Lokatorka komunalnego mieszkania nie płaci, bo... chce iść do kontenera [GALERIA]
Matka dwóch synów woli dla swojej rodziny czysty kontener od zarobaczonego lokum. Prezes ZGM przekonuje, że to fatalny pomysł, na którym najbardziej ucierpią dzieci.
Od ośmiu lat pani Anna (imię zmienione, a dane do wiad. red.) mieszka w bloku komunalnym przy ul. Mickiewicza 32. We trójkę, kobieta i jej dwóch synów, zajmują 27 mkw., na które składa się 14-metrowy pokój, niewielka kuchnia, łazienka i przedpokój. Pani Anna przyznaje, że warunki, w jakich żyje z dziećmi, są fatalne.
- Poza ciasnotą i faktem, że gnieżdżę się w jednym pokoju z dorastającymi chłopcami, ogromnym problemem jest robactwo oraz towarzystwo obok. Na to, co się dzieje w naszym bloku, dzieci nie powinny patrzeć - opowiada kobieta.
Budynek przy ul. Mickiewicza 32 nie cieszy się dobrą sławą. Dosłownie kilku lokatorów terminowo reguluje swoje rachunki, pozostali zadłużyli budynek na ok. 700 tys. zł. Niektórzy z nich to patologia: załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne w klatce schodowej, ich mieszkania to wylęgarnia robactwa, nie ma tygodnia bez interwencji policji.
Dlatego pani Anna zaczęła interesować się kontenerami, które do końca roku mają stanąć w Skierniewicach.
- Starszy syn jest upośledzony w stopniu umiarkowanym, a młodszy ma przewlekły problem gastryczny, z którym regularnie trafiamy do szpitala - opowiada pani Anna. - Zastanawiam się, czy ten kontener nie byłby dla mnie najlepszym rozwiązaniem...
Prezes Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej pomysłem lokatorki jest zaskoczony.
- Nie wiem, jak pani sobie wyobraża te kontenery - mówi Łukasz Paruzel - jednak byłbym ostrożny przy składaniu takich deklaracji. Co prawda wiadomo, że opłaty są niższe, a liczniki na wszystkie media przedpłatowe, ale zgodnie z ustawą powierzchnia jest minimalna. Warunki bytowe z pewnością nie będą lepsze. Kontenery stawiamy, żeby pokazać, że niepłacenie się nie opłaca - kwituje prezes.
Lokal zajmowany przez panią Annę jest zadłużony na niecałe 30 tys. zł. Problem się zaczął po urodzeniu młodszego dziecka, kiedy kobieta rozstała się z jego ojcem.
- Był malutki, nie mogłam podjąć pracy, nie dostałam dodatku mieszkaniowego, o który się starałam - wspomina pani Anna. - Byłam sama z dziećmi i to było wiązanie końca z końcem.
Kiedy dzieci były większe, lokatorka mieszkania przy ul. Mickiewicza wyjechała do pracy za granicę. Wtedy spłaciła część zadłużenia. Kiedy ZGM stwarzał taką możliwość, odrabiała dług wykonując prace na rzecz spółki.
- W tej chwili pracuję i dostaję pieniądze z programu Rodzina 500 plus, więc mogłabym płacić czynsz - tłumaczy kobieta. - Tylko nie wiem, czy powinnam...
Zakład Gospodarki Mieszkaniowej chętnie zawiera ugody z zadłużonymi lokatorami. Nawet niewielka comiesięczna spłata to dla spółki lepsze rozwiązanie, niż brak tych pieniędzy.
- Nawet jeśli to będą nieduże raty, to się na to zgadzam - mówi prezes Paruzel. - Jeśli lokator, z którym podpiszemy ugodę, będzie się wywiązywał z ustaleń, zawiesimy postępowanie komornicze. Po kilku miesiącach dobrej współpracy przywrócimy też ciepłą wodę.
ZGM zastanawia się nad całkowitym odcięciem dopływu zimnej wody lokatorom budynku przy ul. Mickiewicza 32, powstrzymuje go garstka osób systematycznie regulujących opłaty.
- Tak naprawdę te osoby dostałyby rykoszetem za tych, którzy od lat nie płacą - wyjaśnia Łukasz Paruzel. - Rozwiązaniem, nad jakim obecnie pracujemy, może być zamiana lokali. Osoby rzetelne otrzymają mieszkania o lepszym standardzie, a te, które nie płacą, zostaną przeniesione w gorsze warunki. To rozwiązanie wymaga jednak pracy.
Póki co pani Anna pozostanie w lokalu, który zajmuje razem z synami. W orzeczeniu niepełnosprawnego syna ma zalecenie posiadania przez niego osobnego pokoju, na co w obecnych warunkach nie może sobie pozwolić. Poza nieciekawym sąsiedztwem, prawdziwą plagą jest robactwo.
- Na temat robali w mieszkaniu mogłabym pracę dyplomową napisać - mówi wzburzona. - Mamy ich dwa rodzaje, nie sposób tego wytępić. Zagnieździły się nawet w laptopie...
ZGM co jakiś czas przeprowadza dezynsekcje, ale sam prezes przyznaje, że to nie są skuteczne działania.
- Jest kilku lokatorów, którzy po prostu nie otwierają nam drzwi - mówi Łukasz Paruzel. - Tymczasem jeśli dezynsekcje przeprowadzamy w całym budynku, a pozostanie kilka mieszkań, w którym przetrwa robactwo, to problemu nie sposób rozwiązać.
Prezes dodaje, że spółka nie ma pieniędzy na remont zdewastowanych budynków właśnie przez zadłużenie jego lokatorów.
Pani Anna właśnie złożyła dokumenty. Będzie się starała o dodatek mieszkaniowy, który pozwoli na bieżąco regulować opłaty. Kiedy dostanie decyzję o jego otrzymaniu, jest umówiona z prezesem na ustalenie warunków ugody, a dokładniej kwoty, jaką będzie w stanie regularnie spłacać.
Istotne, żeby udało się spłacić zadłużenie. W przeciwnym razie automatycznie przejdzie ono na dzieci pani Anny, kiedy tylko zostaną pełnoletnie. Kobieta zgłosiła także gotowość do podjęcia prac w spółce i odrobienie zadłużenia.
Miejmy nadzieję, że pani Annie i jej dwóm synom ułoży się życie.