Już kilka godzin po zamknięciu lokali wyborczych widać było, że PKW nie działa, jak należy - opóźnione konferencje prasowe, brak wyników cząstkowych. Powód? Problemy z systemem informatycznym, przygotowanym dla Państwowej Komisji Wyborczej. - To kompromitacja! - grzmieli dziennikarze i politycy.
Kandydaci do Rad Miast i na szefów samorządów postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Nie czekali na komunikat PKW, tylko zaczęli krążyć po mieście i spisywać dane z list, wywieszonych przez obwodowe komisje wyborcze. Jednak nie do wszystkich wyników można było dotrzeć, aby mieć pewność, że zebrało się kompletne dane z wyborów. - Jest wiele miejsc, gdzie pozrywano listy z wynikami głosowania. W kilku lokalach komisje wyborcze ponaklejały protokoły jeden na drugi, uniemożliwiając policzenie głosów - narzekali kandydaci.
Jeszcze we wtorek rano PKW poinformowała, że system informatyczny jest już w pełni sprawny. Prezes firmy, odpowiadającej za jego przygotowanie, zapewniał od poniedziałku, że wszelkie usterki są natychmiast usuwane. Jednak poszczególne obwodowe komisje wyborcze jeszcze w środę borykały się z kłopotliwym i awaryjnym systemem.
Co jest najczęstszym problemem, z jakim borykały się komisje? Ich członkowie informowali, iż nie mogli się zalogować do systemu lub nie byli w stanie drukować protokołów zbiorczych z wynikami. Sygnały o tego typu kłopotach napływały niemal z całego kraju.
Trudności z obsługą systemu wynikają z tego, że oprogramowanie jest nowe i nie zostało dostatecznie przetestowane. - System był tworzony dopiero od trzech miesięcy - mówił podczas konferencji prasowej Romuald Drapiński, dyrektor ds. informatycznych PKW.
Jeden z blogerów politycznych napisał wczoraj na Twitterze: "Sytuacja przestaje być śmieszna, zaczyna robić się strasznie". Wtórował mu Wojciech Szacki, dziennikarz "Polityki": Siedziba PKW to jedno. Ale jest jeszcze jedno miejsce, gdzie jest raczej nerwowo - siedziba Ipsos. Działania PKW stały się obiektem licznym żartów, internauci prześcigają się w tworzeniu coraz to zabawniejszych memów.
Na zamieszanie nie pozostała obojętna Najwyższa Izba Kontroli. Jej prezes Krzysztof Kwiatkowski zlecił kontrolę w PKW. - Należy sprawdzić, czy pracownicy Krajowego Biura Wyborczego budowali system informatyczny w sposób zgodny z prawem, rzetelny, celowy i gospodarny - powiedział rzecznik NIK Paweł Biedziak.
Kwiatkowski podkreślił, iż rzeczona kontrola ma charakter priorytetowy. Podjęcie stosownych kroków zapowiedział także prezydent Bronisław Komorowski. Odpowiadając na głosy opinii publicznej, która domaga się dymisji członków PKW, postanowił spotkać się z prezesami organów, wskazujących kandydatów do składu PKW, a więc z prezesem Trybunału Konstytucyjnego, pierwszym prezesem Sądu Najwyższego i prezesem Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jak informuje szefowa prezydenckiego biura prasowego Joanna Trzaska-Wieczorek, mają być omówione zasady wyłaniania kandydatów na członków PKW w oparciu o obecnie obowiązujące przepisy.
- Pan prezydent jest przekonany, iż należy tę sytuację wyjaśnić, bo fakty, szeroko opisywane i komentowane w ostatnim czasie, budziły zaskoczenie i negatywne emocje, zarówno wyborców, jak i sił politycznych, biorących udział w wyborach - stwierdziła Trzaska-Wieczorek.
Odwołanie członków PKW może nastąpić na uzasadniony wniosek prezesa Sądu Najwyższego. Jednak, jak informowali przedstawiciele Pałacu Prezydenckiego, na razie wiadomo jedynie tyle, że zawiódł system, nie ludzie, więc nie powinniśmy się spodziewać dymisji w najbliższym czasie.
Powołania komisji śledczej w sprawie działalności PKW zażądał już PiS, a Bronisław Komorowski żąda wyjaśnień, jak przebiegał nabór członków PKW.
Marcin Bereszczyński, Kuba Dobroszek