Krzysztof Jażdżyk: oceniam się między trzy a cztery [WYWIAD]
- Nie przypuszczałem, że ten rok będzie aż taki ciężki. Na taką falę nienawiści nie byłem przygotowany - mówi prezydent Krzysztof Jażdżyk
Jest już wizja rozwoju miasta?
- Oczywiście. To jego rozwój pod każdym względem, głównie gospodarczym, i utworzenie tysiąca nowych miejsc pracy. Miasto przyjazne rodzinom z małymi dziećmi, gdzie równie ważna będzie praca, jak rekreacja, kultura i sport. Gdzie będzie się dobrze mieszkało i miło spędzało czas wolny.
Po roku czasu niewiele w tej kwestii się jednak dzieje.
- Jeśli chodzi o miejsca pracy, to wiele działań blokuje nam status uzdrowiska. Pewna firma produkcyjna była na przykład zainteresowana terenem Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, obiecywała właśnie te tysiąc miejsc pracy; woziliśmy nawet dokumentację do Łodzi, ale po jakimś czasie usłyszeliśmy, że firma wybrała inne miejsce. Nie była zainteresowana Skierniewicami z powodu uzdrowiskowego obciążenia. Musimy się z tego jak najszybciej wycofać. Jesteśmy w połowie drogi.
- Nie szkoda dawnego poligonu, tych ponad 150 hektarów pięknych terenów, pod przemysł?
- To jedna z naszych koncepcji, nie mówię, że ostateczna. Może będzie jakiś dobry program, w który wejdziemy? A może znajdzie się jakiś strategiczny inwestor, który stworzy kilkaset miejsc pracy?
Mówi Pan jak poprzednik, który też czekał na inwestora, ale w uzdrowisko...
- Mówił, że był. I gdzie jest ów inwestor, bo ja jakoś go nie widziałem i nadal nie widzę. Obecnie zabiegam o powstanie kliniki i do tego uzdrowisko nie jest potrzebne. Wkrótce ma gościć w Skierniewicach dr Dror Paley.
Obiecywał Pan konsultacje z mieszkańcami w każdej ważnej sprawie. Może w tym przypadku - co zamiast uzdrowiska - warto zapytać ich o zdanie?
- Oczywiście, nie wykluczam tego. Choć wiem, że będzie milion pomysłów, z których ciężko będzie wybrać jeden-dwa wartościowe.
Największe, Pana zdaniem, sukcesy po roku urzędowania?
- Pozyskanie z zewnątrz około 20 mln zł i realizacja miejskich inwestycji na kwotę około 50 mln zł. Tak nie było w żadnym roku, nawet wyborczym.
Co jeszcze?
- Spotkania z mieszkańcami, na które przychodzi bardzo wiele osób. Myślę, że udało się już zrealizować około 80 procent ich postulatów. To najczęściej drobne rzeczy, ale bardzo dla ludzi ważne. Dodałbym jeszcze budowę żłobka. I to, że nie musieliśmy rozbierać skrzyżowań przy alei Rataja oraz bez przeszkód połączyliśmy rondo Solidarności z ulicą Rawską.
Czego się zrobić nie udało?
- Rozpocząć budowy drugiego wiaduktu. Wprawdzie dostaliśmy na to zadanie 6 mln zł, ale odrzuciliśmy je, bo potrzebujemy 80 mln zł. Poza tym urząd nie funkcjonuje jeszcze tak, jakbym chciał, nie ma między wydziałami właściwej komunikacji. Od urzędników oczekuję kreatywności, a nie tego, żeby się mnie.
Pierwszy rok to także fatalne decyzje wizerunkowe. Wiemy, że zwycięzca może więcej, ale zatrudnianie na potęgę, i to bez przeprowadzania konkursów, chluby Panu nie przynosi.
- Nie odżegnuję się od tego, choć poprzednik też zatrudniał, i mógłbym tu wymienić wiele nazwisk. Uważam, że zatrudniam fachowców, którzy pracują dla dobra miasta. Z każdej zatrudnionej osoby jestem zadowolony.
????
- Tak. Mogę tylko dodać, że były oczekiwania, których nie byłem w stanie spełnić. Nie jest tak, że biorę każdego, jak leci.
W ratuszu rządzi Pan czy wiceprezydent Góraj?
- Ja, oczywiście, że ja.
Czasem wrażenie jest inne.
- Pan Góraj jest odpowiedzialny za inwestycje. Wiele jego pomysłów nie zostało wdrożonych, gdyż nie wyraziłem na to zgody.
A nie za bardzo obaj zadłużacie miasto? Fajnie jest widzieć tyle inwestycji i słuchać o wielu nowych pomysłach, ale kto za to zapłaci?
- Aby pozyskać pieniądze z zewnątrz trzeba najpierw zainwestować własne. Potem są zwroty, ale wyłożyć trzeba. Miasto nie ma nadmiernego zadłużenia, a deficyty były zawsze. Ciągle będę podkreślał, że musimy maksymalnie wykorzystać pieniądze zewnętrzne, w tym unijne. Potem nie będzie na to szansy.
Ten rok był dla Pana ciężki?
- Tak, nie spodziewałem się, że aż tak ciężki. Na taką falę nienawiści nie byłem przygotowany. Ale cóż, staram się nie czytać komentarzy nienawistników. Jak można inaczej nazwać osoby, które mają mi za złe, że do Skierniewic płyną grube pieniądze? Czy ja je biorę dla siebie? Mogę tylko dodać, że nabieram rozpędu, jestem pewniejszy siebie, a najlepsze trzy lata dopiero przede mną.
Rozmawiała Agnieszka Kubik