Jacęty, czyli Jacenty
Trzeba to jasno powiedzieć – życie Mirosława Beliny zaczęło się od istotnych pomyłek.
Choć urodził się w szpitalu w Skierniewicach, jako miejsce urodzenia wpisano mu Janisławice. Choć na drugie dostał Jacenty, do metryki chrztu ktoś wpisał „Jacęty”… I tak już zostało.
– A ja sądziłem, że to Jacenty przez „en” jest błędem – śmieje się Mirosław Belina, w Skierniewicach urodzony, ale całe życie związany ze wsią. Najpierw rodzinnymi Janisławicami, a od 1984 roku z Gzowem, gdzie wraz z żoną Zofią zamieszkał na gospodarstwie, które obecnie rozrosło się do 18 hektarów.
– Nie planowałem życia na wsi, w Skierniewicach skończyłem mechanik, ale stryjowie byli bezdzietni i tak mi się dostało ich gospodarstwo. W latach 80. koniunktura w rolnictwie była dobra, a nasze pół hektara truskawek to było coś. Pobudowałem dom, ciągnik kupiłem – wspomina początki małżeństwa.
Żonę Mirosław Belina też ma z gminy Głuchów, poznał ją na jednej z młodzieżowych wycieczek, znajomość utrwaliła się na obozie w Lublińcu. Oboje połączył sport, Mirosław biegał, grał w piłkę, Zofia z powodzeniem brała udział w zawodach strzeleckich.
– Zosia ma celne oko, trudno jej uciec – mówi ze śmiechem.
Może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale za to solidna. Pobrali się w 1983 roku, mają dwóch synów i córkę, a także dwie wnuczki. Starsza, Ola, ma 16 miesięcy, Julka w sobotę, 4 lipca skończy miesiąc.
Gdy przyszła zmiana ustrojowa, Belinowie poczuli zew biznesu, dorabiając się dwóch sklepów spożywczych, obecnie już nie istniejących. Prowadziła je pani Zofia.
– Wtedy każdy chciał zostać biznesmenem, ale gdy przyszło mieć troje małych dzieci, zrezygnowaliśmy ze sklepów. Od 2003 zacząłem zawodowo pracować w samorządzie – opowiada.
Samorządowiec pełną gębą
Urodzony w 1958 roku. W samorządzie zaczął działać od samego początku ustrojowych przemian, czyli od roku 1990, za namową sołtysa z Gzowa startując z powodzeniem do gminnej rady w Słupi. Był tam radnym przez trzy kadencje, w tym przez dwie przewodniczącym rady. Nabrał doświadczenia i w 2002 roku dostał się do rady powiatu. Obecnie jest starostą powiatowym w Skierniewicach. Skończył administrację publiczną.
– Początek lat 90., gdy zaczynał się samorząd, to był ogromny entuzjazm. Ludzie czuli, że to od nich wiele zależy i nie było przeszkód, że czegoś nie można zrobić – wspomina. – Teraz to się zmieniło. Denerwują mnie politycy dużego formatu, którzy lubią ingerować w samorządy.