Jest telefon do hycla, ale hycla nie ma
Mieszkańcom wydaje się, że dzwonią do wyłapywacza psów, a tymczasem telefon odbiera pracownik ZUM koszący trawnik.
Niespełna dwa lata temu Urszulę Majewską ze Skierniewic dotkliwie pogryzły psy. Długotrwałe leczenie i rehabilitacja, a także traumatyczne przeżycia kobiety spowodowały uruchomienie miejskich procedur. Całodobowy telefon do hycla miał zagwarantować mieszkańcom bezpieczeństwo. System jednak nie działa.
Obronił się plecakiem
Radosław Majewski wracał pieszo z pracy. Było po godz. 14. Przy ul. Miedniewickiej zobaczył z daleka dużego psa w typie owczarka niemieckiego. Kiedy zbliżył się do zwierzęcia, pies nagle zaatakował.
- Doskoczył z boku, zasłoniłem się plecakiem i odszedłem, na szczęście mnie nie gonił - opowiada skierniewiczanin. - Pies był duży i agresywny, chciał mnie ugryźć.
Mężczyzna się spieszył, miał zmienić żonę w opiece nad dziećmi. Dlatego nie został i nie patrzył, w którą stronę pobiegł pies. Pomyślał, że być może zwierzę należy do jednego z sąsiadów jego ciotki, Urszuli Majewskiej. Do ataku doszło w pobliżu jej domu.
- Sąsiedzi byli jednak pewni, że agresywny pies nie należał do nikogo z nich - po jakimś czasie ustalił pan Radosław. - Syn jednej sąsiadki stwierdził, że widział psa biegającego luzem po polach.
Emilia Majewska, kuzynka młodego mężczyzny i córka Urszuli Majewskiej, postanowiła działać.
- Zadzwoniła do Zakładu Utrzymania Miasta, który ją odesłał do straży miejskiej, ta z kolei pokierowała nas znowu do ZUM i podała kobiecie telefon do hycla - mówi pan Radosław.
- Zadzwoniłam więc do hycla, który odpowiedział, że może działać, ale tylko na zlecenie, uwaga, straży miejskiej - informuje z oburzeniem Emilia Majewska. - Zadzwoniłam ostatecznie na policję, która jako jedyna służba stanęła na wysokości zadania. Zjawiła się też straż miejska, tylko, że po agresywnym psie już nie było śladu.
Uruchomiono procedury
W październiku 2014 roku Urszula Majewska została zaatakowana przez watahę psów na polach przy ul. Unii Europejskiej. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby sytuacji nie zauważył Piotr Moskwa, który odgonił sforę.
Po dramatycznych wydarzeniach ówczesne władze miasta stworzyły procedurę postępowania w podobnych okolicznościach. Na spotkaniach policji, straży miejskiej, władz Zakładu Utrzymania Miasta, powiatowego lekarza weterynarii i służb weterynaryjnych wypracowano procedury, zgodnie z którymi został uruchomiony telefon. Pod numer 606 119 146 można (było) dzwonić przez całą dobę, żeby zgłosić informację o wałęsających się psach. Pracownik ZUM miał obowiązek zareagować i skutecznie je wyłapać. Poza tym wprowadzono chipowanie, kastrację i sterylizację bezdomnych zwierząt. Tyle w teorii.
Działa czy nie działa
Zakład Utrzymania Miasta rzeczywiście może odesłać dzwoniącego. Dlaczego?
- Informacje o bezdomnych psach należy zgłaszać do straży miejskiej albo do wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska skierniewickiego urzędu miasta - tłumaczy Piotr Majka, prezes ZUM-u. - Mamy podpisaną stosowną umowę.
W Skierniewicach nie ma kogoś, kogo można nazwać hyclem. Jeśli mieszkańcowi wydaje się, że dzwoni do hycla, powinien mieć świadomość, że telefon odbierze jeden z pracowników spółki.
- Nie mamy takiego stanowiska jak hycel - podkreśla prezes Majka. - Pracownicy się zmieniają, bo ktoś musi być cały czas pod telefonem. Właśnie wystawiłem fakturę za lipiec i tylko z miasta mieliśmy trzy odłowienia psów. Do tego dochodzą jednak wyjazdy bezproduktywne, za które nikt mi nie zapłaci.
