Swoimi uwagami dotyczącymi Żołnierzy Wyklętych podzieliła się z nami p. Elżbieta Szymańska ze Skierniewic. Jej wspomnieniowy list poniżej.
Po przeczytaniu artykułu pt. „Walka z komunizmem kosztowała go 7 lat więzienia” (artykuł dotyczy 86-letniego Józefa Szymańskiego, jedynego żyjącego w Łódzkiem Żołnierza Wyklętego - przyp. red.) zagłębiłam się w zakamarki mojej starczej pamięci (mam 71 lat) i coś tam „wygrzebałam”.
Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie jest moim zamiarem pomniejszanie zasług bohatera artykułu. Ale takie wypowiedzi jednego z posłów, że też walczył z komuną okradając milicjantów, negują działalność ludzi, którzy walczyli w niefajnych czasach.
Przypomniałam sobie jedno z wielu opowiadać mojego Taty, Franciszka Rakowskiego. Wspominał on częste wizyty panów z kręgów dziś zwanych „żołnierzami wyklętymi” w naszej wsi. Wymieniał nazwiska, ale ja ich nie pamiętam - może i dobrze. Wtedy to ludzie wysyłali starsze dzieci do sąsiadów, by informowały o „miłych odwiedzinach”, jakie przed nimi.
Podczas jednej z takich wizyt Tata stracił jedyną pamiątkę po swoim Ojcu - zegarek z dewizką, który to zegarek zbyt głośno zachowywał się w schowku. Ta rzecz z pewnością posłużyła owemu „żołnierzowi wyklętemu” do walki z komunizmem; jak również spodnie bryczesy do jazdy konnej (jedyne w swoim rodzaju), które ściągnął z Taty mojej koleżanki - we wsi Sadkowice - też człowiek walczący z komunizmem.
Nazwisko tej osoby koleżanka doskonale pamięta. I w tych właśnie spodniach kilka wiosek dalej z zimną krwią zastrzelił niewinnego człowieka. Po tym fakcie Tato koleżanki, w obawie przed odwetem (ludzie wiedzieli, że to on nosił takie bryczesy), ukrywał się do czasu, kiedy do rodziny dotarły zapewnienia, iż wszyscy wiedzą, że to nie on dokonał zabójstwa. Działalność organizacji tej w tamtych czasach była dobrze znana i z przykrością trzeba przyznać, że często ze złej strony. Zastanawiam się, czemu my, Polacy, szczególnie w ostatnim okresie, musimy wpadać z jednej skrajności w drugą? Nie będę tu cytować klasyka w odniesieniu do kolorów - czarnego i białego - chcę tylko wyraźnie zaznaczyć, że są jeszcze pośrednie zabarwienia, na przykład szare.
Przy okazji chcę przytoczyć przykład, że w naszym kraju i dawniej, za czasów komunizmu, można było coś poprawić nie na tzw. rympał.
Otóż Tato mój to akowiec z Paplina - wiadomo, z organizacji kiedyś nielubianej. Pod koniec lat 60. nastąpiła w tej kwestii (znaczy nielubienia) tak zwana odwilż. Tata miał udokumentowaną 5-letnią działalność konspiracyjną. Dokumentację akowską na terenie naszego powiatu prowadził pan organista z Puszczy Mariańskiej.
I proszę sobie wyobrazić szanowni państwo, że ta okropna komuna zaliczyła mojemu Ojcu Franciszkowi Rakowskiemu 10 lat pracy za 5-letnią działalność podziemną przy wyliczaniu wysokości emerytury! Muszę przyznać, że to, o czym piszę, przyjął wówczas bardzo spokojnie, ale do dziś widzę Jego roziskrzone oczy po wmurowaniu tablicy w kościele św. Jakuba upamiętniającą działalność Armii Krajowej. Teraz dopiero zrozumiałam, czemu tak się zachował - bo Jego organizacja nie budziła zastrzeżeń.
Z poważaniem Elżbieta Szymańska (zbieżność nazwiska z nazwiskiem Józefa Szymańskiego, ŻołnierzaWyklętego, przypadkowa).