Kot na etacie urzędnika, ale nie w Skierniewicach
Gekon lamparci jest żywą maskotką w jednym z wydziałów UM w Skierniewicach. Jednak to jednak ewenement w skierniewickich urzędach. W spółce miejskiej Ars mieli psa, ale trzeba go było oddać, bo pies kopał na cmentarzu...
Teofil, czyli gekon lamparci, zadomowił się właśnie w wydziale promocji skierniewickiego ratusza. Mała jaszczureczka jeszcze się nie oswoiła z urzędnikami, a już jest maskotką biura.
- Zrobiliśmy składkę na Teofila, to nasz prywatny zakup - wyjaśnia Dawid Szymczak.
W skierniewickich urzędach, a także miejskich spółkach to ewenement i zwierząt w pomieszczeniach biurowych się nie uświadczy.
- Kiedyś mieliśmy swojego psa, którego dokarmialiśmy na podwórku, ale to było bardzo dawno temu - mówi Piotr Zawadzki, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej mieszczącego się w budynku przy ulicy Senatorskiej. Nieoficjalnie urzędnicy mówią o szczurach w oficynie, ale służbowego kota nie mają.
- Może na dole szczury się kręcą, ale do nas na piętro nie dochodzą - usłyszeliśmy w biurze rady miasta.
W zakładzie wodociągów i kanalizacji teren rozległy, ale prezes spółki aż się otrząsa na samą myśl o psie lub kocie.
- Broń Boże! - mówi Jacek Pełka. - Mieliśmy psa na stacji uzdatniania, ale to ludzie są od pilnowania. Szczury? Mamy stałą umowę zajmującą się deratyzacją - dodaje pytany o kota.
Ewa Milczarek, prezes OSiR lubi koty, w domu ma, ale nie wyobraża sobie zwierzaka w spółce, którą zarządza. Podobnie jak Tomasz Przybysz z pływalni miejskiej, kierowniczka USC czy prezes spółki pogrzebowej Ars.
- Nie mamy na stanie żywych zwierząt - mówi Jacek Staryga. - Był kiedyś pies, ale musieliśmy go oddać, bo kopał na cmentarzu... - wyjaśnia.
Kot nie chroni przed myszami księgozbioru miejskiej biblioteki ani jej filii.
- Były czasy, że mleko wystawiałyśmy na dwór, ale teraz żaden kot się nie kręci. W bibliotece trudno trzymać kota, bo jest monitoring i to wyklucza ruch w środku w nocy - mówi Izabela Strączyńska.
Coś o tym wiedzą w Izbie Historii Skierniewic. Jak opowiada dyrektor Anna Majda-Baranowska, kilkakrotnie zdarzyło się jej przyjeżdżać w nocy na wezwanie miejskich strażników, bo zadziałał alarm. W środku nie było jednak nikogo i dopiero za którymś razem okazało się, że w izbie historii zadomowił się nietoperz.
Zwierząt nie mają też skierniewiccy strażacy, a policjanci mogą pochwalić się jedynie psami służbowymi. Można sądzić, że w Skierniewicach koty w urzędach mogłyby się nie przyjąć, bo niektórym interesantom raczej się nie spodobają. Jeden z nich wytropił futrzaki w skierniewickiej delegaturze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
- Trzymanie kotów przez urzędnika państwowego w budynku nie powinno mieć miejsca - uważa skierniewiczanin, prosząc przy tym o anonimowość.
Budynek zajmuje też Samorządowe Kolegium Odwoławcze i tam przyznają, że mieszkające na parterze koty sprawiają kłopot jednemu z pracowników, który jest na nie uczulony, choć zwierzęta nie kręcą się samopas po korytarzu i nie wchodzą na piętro. W delegaturze są rybki w akwarium, a o kotach szefowa delegatury rozmawiać nie chce.
Wychodzi na to, że skierniewicki urzędnik powinien być twardy i pędzić precz żywe stworzenie… Tymczasem kilka lat temu w Polsce głośno było o Czesterze, kocie mieszkającym w Urzędzie Marszałkowskim w Szczecinie. Od dwóch lat Czester nie żyje, ale jak opowiada Iwona Mech, zdążył przyprowadzić swojego następcę.
- Teraz mieszka u nas czarno-biały Adolf, nazwany tak z racji charakterystycznego wąsika. Nasz urząd mieści się w Zamku Książąt Pomorskich, a Adolf jest także atrakcją dla turystów. Taki pan na zamku - śmieje się urzędniczka ze Szczecina.
Blus, rudy kocur, też czuje się wyśmienicie wylegując się na kanapie lub na urzędniczym biurku między papierami. Trafił tu ze schroniska, ocieplając wizerunek urzędu… ale nie w Skierniewicach. Blus jest ratuszowym kotem w Aleksandrowie Łódzkim, którego burmistrz wyliczył, że utrzymanie psa czy kota w urzędzie będzie tańsze niż w schronisku i zaadoptował kilka zwierzaków do ratusza oraz jednostek podległych.
- W urzędzie mamy psa i kota od roku. Pies „pracuje” na monitoringu, ale jest stary, schorowany i najczęściej śpi. Natomiast kota mamy w wydziale informacji i tu najczęściej przebywa, a nawet czasami występuje na żywo w naszej TV Aleksandrów. No i interesantom się podoba, mieliśmy nawet paru chętnych do wzięcia Blusa - mówi Krystyna Buda-Sowa.
Małgorzata Michalak ze skierniewickiego schroniska przyklaskuje urzędom decydującym się na adopcję kotów.
- Na pewno łatwiej mieć w urzędzie koty, bo nie wymagają takiej opieki jak psy. Także w Skierniewicach niektóre urzędy mogłyby przyjąć kota - uważa.
- Pomysł ciekawy, musiałbym się nad tym zastanowić - prezydent Krzysztof Jażdżyk jest zaskoczony pytaniem o przyjęcie kota „na etat”, ale nie odrzuca pomysłu - podobnie jak burmistrz Rawy Mazowieckiej.