Skierniewicki Klub Mamy musiał wynieść się z Miejskiego Ośrodka Kultury. Władze miasta wskazują jako powód trwający od kilku tygodni remont. Mamy uważają, że władze miasta nie widzą ich wciąż rosnącej wciąż siły. Miasto twierdzi z kolei, że Klub Mamy jest roszczeniowy.
Klub Mamy musiał wyprowadzić się z pomieszczeń MOK i obecnie urzęduje w klubie Oaza na osiedlu Widok, należącym do SSM. Zdaniem mam to porażka nie tylko ich, ale głównie władz miasta, które stłamsiły w ten sposób oddolną inicjatywę w sposób definitywny.
A przecież początki wyglądały tak obiecująco...
- Zarówno wiceprezydent Beata Jabłońska, jak i dyrektor MOK Monika Kotowska utwierdzały nas w przekonaniu, że jest to wspaniała inicjatywa - mówią Monika Bursztynowicz oraz Irena Reszka, szefowe klubu. - Zapewniały nas, że dostaniemy salę w MOK lub w kinie Polonez, że będą nas wspierać finansowo. Pani dyrektor w swoim wystąpieniu na sesji rady miasta z października ubiegłego roku - można je odsłuchać na youtubie - podkreślała, że jest z nami, i że będą pieniążki na tego typu działalność. Co zostało z tych obietnic? Nic. MOK pozbył się nas przy pierwszej lepszej okazji.
Zdaniem mam źle zaczęło się dziać już podczas oficjalnego otwarcia, które nastąpiło 11 stycznia. Gdyby nie prywatny sponsor, imprezę musiałyby finansować z własnej kieszeni.
- Wszystko było przygotowane w porozumieniu z ratuszem, pani Jabłońska wielokrotnie zresztą zapraszała nas na kawę do siebie do gabinetu, gdzie omawiałyśmy różne szczegóły - mówi Monika Bursztynowicz. - Gdy poczyniłyśmy zakupy i poszłyśmy do urzędu miasta z pytaniem, jak mamy rozliczyć faktury, popatrzono na nas ze zdziwieniem. Władze zarzucają nam, że sponsoruje nas główny konkurent w walce o fotel prezydenta miasta, Krzysztof Jażdżyk. Ale to właśnie ta władza pchnęła nas w jego stronę. Gdy rozpaczliwie szukałyśmy rozwiązania naszego problemu, ktoś dał nam wizytówkę pana Jażdżyka mówiąc, że jak on nam nie pomoże, to nikt tego nie zrobi. Więc poszłyśmy. Uratował nas i naszą imprezę, bo gdybyśmy miały liczyć na ratusz, to dzieci musiałyby się zadowolić jedynie jabłkami...
Nie ma wątpliwości, że mamy rosną w siłę i mają coraz więcej admiratorów tego, co robią, między innymi w osobie wicemarszałka województwa łódzkiego Dariusza Klimczaka czy ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jako coraz bardziej licząca się siła w mieście są zapraszane na różne spotkania i imprezy.
Mamy są także bardzo systematyczne i aktywne, a liczba ich przedsięwzięć jest coraz dłuższa: zapraszają na swoje klubowe spotkania znane osoby, organizują kurs pierwszej pomocy dla małych dzieci, kiermasze, minidisco, ekowioskę indiańską, uruchamiają zajęcia fitness, kursy języka angielskiego i włoskiego dla klubowiczek, kurs wizażu, współorganizują święto wojska polskiego przy kościele garnizonowym, itd. Były też zaproszone do Rawy na otwarcie żłobka Tuptuś, a szpital pytał je o zdanie remontując oddział położniczy. Mamy prowadzą też blog. To dużo jak na spontaniczną inicjatywę, gdzie wszyscy, łącznie z szefowymi, działają społecznie.
- Władze miasta kompletnie nas ignorują - mówi Monika Bursztynowicz. - Dla niech niemal 800-osobowa grupa ludzi nie istnieje. Mało tego: byłyśmy niedawno zaproszone na imprezę charytatywną do Godzianowa. Dzień wcześniej dowiedziałyśmy się, że organizator, czyli ratusz, nie życzy sobie naszej obecności. Takie sytuacje zdarzają się nam coraz częściej.
