Dawno już wyniki głosowania na burmistrza Łowicza nie przyniosły takiej niespodzianki, jak tegoroczne wybory samorządowe. Przed ich II turą mało kto wierzył, że Jarosław Śmigiera z Projektu Łowicz może stanąć do równorzędnej walki z wspieranym przez PiS Krzysztofem Kalińskim, który wcześniej już dwukrotnie rozbił w pył swoich politycznych rywali. Po podliczeniu głosów okazało się, że obu panów dzieli zaledwie 667 głosów.
Liczba ta wydaje się duża tym osobom, które nie śledziły poprzednich wyborczych wyścigów po burmistrzowski łańcuch w Łowiczu. Krzysztof Kaliński swoją karierę na stanowisku burmistrza rozpoczął pod koniec 2006. Pokonał wtedy w cuglach burmistrza Ryszarda Budzałka.
Osiem lat temu na Krzysztofa Kalińskiego zagłosowało aż 9.204 łowiczan, czyli ponad 75 proc. głosujących. Ryszard Budzałek zebrał 3.001 głosów (niespełna 24,6 proc.). Cztery lata później przewaga burmistrza nad jego politycznymi rywalami już się zmniejszyła. Krzysztof Kaliński zebrał wtedy 7.455 głosów (67,45 proc.), Eugeniusz Furman (SLD) - 1.913 (17,31 proc.), a Michał Śliwiński (PSL) - 1.684 (15,24 proc.).
W tym roku o władzę w ratuszu ubiegało się aż sześciu kandydatów. Mimo to przedstawiciele sztabu wyborczego burmistrza Kalińskiego optymistycznie zakładali jego trzecie z rzędu zwycięstwo w I turze wyborów. Tak się jednak nie stało, gdyż włodarz miasta nad Bzurą uzbierał 5.294, czyli niespełna 47 proc. oddanych głosów. Do pełnego zwycięstwa i przekroczenia progu 50 proc. poparcia zabrakło mu niewiele ponad 350 głosów. Jego najważniejszy rywal - Jarosław Śmigiera - zdobył 2.041 głosów (18,07 proc.). Dało mu to szansę zmierzenia się z faworytem w II turze wyborów.
Różnica ponad 3,2 tys. głosów między kandydatami sprawiła, że wielu łowiczan na wybory nie poszło, bo uznali, że "ich burmistrz już wygrał" lub też, że "nie ma sensu iść na wybory, bo reformatorski Śmigiera i tak przegra". Ostatecznie do urn poszło niewiele ponad 35 proc. z 24.213 łowiczan uprawnionych do głosowania. W pierwszej turze w lokalach wyborczych pojawiło się ponad 46 proc. osób mających w Łowiczu prawo głosu. Prawdziwe emocje rozpoczęły się jednak przy zliczaniu głosów. Okazało się, że mieszkańcy 7 z 23 obwodów głosowania w większości poparli rywala obecnego włodarza pelikaniego grodu. Co prawda, dwa z nich, to nieliczący się szpital oraz zakład karny, ale po raz pierwszy od 8 lat zdarzyło się, że Krzysztof Kaliński przegrał cząstkowe głosowania.
Urzędujący burmistrz wygrał na Korabce, Zatorzu, Starym Mieście, Nowym Mieście, osiedlach Starzyńskiego, Noakowskiego, Broniewskiego, i Kostka. Na Bratkowicach, Przedmieściu i os. Dąbrowskiego musiał podzielić się wygraną ze swym rywalem. Natomiast Górki należały do Śmigiery. Mieszkańcy tej największej w Łowiczu dzielnicy domków jednorodzinnych nie kryli, że w ten sposób "dziękują" za brak zdecydowanego przeciwstawienia się zakusom władz kościelnych na miejską działkę. Górczanie w większości widzą jej świeckie zastosowania.
Po zliczeniu głosów z wszystkich komisji obwodowych okazało się, że obecny burmistrz zdobył poparcie 4.631 (53,88 proc. głosów) łowiczan, a jego kontrkandydat 3.964 (46,12 proc.).
- Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy poparli moją kandydaturę, a przecież była to większość głosujących - mówi zwycięski Krzysztof Kaliński. - Podkreślam jednak, że chcę być burmistrzem wszystkich łowiczan.
Ładnie zachował się też Jarosław Śmigiera, który po ogłoszeniu wyników, zadzwonił do Krzysztofa Kalińskiego z gratulacjami. Obaj panowie rozmawiali dość długo. - Gdy opadnie wyborczy kurz, będę chciał spotkać się z panem Śmigierą, aby porozmawiać na temat ewentualnej współpracy na rzecz dobra naszego miasta - informuje włodarz Łowicza.
Liczy on, że odzyska zaufanie społeczeństwa za sprawą dobrego budżetu na rok 2015 i ściągnięcia do Łowicza kolejnych pieniędzy unijnych. - Już wdrażamy wiele działań, które zatrzymają młodych w Łowiczu - dodaje człowiek, któremu łowiczanie zaufali po raz trzeci z rzędu.
Rafał Klepczarek