Monika Dziuma, kub

Ksiądz w dom, Bóg w dom...

Ksiądz w dom, Bóg w dom... Fot. polskapresse
Monika Dziuma, kub

Trwają wizyty duszpasterskie, czyli tzw. kolęda. Stół uroczyście zasłany białym obrusem, krzyż, woda święcona i oczywiście koperta już czekają na księdza.

Idzie ulicą ksiądz w otoczeniu dwóch ministrantów. Mieszkańcy siedzą w oknie, wyczekując kiedy odwiedzi ich dom. Siedzą jak na szpilkach, trochę niespokojni o to, o co kapłan będzie ich pytał.

Najpierw wchodzą ministranci i pytają, czy rodzina przyjmie księdza. Ta się zgadza, więc do pokoju wkracza ksiądz. Odśpiewanie kolędy, wspólna modlitwa no i się zaczyna. Duszpasterz siada i wypytuje. Co słychać w rodzinie, czy czasami nie szykuje się jakiś ślub, a może chrzciny. Czasami przewertuje zeszyt od religii, czasami da osobiste kazanie o tym, że życie bez ślubu jest złe. Rodzina siedzi, odpowiada, kiwa głową. W końcu przychodzi moment kulminacyjny. Głowa rodziny wręcza księdzu białą kopertę, a ten chowa ją do swojej teczuszki.

Druga opcja. Ministranci dzwonią do drzwi. Rodzina cichutko, tak, by nikt nie zorientował się, że są w domu, siedzi w pokoju. Nikt nie ma prawa się odezwać, a i oddychać się boją. Jeden odważny obserwuje przez judasza, czy już odeszli. Wtedy przychodzi ulga...

Opcja trzecia. Kolega, zwykle wychodzący z pracy wcześniej, siedzi przy komputerze i twierdzi, że dzisiaj ma dużo do zrobienia, więc zostanie po godzinach. Zdziwienie koleżanek nie ma granic. - A, przyznam się, ksiądz po kolędzie chodzi, więc wolę przeczekać w robocie - słyszą w końcu.

Większość z nas jednak i tak przyjmuje kapłana w swoich domach. Być może dla niektórych to tradycja, inni chcą się pokazać księdzu. I pomimo tego, że nie praktykują chodzenia do kościoła, to chcą się w ten sposób jakoś usprawiedliwić.

Są jednak i tacy, którzy nie wyobrażają sobie początku roku bez wizyty duszpasterza w domu. - Oczywiście, że przyjmuję kolędę w domu. To dla mnie wspaniały moment w życiu. Cała moja rodzina głęboko wierzy w Boga, a kolęda jest czasem, kiedy zbliżamy się do świata duchowego. Koperty, które ksiądz otrzymuje, są dobrowolne. Jeśli ktoś chce dać, to daje. A jeśli nie ma, bądź nie chce jej księdzu wręczyć, to tego nie robi. Szkoda, że tak mało, szczególnie młodych osób zamyka księdzu drzwi przed nosem. Moim zdaniem to wynika z wychowania - mówi skierniewiczanin, Krzysztof Mokrzycki.

Inny mieszkaniec Skierniewic wizytę duszpasterską komentuje w ten sposób. - Żyję w związku bez ślubu. Jest nam tak dobrze i nie chcemy na razie tego zmieniać. Księdza przyjmiemy, ale nie podchodzimy do tego w jakiś szczególny sposób. Pewnie powie nam, żebyśmy wzięli ślub, chwilę posiedzi i pójdzie do domu - wyjaśnia pan Bartosz.

Kolęda dla wielu mieszkańców naszego powiatu jest stresującym wydarzeniem w roku. Ten jeden raz w naszym domu pojawia się ksiądz. Wtedy też nasuwa się jedno, zasadnicze pytanie: ile włożyć do koperty? Z reguły parafianie dają od 20 do 50 zł, w zależności od liczby osób w rodzinie, stanu posiadania, ale i własnego uznania.

- Nasz ksiądz powiedział w ogłoszeniach, że musi zapłacić do kurii 10 zł za jedną "duszę". W domu jest nas pięcioro, więc rachunek jest prosty: 50 zł. W sumie to bardzo ciekawe, bo w sąsiedniej parafii ksiądz chce po 6 zł od człowieka. Ta sama kuria, ale im zawołali taniej. Chyba, że nasz kapłan zaokrąglił sobie tę kwotę... - mówi jedna z mieszkanek wsi pod Skierniewicami.

Do naszej redakcji dotarł sygnał z parafii w Makowie, że ksiądz podczas nabożeństwa wymienił dwie rodziny, które nie przyjęły go z wizyta duszpasterską. Myśleliśmy, że takie praktyki były stosowane w średniowieczu...

Monika Dziuma, kub

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.