Kto zgarnął publiczne pieniądze

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Dzik
Magdalena Grajnert

Kto zgarnął publiczne pieniądze

Magdalena Grajnert

Policja prowadzi dochodzenie w sprawie kradzieży 44 tys. zł. Czy na wizerunek hospicjum wpłyną nagie zdjęcia pani prezes?

Policja prowadzi dochodzenie w sprawie przywłaszczenia pieniędzy przez pracownika skierniewickiego hospicjum. Pieniądze miały zginąć z kasetki w siedzibie placówki. Oskarżana pracownica, Monika Jabłońska, wykluczona 23 września z zarządu stowarzyszenia twierdzi, że rzekome zaginięcie pieniędzy to zemsta pani prezes. Dlaczego?

Jak działa hospicjum

Niepubliczny Zakład Domowej Opieki Hospicyjnej Stowarzyszenia Hospicjum im. Anny Olszewskiej w Skierniewicach zapewnia opiekę paliatywną i hospicyjną 20 osobom z zaawansowaną chorobą nowotworową. Pielęgniarki i lekarze opiekują się chorymi w ich domach.

Stowarzyszenie utrzymuje się z miejskich dotacji, darowizn od sponsorów oraz z wpływu z 1 procenta. Prowadzi też wypożyczalnię sprzętu.

- Stowarzyszenie Hospicjum im. Anny Olszewskiej w Skierniewicach otrzymało z budżetu miasta w formie wsparcia w konkursach dotacyjnych w tym roku w sumie 16,5 tys. zł, w ubiegłym 18 tys. 740 złotych - mówi Edyta Cieślak, naczelnik wydziału rozwoju gospodarczego i spraw społecznych skierniewickiego magistratu.

Z jednego procenta podatku za 2014 roku do hospicjum wpłynęło 44 tys. 588 złotych. Na stronie ministerstwa nie ma jeszcze danych za 2015 rok, ale była to pewnie porównywalna kwota.

Kasetka, z której można było sobie pożyczać

Wątpliwości dotyczące prawidłowego gospodarowania finansami stowarzyszenia miała Monika Jabłońska. Mówi, że w miejscu, do którego mieli dostęp wszyscy pracownicy hospicjum, stała kasetka z pieniędzmi.

- W kasetce w biurze z reguły było 30-40 tysięcy złotych - mówi Monika Jabłońska. - Jeśli ktoś brał pieniądze, po prostu zostawiał karteczkę z taką informacją. To były różne kwoty, nawet 2 tysiące złotych. Pieniądze pożyczała też pani prezes. Między innymi z tych pieniędzy pochodziło jej wynagrodzenie. Do tej pory żaden z prezesów nie pobierał pieniędzy za swoją pracę. Pani prezes wymyśliła jednak, że zatrudni się na umowie jako pracownik biura i z tego tytułu wypłacała sobie pensję. Dodatkowo od kwietnia, odkąd jestem na zwolnieniu lekarskim z powodu ciąży, na podstawie umowy na zastępstwo bierze też pół mojej pensji. Drugą połowę bierze skarbnik - dodaje.

Po ujawnieniu sprawy prezes hospicjum Magdalena Kuśmierczyk zgłosiła na policji, że to Monika Jabłońska przywłaszczyła sobie pieniądze stowarzyszenia i zażądała od niej zwrotu 44 tys. 447 złotych.

Monika Jabłońska nie przyznaje się do winy, a policja przesłuchuje kolejnych świadków.

Pensja pani prezes. Pobierała czy nie?

W oświadczeniu, które otrzymaliśmy od prezes Magdaleny Kuśmierczyk czytamy: „Jako prezes stowarzyszenia hospicjum nie pobieram wynagrodzenia i nigdy go nie pobierałam. Nie jestem zatrudniona na umowę o pracę w wymiarze 1/2 etatu, wobec tego nie pobieram z tego tytułu żadnego wynagrodzenia.”

Z dokumentów, jakie posiadamy wynika jednak, że na konto pani prezes co miesiąc wpływa 1 tys. 307 zł tytułem wynagrodzenia. Dodatkowo pobierała pieniądze w gotówce, z kasetki. Fakt, że Magdalena Kuśmierczyk jest zatrudniona w hospicjum, potwierdza także była wiceprezes stowarzyszenia.