Prezes twierdzi, że strażnikom miejskim łatwiej zadzwonić do spółki niż przeprowadzić akcję.
- Oczywiście mamy klatki, samochód przystosowany do przewozu zwierząt i przeszkolonych ludzi - wyjaśnia prezes Majka. - Ale to strażnicy powinni zweryfikować sytuację na miejscu, zanim my pojedziemy wyłapywać zwierzę.
Wbrew pozorom w zdecydowanej większości przypadków ze złapaniem bezdomnego psa nie ma żadnych problemów. Pies daje się zwabić na smakołyk, pracownicy ZUM-u zamykają go w klatce i wiozą do schroniska. W przypadku agresywnych zwierząt stosują pętlę, która nie robi krzywdy zwierzęciu, za to pozwala łapiącym uniknąć ostrych zębów.
- Najgorsze są przypadki, kiedy trzeba po prostu ganiać psa po polach, bardzo trudno wtedy złapać zwierzę - kwituje prezes ZUM.
Piotr Majka przyznaje, że jego ludzie nie zawsze odbiorą dzwoniącą komórkę. - Pracownicy pracują po osiem godzin na terenach zieleni, jeśli warczy piła albo kosiarka to mogą zwyczajnie nie usłyszeć - tłumaczy.
Koszty odławiania i utrzymania zwierząt powinno ponosić miasto, ale mowa tu o kosztach zwierząt bezpańskich, a nie takich, które mają właściciela.
- Straż miejska powinna sprawdzić, czy zwierzę jest bezpańskie czy ma właściciela - mówi prezes ZUM. - Jeśli ustalą właściciela, ten powinien otrzymać mandat.
Proste? Teoretycznie
Jak mówi komendant Straży Miejskiej w Skierniewicach, zgłoszenie o niebezpiecznym psie, który zaatakował Radosława Majewskiego, strażnicy otrzymali o godz. 14.31. O godz. 14.40 na miejsce został wysłany patrol, który przekazał dyżurnemu, że psa nie ma. O godz. 15.14 kolejny patrol zastał panią Emilię, która zgłosiła sprawę oraz sąsiada, który widział agresywnego psa.
- Te dane są do zweryfikowania i do wglądu osób zainteresowanych - deklaruje Artur Głuszcz. - Sąsiad, który widział psa został poproszony o jego zlokalizowanie. Wtedy na miejsce przyjechał patrol policji.
Strażnicy poinformowali zebranych, że straż miejska nie odławia zwierząt, gdyż tym zajmuje się ZUM. Prowadzili obserwację do godz. 22, ale nie zauważyli nigdzie niebezpiecznego owczarka.
- Procedury w uchwale odnoszącej się do opieki nad bezdomnymi zwierzętami wskazują trzy podmioty. Są to straż miejska, schronisko dla bezdomnych zwierząt i koordynator tego programu, czyli wydział gospodarki komunalnej urzędu miasta - mówi komendant Artur Głuszcz.
Szef straży miejskiej zapewnia, że każda zgłoszona informacja zostanie zweryfikowana.
- Tyle, że mieszkaniec czuje się zagubiony, bo niby ma do dyspozycji całodobowy telefon, wie, że ZUM wyłapuje zwierzęta, a w praktyce jest odsyłany do straży miejskiej - kwituje Artur Głuszcz.
Kto ma pomysł
Urząd miasta obiecuje przyjrzeć się sytuacji.
- Mamy wypracowane procedury, jak reagować w sytuacji, gdy w mieście pojawiają się bezpańskie lub pozostawione bez opieki psy - mówi Przemysław Rybicki, rzecznik ratusza. - Po uwagach mieszkańców postaramy się jeszcze raz zweryfikować wypracowane schematy działań. Na tę chwilę trudno stwierdzić, czy ich skuteczność jest zależna jedynie od zabezpieczenia dodatkowych środków finansowych na ten cel.
Wydaje się, że skoro strażnicy mają każdorazowo weryfikować zgłoszenie, to najprościej oddać telefon... straży miejskiej. A ponieważ strażnicy pracują od godz. 7 do 23, to w godzinach nocnych zalecamy darować sobie nocne wędrówki...