Koniec marzeń o Kanarach. W Rynku pustynia zamiast piachu
Wbrew wcześniejszym, entuzjastycznym zapowiedziom w Rynku nie będzie plaży z gorącym piaskiem pod szumiącą fontanną i roznegliżowanych kociaków kłębiących się pod siatką w meczu piłki plażowej.
Nie będziemy mieć kawałka Wysp Kanaryjskich w centrum Skierniewic, ale rysuje szansa na coś o wiele ciekawszego.
Zaczęło się kilka tygodni temu od pomysłu Jarosława Chęcielewskiego, wiceprezydenta miasta. Samorządowiec chciał uhonorować francuską delegację z miasteczka Chatelaillon-Plage, która w maju odnowi akt przyjaźni między naszymi miastami, podpisany 20 lat temu. Odnowienie nastąpi podczas uroczystości w Rynku przed ratuszem. Miasteczko Chatelaillon-Plage leży nad Atlantykiem, więc sztuczna plaża na bruku będzie dla gości miłym ukłonem – pomyślał wiceprezydent i pomysł w życie wcielić polecił.
– Plaża będzie ograniczona drewnianymi bandami, za którymi położymy wykładzinę z zielonego plastiku, żeby z plaży nie wychodzić od razu na granitową kostkę. Grubość piasku będzie się wahała pomiędzy 30 a 50 centymetrami – wyjaśniał nam w marcu Piotr Majka, prezes Zakładu Utrzymania Miasta, który otrzymał zadanie zbudowania plaży na granitowym bruku na północno-wschodnim fragmencie placu, czyli od strony ulicy Żwirki i Gałeckiego.
Plaża miała przetrwać uroczystość i cieszyć skierniewiczan do końca wakacji, podekscytował się też miejscowy restaurator, bo już miał w planach serwowanie przy plaży małży z rusztu.
Wszystko to okazało się mirażem.
– Wpłynął do mnie wniosek urzędu miasta o wydanie pozwolenia na wybudowanie plaży w Rynku, ale ja takiego zezwolenia nie wydam – mówi Katarzyna Starecka, dyrektor skierniewickiego oddziału Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi.
Jak wyjaśnia, budowa plaży wiąże się ze zdemontowaniem kilku latarń, przestawieniem ławek, a także budową drewnianej budki dla dozorcy. Wszystko to zmienia układ przestrzenny wpisanego do rejestru zabytków skierniewickiego Rynku.
Co konserwatorowi zabytków przeszkadza plaża
– Nie rozumiem tego pomysłu. Co to za atrakcja dla gości z zagranicy , którzy przyjeżdżają i widzą kupę piachu. Piłka plażowa? Nie wie, czy chciałabym w stroju kąpielowym grać w siatkówkę pod oknami kamienic. Nie mówiąc o tym, że spadnie deszcz i ten piach rozmyje się po całym Rynku… Nie, na pewno zezwolenia nie dostaną – mówi Katarzyna Starecka i jako o wiele lepsze miejsce dla plaży wskazuje plac nad rzeką, za kościołem św. Jakuba.
– Czekamy na oficjalną odpowiedź konserwatora, jeśli nie dostaniemy pozwolenia, to zrezygnujemy z plaży – Jarosław Chęcielewski jest zawiedziony, bo jak mówi, w niektórych miastach świetnie taki pomysł się sprawdza. Jak choćby w Krośnie.
Plaża w Rynku, która przeszła w niebyt zanim się pojawiła, sprowokowała pytanie o sposób zagospodarowania centralnego placu w mieście. Bo że zagospodarować go trzeba, to pewne.
– Bardzo żałuję, że zabrakło poprzedniemu prezydentowi determinacji, gdy na początku pierwszej kadencji pojawił się projekt, bardzo fajny, jak można zazielenić Rynek. Trzeba było rozebrać fragment nawierzchni z kostki i wtedy, świeżo po remoncie, pewnie pojawiłyby się głosy krytyki… Ale trzeba było to zrobić – mówi Dorota Rutkowska, wówczas wiceprezydent miasta.
Pani wiceprezydent próbowała ratować sytuację i na płycie Rynku kilka lat temu pojawiły się karłowate drzewka w donicach, ale to nie było to. Mieszkańcom brakuje zieleni. Tymczasem obecne władze samorządowe poszły na całość i uwolniły w centrum ruch samochodowy poprzez zniesienie płatnych parkingów. Jaki przyniosło to skutek, widać gołym okiem.
– Jestem tym posunięciem wręcz zdegustowana. W takim Piotrkowie Trybunalskim, który ma podobny rynek, zrobiono deptak i wjazd dla samochodów jest w ogóle zamknięty. U nas robi się na odwrót – dodaje Dorota Rutkowska.
Na szczęście jest światełko w tunelu, bo obecne władze miasta mają plan. Na razie dosyć enigmatyczny.
– Też uważam, że Rynek powinien być bardziej zazieleniony i o tym powinniśmy w urzędzie porozmawiać. Można to zrobić niekoniecznie poprzez zdjęcie kostki – zastanawia się Jarosław Chęcielewski.
Z kolei prezydent Krzysztof Jażdżyk mówi o ogłoszeniu konkursu otwartego na koncepcję zagospodarowania Rynku.
- Przede wszystkim brakuje mi tu zieleni. W Rynku wieczorami powinno się toczyć życie towarzyskie, ale takie na poziomie, niekoniecznie przy kuflu piwa – wyjaśnia i jak zapowiada, jeszcze w tym roku powstanie plan, co zrobić ze skierniewickim Rynkiem, by nie stał się śmierdzącym parkingiem. Być może miasto zwróci się o pomoc do studentów wydziałów architektury, w Polsce jest 12 państwowych uczelni kształcących architektów i ten potencjał można wykorzystać.
– Już rozmawiałem z konserwatorem zabytków i pani Starecka zgodziła się na rozebranie fragmentu placu z kostki, by zasadzić zieleń. To miód na moje serce – wzdycha prezydent miasta.
Niestety, jest też łyżka dziegciu. To fontanna. Wystawiona za 2 miliony złotych podczas przebudowy placu, okazała się fuszerką. Nikt wcześniej tego oficjalnie nie mówił, ale jak ustaliliśmy, do realizacji przyjęto projekt od początku wadliwy.
Chodzi między innymi o system wodny fontanny. Woda pracuje bowiem w obiegu zamkniętym i jest przechowywana w podziemnym zbiorniku. Jedną z atrakcji fontanny miało być rozlewisko, czyli tafla wody w specjalnie do tego celu zbudowanych nieckach. I podczas otwarcia nawet działało, ale potem skierniewiczanie już nie uświadczyli tych atrakcji. Dlaczego?
– Zbiornik na wodę zaprojektowano zbyt mały i po prostu nie ma w nim wody na rozlewisko. Podczas otwarcia w maszynowni pod fontanną był człowiek i napuszczał wodę ręcznie. Poza tym, nawet gdyby układ wodny jakoś przeprojektować, to rozlewiska nie będzie, gdyż nawierzchnia placu przesiąka, bo nie zadbano o właściwe uszczelnienie – wyjaśnia urzędnik. – Zbudowano i zapłacono za fuszerkę!
Uzyskaliśmy oficjalne potwierdzenie, że fontanna jest spaprana.
– Fontanna jest sknocona, a jej rozwiązanie niefunkcjonalne. Ze względu na koszty przebudowy jeszcze nie wiem, jak rozwiążemy tę sprawę – przyznaje prezydent.