Odnosi się wrażenie, że władze miasta nie rozumieją, czym jest tzw. oddolna inicjatywa. Tym bardziej, że w Skierniewicach nie ma ich za wiele. Jedną z pierwszych był klub kolekcjonera, który również przez pierwsze lata tułał się po różnych miejscach. Ostatecznie przytuliła go Regionalna Akademia Twórczej Przedsiębiorczości.
- W lutym minie osiem lat naszego istnienia - mówi Mariusz Pierzankowski, szef klubu. - Na początku byliśmy w hotelu Polonia, w cafe Senatorska i w innych miejscach. Sugerowano, abyśmy przekształcili się w stowarzyszenie, ale skoro nie ma obiektu, gdzie mogłoby powstać muzeum uznaliśmy, że nie ma sensu bawić się w biurokrację i ponosić koszty. Jest dobrze, jak jest. Wszyscy jesteśmy pasjonatami i to się liczy.
Klub Mamy też nie chce się stowarzyszać. Matki podkreślają, że nie mają na to czasu, woląc zająć się konkretnymi rzeczami.
Władze miasta oraz Miejski Ośrodek Kultury mają swoje argumenty. Twierdzą, że chęć współpracy była i jest nadal, ale to mamy zażądały rzeczy, których np. MOK nie jest w stanie spełnić.
- Klub chciał mieć swoje stałe miejsce, a MOK nie ma takiego zaplecza - mówią Monika Kotowska oraz Paulina Mackiewicz. - Rozumiemy, że mamy chciały mieć na stałe rozłożone materace, wygospodarowany kącik zabaw dla dzieci czy własny czajnik, by można było zrobić herbatę, ale sale muszą być cały czas dostępne na różne formy działalności, a tych jest naprawdę mnóstwo. Zresztą podczas pierwszej rozmowy zastrzegliśmy, że priorytetem są nasze kulturalne iwenty, a mamy się na to zgodziły. Tyle, że z jednej strony nas rozumiały, a z drugiej pisały na nas skargi. Uważamy, że dużo im pomogliśmy w sensie technicznym. Nigdy natomiast nie mówiłam o pomocy finansowej - zastrzega dyrektor Kotowska. - Ja popieram inicjatywy oddolne, ale odpowiadam za kulturę, a działalność klubu kulturalną nie jest.
O finansowej pomocy dla Klubu Mamy nie wspominają również władze miasta. W odpowiedzi słyszymy między innymi, że "Urząd Miasta Skierniewice dokłada wszelkich starań, aby każdy mieszkaniec zgłaszający się ze swoją sprawą, interwencją czy inicjatywą otrzymał każdorazowo fachową pomoc oraz merytoryczne wsparcie".
Podobny klub zawiązał się w Łowiczu. Jak twierdzi Magdalena Przyżycka, szefowa klubu, pierwsze spotkanie z burmistrzem Krzysztofem Kalińskim wypadło niezwykle obiecująco.
- Nie jesteśmy jeszcze tak dużą grupą jak Klub Mamy, ale rozwijamy się - mówi. - Pan burmistrz obiecał nam wszelką pomoc, także finansową. Wskazał trzy lokale do wyboru na spotkania i dwie salki w urzędzie miasta na jakieś nadzwyczajne wydarzenia.
- Do mnie zadzwoniła urzędniczka z Łowicza podpytując, jak władze miasta pomagają nam finansowo - mówi Monika Bursztynowicz. - Co miałam odpowiedzieć?
***
PYTANIA, JAKIE ZADALIŚMY WŁADZOM MIASTA W SKIERNIEWICACH ORAZ ODPOWIEDZI:
1. Dlaczego klub mam nie może korzystać z żadnej z sal w MOK, choć dyr. Monika Kotowska w swoim ekspoze mówiła, że wspiera ów klub jako oddolną i wspaniałą inicjatywę, że jest to strzał w dziesiątkę, popiera jego działalność i przede wszystkim znajdą się pieniądze na jego funkcjonowanie. Obecnie Klub Mam otrzymał pismo z MOK, że nie mogą korzystać z żadnej z sal, bo trwa modernizacja. Obecnie korzystają z sali w Oazie.
