Krzysztof Miklas odpowiada W. Gędkowi w sprawie dekomunizacji Łowicza
Poniżej przedstawiamy w całości polemikę wysłaną Wojciechowi Gędkowi przez Krzysztofa Miklasa, związanego z Łowiczem znanego komentatora sportowego.
Jego treść odnosi się m. in. do informacji zawartych w naszym artykule: Wojciech Gędek uderza w honorowego obywatela Łowicza i pamiątki PRL
Szanowny Panie Wojciechu,
Dziękuję za umieszczenie mnie na liście odbiorców Pańskiego pisma z 13 listopada br. w sprawie usunięcia tablic “upamiętniających” postaci Hanki Sawickiej i Dzięgielewskiego z budynków użyteczności publicznej w Łowiczu oraz propozycję zmiany nazwy ulicy Radzieckiej na inną (pan proponuje “Rajców”; a może “Rajców Miejskich”?), a także usunięcia z łowickiej przestrzeni publicznej nazwiska docenta doktora Jana Wegnera.
Pozwoli więc Pan, że przedstawię swoją na ten temat opinię, choć formalnie nie jestem obywatelem Łowicza, ale z Łowiczem jestem przecież dość powszechnie kojarzony.
Co do “postaci” Hanki Sawickiej (zwykle łączonej z Jankiem Krasickim) i Dzięgielewskiego nie powinno być najmniejszych wątpliwości i tu się z Panem zgadzam. Na temat osoby Hanki Szapiro-Sawickiej moje pokolenie było dokładnie instruowane na lekcjach historii. W moim przypadku w latach 1961 –1965 przez nauczyciela historii w LO im Chełmońskiego, wyjątkowo betonowego Juliana Oleśkiewicza (Panie, świeć nad Jego Duszą). Zaś co do Dzięgielewskiego (nie wiem nawet, jak miał na imię; ale to pewnie jest na kontrowersyjnej tablicy) nie miałem do dziś najmniejszego pojęcia, ponieważ moja rodzina, zarówno ze strony śp. Ojca, jak i Mamy, nie wywodziła się z Łowickiego. Wiedziałem natomiast od swojego dziadka, śp. Bronisława Drabińskiego, piłsudczyka, uczestnika wojny 1920 roku z bolszewikami, co to był działający na Ziemi Sochaczewskiej oddział Gwardii Ludowej niejakiego “Kuby” Gacia. Otóż “wsławił” się ten oddział m.in. w okolicy Rybna i Młodzieszyna, ale chyba też Kocierzewa, podobnymi “dokonaniami”, o jakich Pan pisze w przypadku Dzięgielewskiego. “Ludowa” władza nagrodziła potem “Kubę” Gacia, podobnie jak związanego z nim i pochodzącego również spod Sochaczewa Tadeusza Pietrzaka wysokimi stanowiskami. Pietrzak był nawet komendantem głównym MO, oczywiście w stopniu generała.
Co do nazwy ulicy Radzieckiej (notabene króciutkiej, więc przy ewent. zmianie nazwy koszty nie będą wielkie), też się z Panem zgadzam, choć ja osobiście doskonale wiedziałem o etymologii nazwy owej ulicy (jest jeszcze w Ratuszu Sala Radziecka – chyba się nie mylę?). Przypuszczam jednak, że gdyby przeprowadzić sondę wśród mieszkańców Łowicza i Ziemi Łowickiej pytając o to, z czym kojarzy im się nazwa ulicy “Radziecka” to pewnie absolutna większość odpowiedziałaby, że z byłym Związkiem Radzieckim i władzą “radziecką”.
Co do postaci Jana Wegnera. Tu pozwalam sobie z Panem absolutnie się nie zgodzić. Otóż znałem pana Wegnera dość dobrze (tak mi się wydaje), ponieważ przez kilka lat wspólnie dojeżdżaliśmy pociągiem z Łowicza do Warszawy. Zawsze rano do Warszawy i bardzo często w drodze powrotnej. Przegadaliśmy wiele godzin. Pan Jan, zawsze w naszych rozmowach ironiczny, nawet sarkastyczny i przekorny wobec ówczesnego ustroju (ileż ja się nasłuchałem od Niego “kawałów” na ten temat!), jeździł do wspomnianej przez Pana Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego na Ochocie. Ja najpierw na ostatni rok studiów prawniczych, potem podyplomowych dziennikarskich, wreszcie do pracy w dziale sportowym “Trybuny Mazowieckiej”. Jak Pan zapewne wie, docent Jan Wegner przez wiele wcześniejszych lat był kuratorem (czy też kustoszem) Nieborowa i Arkadii.
Za jego czasów przeprowadzano gruntowną renowację nieborowskiego pałacu, podczas której zginęło ponoć kilka kilogramów złota (płatków) używanego do konserwacji muzealnych obiektów m.in. ram obrazów. I choć Jan Wegner był Bogu ducha winny (konserwację przeprowadzały PKZ czyli Pracownie Konserwacji Zabytków; w tamtym czasie jedyna taka firma w Polsce, mając monopol na wszelkie konserwacje zabytków), to ów “ubytek” był (tak wówczas mówiono) pretekstem do zwolnienia Jana Wegnera z jego umiłowanego Nieborowa, gdzie miał na dodatek to, o czym każdy człowiek kultury może tylko pomarzyć. Codzienny kontakt z elitą literacką, artystyczną czy naukową.
Bowiem to właśnie Jan Wegner tworząc w pałacu swoisty ośrodek pracy twórczej potrafił ściągać do Nieborowa największych luminarzy polskiej kultury. Do nieborowskiego pałacu miał być z Warszawy skierowany ktoś inny. Wegner dostał propozycję “nie do odrzucenia” czyli posadę wykładowcy we wspomnianej WAP.
Wszystko oczywiście odbyło się w miarę “elegancko”, czyli pan Jan sam poprosił o rozwiązanie stosunku pracy pisząc ironicznie, że zawsze marzył o pracy dydaktycznej na uczelni. Do przejścia na emeryturę zostawało mu kilka lat. Mam więc pytanie: czy w tamtym czasie znalazłby Pan takiego bohatera, który przeciwstawiłby się władzy i nie przyjąłby takiej oferty? Tym bardziej, że z tego, co słyszałem, na owej “Akademii” Jan Wegner nigdy nie prowadził typowej dla komuny indoktrynacji. Argument o pracy w WAP uważam więc za absolutnie nie trafiony.
PANIE WOJCIECHU! NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ!
Krzysztof Miklas
PS. Zachowaliśmy pisownię oryginalną.