydarzenia z 12 sierpnia. - Nigdy wcześniej tak się nie zachowały. Przestraszone zwierzęta tłoczą się w owczarni. Za nią moim oczom ukazał się przerażający widok leżących w kałużach krwi, porozrywanych ciał owiec. Miedzy nimi biegały cztery psy, które nadal atakowały. Wraz z rodziną i sąsiadami udało się je wypłoszyć.
16 pogryzionych zwierząt trafiło do lecznicy weterynaryjnej w Łowiczu. Mimo wysiłków lekarzy, którzy nałożyli łącznie blisko 500 szwów, dwie owce padły, a jedna nie jest w stanie wstać na pogryzione nogi.
Mężczyzna o zdarzeniu powiadomił łowicką policję. - Zanim to zrobiłem udało mi się ustalić, że psy należą do Pawła Winnickiego, który prowadzi gospodarstwo w sąsiednich Łasiecznikach w powiecie skierniewickim - mówi poszkodowany na 16 tys. zł hodowca. - 21 sierpnia te same psy pogryzły na pastwisku cztery owce. Udałem się więc do Łasiecznik, gdzie na podwórku gospodarstwa zastałem psy, które zaatakowały moje zwierzęta.
Hodowca twierdzi, że obecny na miejscu kierownik gospodarstwa pan Janusz początkowo potwierdził, że to jego psy, ale gdy dowiedział się o co chodzi, to się ich wyparł. - To nie są moje psy, ani nie należą też do gospodarstwa - zapewnia pan kierownik. - Brama jest całkowicie otwarta i wchodzą na podwórze różne zwierzęta. Ja mam tu dwa małe kundle, a w drugim gospodarstwie dwa zamknięte wilczury. Nie wiem, co za psy pogryzły owce tego człowieka, ale twierdzenie, że to moje zwierzęta jest pomówieniem.
Mimo próby nie udało nam się skontaktować z Pawłem Winnicki.
Sprawę bada Komenda Miejska Policji w Skierniewicach. Dlaczego ona skoro do ataku na zwierzęta doszło w Łowickiem? - W związku ze zgłoszeniem ustalono, że do popełnienia wykroczenia doszło na terenie pow. skierniewickiego - informuje Urszula Szymczak, rzecznik łowickiej policji.
Skierniewiccy śledczy ciągle analizują sierpniowe wydarzenia pod kątem niezachowania środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia. Grozi za to grzywna do 250 zł grzywny lub nagana.
Rafał Klepczarek