Wystąpienie p.Kotowskiej z Rady Miasta Skierniewice - XLIV sesja Rady Miasta część 3/5
Ad. 1. W związku z termomodernizacją budynku MOK Klub Mamy został poinformowany o prowadzonych pracach remontowych. Z informacji przekazanych przez dyrektor MOK, dysponujemy wiedzą, że wszystkie zainteresowane strony wspólnie stwierdziły, że z racji charakteru działalności Klubu obecne warunki są niewłaściwe i zagrażają bezpieczeństwu (w budynku wymieniane są m.in. okna i kaloryfery; temperatura powietrza i zapach panujący w pomieszczeniach nie sprzyjają zajęciom z dziećmi).
2. Dlaczego wiceprezydent Beata Jabłońska - jak twierdzi klub, a nie mamy powodu, by tym mamom nie wierzyć - najpierw zapraszała je kilkakroć na kawę do swojego gabinetu, obiecywała pomoc, w tym finansową (chodzi o rozpoczęcie działalności klubu z 11 stycznia na hali OSiR), a potem wycofała się z rozliczenia faktur, które zostały jej przedstawione? Następnie pani wiceprezydent w ogóle zmieniła front i mamy przestały być życzliwie traktowane?
Ad. 2. Jeśli przedstawicielki Klubu Mamy są prawdomówne, nie mogą zaprzeczyć, że spotykały się wielokrotnie z wiceprezydent Beatą Jabłońską i merytorycznymi naczelnikami oraz dyrektorem MOK, którzy udzielali niezbędnych informacji, służyli swoimi pomysłami, wiedzą i doświadczeniem. Urzędnikom przyświecał cel, aby projekt był pełny, bezpieczny i atrakcyjny dla potencjalnych odbiorców. Stąd m.in. pomysł i zaproszenie ze strony Urzędu Miasta, aby inauguracja działalności Klubu Mamy odbyła się na hali OSiR, a cykliczne spotkania miały miejsce nieodpłatnie w siedzibie MOK. Jednocześnie podkreślamy, że Urząd Miasta Skierniewice dokłada wszelkich starań, aby każdy mieszkaniec zgłaszający się ze swoją sprawą, interwencją czy inicjatywą otrzymał każdorazowo fachową pomoc oraz merytoryczne wsparcie.
3. Dlaczego ich imprezy są sekowane przez skierniewicki ratusz, choćby np. wioska indiańska, która początkowo miała być organizowana nad zalewem, a gdy mamy otrzymały dzień czy dwa przed imprezą informację, że nie mogą tam zorganizować żadnej imprezy, musiały w ostatniej chwili ją przenosi; czy impreza charytatywna w Godzianowie z ostatniej niedzieli, gdy okazało się, że nie są na niej mile widziane? Takich przykładów można by przytoczyć wiele. Czy za każdym razem jest to jedynie zwykły przypadek?
Ad.3. Nie zgadzamy się ze stwierdzeniem zawartym w pytaniu, jakoby wydarzenia organizowane przez Klub Mamy były sekowane. W kwestii imprez wymienionych w pytaniu, informacji udzielić powinien podmiot zarządzający miejscem organizacji danego wydarzenia.
4. Chciałabym się dowiedzieć, jak władze naszego miasta rozumieją pojęcie "oddolna inicjatywa"? Czy jeśli jakaś grupa mieszkańców chce robić coś na własną rękę, bez logo miasta i uśmiechniętych włodarzy w tle, nie ma na to szans?
Ad. 4. Urząd Miasta, jak i jednostki organizacyjne otwarte są na wszelkie inicjatywy zgłaszane przez mieszkańców i każdorazowo czynią starania, by udzielać wsparcia pod względem zarówno merytorycznym, organizacyjnym, jak i finansowym.
Jednocześnie pozwalamy sobie zadać pytania: Czy profesjonalnym jest kierowanie oficjalnych pytań do Urzędu Miasta zawierających negatywną tezę i sugerujących z góry negatywne nastawienie w stosunku do skierniewickiego samorządu? Czy profesjonalnym jest zadawanie pytań w sposób obraźliwy dla odbiorcy? (czyt."Czy jeśli jakaś grupa mieszkańców chce robić coś na własną rękę, bez logo miasta i uśmiechniętych włodarzy w tle, nie ma na to szans?")
Biuro Prasowe UM