- Osobiście podpisywałam Magdalenie Kuśmierczyk umowę o pracę - mówi Monika Bobrowska. - 2 stycznia 2015 roku została zatrudniona na stanowisku koordynatora hospicjum na pół etatu. Ja zostałam jej asystentką - podkreśla pani Monika.

Monika Bobrowska już nie pracuje w hospicjum, ponieważ - jak mówi - pani prezes nie wyobrażała sobie z nią dalszej współpracy.

Na jednym ze spotkań zarządu wiceprezes powiedziała otwarcie, co zarzuca Magdalenie Kuśmierczyk.

- Chodziło o niejasność wydatkowanych pieniędzy pozyskiwanych od sponsorów oraz o wynagrodzenie pani prezes, które było nieadekwatne do nakładu pracy, jaki wkładała - tłumaczy Monika Bobrowska i dodaje, że pani prezes dodatkowe pieniądze inkasowała za koordynację projektów, którymi de facto zajmowali się inni pracownicy. Nie chciałam brać za to odpowiedzialności.

Krytyczne uwagi, także w obecności zarządu, przedstawiła Monika Jabłońska.

- Powiedziałam, że nie pojawia się w pracy; że przyznała podwyżki tylko niektórym pracownikom hospicjum; że wszyscy pracują na akcje i koncerty, a ona nic nie robi; że stażystka często siedzi sama, chociaż powinna mieć opiekuna - wymienia jednym tchem Monika Jabłońska.

W miniony wtorek kobieta otrzymała list polecony, który zawierał dyscyplinarne rozwiązanie umowy o pracę z winy pracownika bez wypowiedzenia, informację o wykluczeniu jej jako członka stowarzyszenia hospicjum oraz przedsądowe wezwanie do zapłaty. - Mam 14 dni na zwrócenie ponad 44 tys. złotych, których nie ukradłam - mówi Monika Jabłońska. - Zaraz urodzę i ponieważ nie jestem pracownikiem, nie otrzymam nawet zasiłku macierzyńskiego. Oczywiście, zwrócę się do sądu pracy, ale to potrwa kilka miesięcy - mówi.

Erotyczne sesje czy manipulacja

Zdaniem pracowników hospicjum urzędnicy powinni zapytać panią prezes także o erotyczne zdjęcia, które są dostępne w internecie. Bez trudu znajdujemy stopklatki, na których oglądamy bardzo odważne sceny. Co ważne, pracownicy hospicjum twierdzą, że część zdjęć wykonana została w biurze hospicjum przy wykorzystaniu służbowego laptopa. W internecie można kupić dostęp do filmów, których jest ponad 30.

Magdalena Kuśmierczyk nie zaprzecza, że to ona jest na rozebranych zdjęciach, wykonanych w biurze w hospicjum, które jej przesłaliśmy. Ma jednak uwagę.

- Biorąc pod uwagę zaawansowaną technikę komputerów i zasoby internetowe, istnieje możliwość włamania się do laptopa, nawet firmowego i włączenia bez zgody użytkownika kamery wbudowanej w laptopa. Natomiast ujęcia mogą być wyrwane z kontekstu wielu czynności wykonywanych w biurze - oświadcza nam mejlowo pani prezes.

- To obrzydliwe pokazywać się w ten sposób i to we własnym biurze - mówi Monika Bobrowska. - Działalność stowarzyszenia opiera się na szacunku i zaufaniu. Jak teraz będą na hospicjum patrzeć darczyńcy?

- Zawsze będę wspierał tych, którzy pomagają osobom cierpiącym - zapewnia Krzysztof Jażdżyk odpowiadając w ten sposób na obawy, gdzie podzieje się hospicjum po nowym roku. Do końca grudnia musi się wyprowadzić ze swojej dotychczasowej siedziby przy ul. Jagiellońskiej. Prezydent Skierniewic zapowiada, że miasto przyjrzy się funkcjonowaniu stowarzyszenia. - Jeśli są nieprawidłowości, należy je wyjaśnić - podkreśla.

Nieoficjalnie dowiadujemy się, że prezydenta odwiedzały zwaśnione strony z hospicjum. Obie nie zostawiły na sobie suchej nitki.

Magdalena Grajnert

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.