Komu można wydać dziecko
W maju ubiegłego roku dyrekcja skierniewickiego szpitala zawiadomiła prokuraturę, gdy ordynatorka oddziału noworodkowego wydała dziecko ojcu. Teraz dyrekcja sama postąpiła dość dwuznacznie
Czy dyrekcja skierniewickiego szpitala złamała prawo, wydając noworodka matce jego 22-letniego ojca - czyli babci? Lekarze, z którymi rozmawiamy twierdzą, że tak. Problemu nie widzi natomiast szpital, zaś Urząd Marszałkowski w Łodzi, organ prowadzący dla skierniewickiej placówki, nie ocenił w żaden sposób zaistniałego zdarzenia ograniczając się jedynie do podania suchych faktów.
O sprawie z początku listopada ubiegłego roku nie byłoby pewnie głośno, gdyby nie podobna sprawa - dyrekcja zastrzega jednak, że był to zupełnie inny przypadek - z maja ubiegłego roku, kiedy to ówczesna ordynator oddziału noworodkowego, Lidia Kuchta, wydała dwumiesięcznego chłopczyka pozostawionego przez matkę, jego ojcu.
Dyrekcja uznała, że lekarka postąpiła w sposób bezprawny i zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Śledczy sprawę umorzyli, ale dr Kuchta najpierw straciła funkcję ordynatora, a niedawno została przeniesiona na oddział zakaźny. Dlatego niektórzy lekarze nie chcą milczeć twierdząc, że w szpitalu obowiązują podwójne standardy - jedne dla lekarzy, drugie dla dyrekcji.
Do zdarzenia doszło na początku listopada.
Czwartego listopada w skierniewickim szpitalu niepełnoletnia dziewczyna urodziła dziecko, którego ojcem był 22-latek. Jak twierdzą nasi rozmówcy, najpierw po dziecko zgłosiła się matka dziewczyny, ale jej noworodek nie został wydany. Wydano go natomiast matce 22-latka.
Przepisy jasno określają, komu można wydać dziecko z oddziału noworodkowego - w tej konkretnej sytuacji, ponieważ matka była niepełnoletnia, a ojciec dziecka pozostawał z nią w nieformalnym związku, to sąd powinien ustanowić opiekuna prawnego dziecka. Bez wyroku noworodek powinien pozostać jeszcze kilka dni na oddziale.
Tymczasem dyrektor szpitala oraz trzy inne osoby, w tym wicedyrektor i nowa ordynator oddziału postanowili, że dziecko zostanie wydane swojej babci.
Urząd Marszałkowski w Łodzi wyjaśnia, że, cytujemy: "grono to podjęło decyzję o zawiadomieniu sądu o konieczności ustanowienia opiekuna prawnego do dziecka, poinformowano również Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej i zobowiązano się do przeprowadzenia patronażu środowiskowego. Opinia przeprowadzonej przez GOPS kontroli była pozytywna dla możliwości wypisania noworodka do domu. Matka miała wrócić do domu ojca dziecka, gdzie na dziecko czekał prawidłowo wyposażony pokój. Rodziny obojga rodziców wykazywały duże zainteresowanie ws. opieki i wsparcia małoletniej matki. 8 listopada rodzice uzyskali tymczasowy akt urodzenia dziecka z USC".
Teoretycznie dyrekcja postąpiła słusznie, kierując się dobrem dziecka i jego niepełnoletniej matki. W praktyce sytuacja jest jednak nieco dwuznaczna.
Urząd Marszałkowski twierdzi, że nie można doszukiwać się analogii między powyższym wydarzeniem, a tzw. sprawą Kubusia. - W przypadku Kubusia aktualnie obowiązywało postanowienie sądu o pozostawieniu noworodka w szpitalu (dodajmy, że głównym powodem całego zamieszania był brak komunikacji między szpitalem a warszawskim sądem, który nie został poinformowany o zmianie decyzji przez matkę, że ta chce jednak wychowywać dziecko - przyp. red.), a ówczesna ordynator podjęła decyzję samowolnie - słyszymy. - W przypadku noworodka z listopada postanowienia sądu nie było, była za to pozytywna opinia GOPS oraz inne pozytywne przesłanki.
Czy fakt, że matka pochodziła z rodzinnych stron dyrektora szpitala, Jacka Sawickiego, miało znaczenie w całej sprawie? Rzecznik szpitala Paweł Bruger twierdzi, że absolutnie nie, a jedynym kryterium były obowiązujące procedury.
Dr Lidia Kuchta nie chciała komentować tej sprawy.
Czytaj również: Była ordynator w prokuraturze w Skierniewicach