Łowcy bursztynów: Zimowe żniwa nad Bałtykiem

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Roman Bednarek

Łowcy bursztynów: Zimowe żniwa nad Bałtykiem

Roman Bednarek

W potocznym odczuciu bursztyn zbiera się na bałtyckich plażach podczas wakacyjnego urlopu. Tymczasem, aby go znaleźć, najlepiej pojechać nad morze zimą i to podczas sztormu.

Połowa stycznia, plaża nad Bałtykiem na Mierzei Wiślanej wyłania się z nocnego mroku. Jest sztorm, grzywiaste fale - jedna za drugą - z hukiem biegną do brzegu. Silny wiatr przenika do kości, zwłaszcza że jest lekki mróz. Trudno w taką pogodę wytrzymać na plaży, ale tu i tam stoją grupki ludzi. Przy niewielkiej wydmie tuż przy brzegu stoi trzech mężczyzn. Odziani w wodery, na piasku złożyli kaszory (siatki na drążku, służące do łowienia bursztynu). Wpatrują się uważnie w morze. Palą papierosy jeden za drugim.

W oczekiwaniu na wysyp

- Śmieć się kłębi, ale nie wiadomo, czy przyjdzie - wzdycha jeden z nich. - Dzisiaj raczej nie - mówi Piotr, wysoki, tęgi brodacz, wyglądający jak doświadczony wilk morski. - Kontra jest klasyczna, ale nie ten kierunek wiatru od morza. Wieje z północnego zachodu, a powinno z północy. Ale poczekajmy, może coś się zmieni.

-Chyba nie. Na razie wyrzuca tylko muszelki - powątpiewa Paweł, wysoki, chudy blondyn. - A gdzie muszelki, tam ch... wielki - wpada mu w słowo trzeci mężczyzna i śmieje się wesoło. Pozostali mu wtórują. Obok przejeżdża wóz terenowy na pełnym gazie. Kierowca uważnie obserwuje morze. Na pewno widzi to, co wszyscy, ale nie zatrzymuje się. Gna dalej. Ktoś przejeżdża motocyklem crossowym. Oczywiście ubrany w wodery. Kaszor przytroczony do ramy. Co jakiś czas unosi się z siodełka i patrzy w morze. Po chwili znika w dali. Wkrótce plaża pustoszeje - każdy z osobna doszedł widać do wniosku, że w ciągu kilku, kilkunastu godzin bursztynu nie będzie. Gdyby mieli choć cień nadziei, że jednak morze go wyrzuci, czekaliby do upadłego. Wrócą tutaj nocą, bo sztorm ciągle trwa, a każdy liczy, że wiatr jednak się odwróci i od morza będzie wiało z północy, a kontra od lądu - z południa.

Bursztyn wśród patyków

W nocy sztorm wzmógł się. Na plaży między Mikoszewem a Jantarem wieje tak, że chce głowę urwać. Na domiar złego zacina gęsty, zimny deszcz. W pewnym momencie wyrastają góry tak zwanego morskiego śmiecia, czyli drewno dryfowe przemieszane z wodorostami i różnymi innymi materiałami.

- To bursztynowy śmieć - Piotr Sobaczyński z Krynicy Morskiej, poławiacz i bursztynnik, przekrzykuje ryk morza. - Bursztyn łączy się w ławice z drewnem i wszystkim, co ma podobny ciężar właściwy. Jeśli gdzieś sypnęło bursztynem, to tylko tutaj.

Stosy morskiego materiału są zbite jak beton, ich wysokość sięga 1,5 metra. Skacząc z jednego na drugi można suchą stopą oddalić się od brzegu nawet na kilkanaście metrów i znaleźć się wśród rozszalałych fal. Wrażenie jest niesamowite.

Piotr odpala ultrafioletową lampę i w woderach wchodzi niemal po pas w wodę, dzielnie opierając się falom. Kieruje błękitny strumień światła w morze. W tym świetle bursztyn daje mocny, seledynowy odblask i wiadomo, że jest. Jest lepiej widoczny niż za dnia.

W promieniu kilkuset metrów widać dziesiątki takich błękitnawych światełek - poławiacze nie próżnują. Od strony ujścia Wisły nadjeżdża plażą wypasiony wóz terenowy z zamontowanym na dachu szperaczem, którego silny strumień światła omiata morze na kilkadziesiąt metrów od brzegu. Pędzi z zawrotną prędkością na wschód. Z przeciwnej strony nadjeżdża drugi, potem kolejny. Podczas zimowych sztormów mieszkańców mierzei ogarnia prawdziwa bursztynowa gorączka. To dla nich okres żniw i źródło utrzymania setek rodzin.

Piotr zanurza swój kaszor w morzu. Wyciąga wypełniony śmieciem po brzegi. Wysypuje na plażę.

- Wybieramy tylko te największe - krzyczy. Oddzielamy bursztyn od śmieci, po czym Piotr zaciąga po raz kolejny kaszorem. I tak przez kilka godzin. Nagle wszystko się ucięło - w siatce same śmieci, ani jednej bryłki bursztynu. - Pewnie ciśnienie podskoczyło i bursztyn przestał pływać - ocenia Piotr. - Często tak się dzieje i nie ma na to rady. Nic tu po nas, wracamy.

Pojawiamy się na plaży następnego dnia. Wokół pełno ludzi w ciepłych ubraniach, chociaż sztorm nieco osłabł. Niektórzy mężczyźni, odziani w wodery, brodzą po pas w wodzie. Zdziwienie wywołuje kilka kobiet, nadchodzących plażą od zachodu - każda dzierży w dłoniach metalowe grabie, grace i tym podobny sprzęt.

- Pewnie przegrzebały te stosy patyków, które w nocy morze przyniosło i powyciągały cały bursztyn - tłumaczy Piotr.
- To dlaczego my go nie zabraliśmy?

- Jedni łowią bursztyn, inni zbierają to, co zostawiają po sobie poławiacze - mówi z niezmąconym spokojem. - My należymy do tych, którzy łowią.

Najważniejszy sztorm i zimna woda

Aby bursztyn pojawił się na bałtyckiej plaży w satysfakcjonującej ilości, musi się zgrać pięć warunków. Pierwszy, to niska temperatura wody, wówczas kawałki złota Bałtyku swobodnie w niej pływają. Najlepiej, gdy woda ma od zera do czterech stopni Celsjusza. Dlatego sezon połowu bursztynu rozpoczyna się z nadejściem zimy. Wówczas też często występują sztormy na Bałtyku, które są drugim warunkiem pojawienia się bursztynu. Siła sztormu wyrywa go ze złóż naturalnych, położonych na linii od Chłapowa w pobliżu Władysławowa do Jantarnego na Półwyspie Sambijskim (okręg kaliningradzki).

Trzeci warunek to tak zwana kontra, czyli wiatr przeciwny do fali sztormowej. Powstaje wówczas fala denna, która spiętrza falę sztormową, a ta ulega skróceniu. Tworzy się pod nią podciśnienie, które cały materiał pływający podnosi do grzywy fali.

Czwartym warunkiem jest spadek ciśnienia powietrza, dzięki czemu bursztyn łatwiej pływa. Ostatnim warunkiem jest przypływ, który na Bałtyku występuje ok. godz. 14 lub 2. - Gdy te pięć warunków spełni się w jednym czasie, bursztyn na plaży jest niemal gwarantowany - zapewnia bursztynnik z Krynicy Morskiej.

Roman Bednarek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.