Niedoszły ksiądz Paweł Gałaj z Łowicza dostanie 200 tysięcy złotych odszkodowania za to, że półtora roku niesłusznie spędził w zakładzie karnym. Gdy 33-latek usłyszał werdykt, w geście triumfu i radości zacisnął pięści w formie "żółwików", ale nie miał komu ich przybić. Potem, gdy ochłonął, nie chciał komentować decyzji sądu.
W ten sposób zakończył się niezwykły proces w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Trzy lata temu Paweł Gałaj, który wcześniej chciał wstąpić do seminarium duchownego, został oskarżony o zabójstwo starszej kobiety, której pomagał w prowadzeniu domostwa.
Trafił do zakładów karnych w Łowiczu i Łodzi, w których spędził 18 miesięcy. Potem podkreślał, że przeżył piekło. Dlatego gdy został prawomocnie uniewinniony, wystąpił do sądu o 400 tys. zł zadośćuczynienia i 23,4 tys. zł odszkodowania.
Proces zakończył się wczoraj mowami końcowymi. Pełnomocnik niedoszłego księdza, adwokat Paweł Sobczak, w tak czarnych barwach odmalował pobyt swego klienta za kratami, że prokurator Jacek Winkiel zapytał z przekąsem: - Czy mamy odnieść wrażenie, że wnioskodawca przebywał w łagrze radzieckim?
Pobyt w zakładzie karnym był jednak dla Pawła Gałaja olbrzymim wstrząsem. - Mój klient już nie jest tym samym człowiekiem co przed pobytem w areszcie śledczym i nigdy już nie będzie. Wciąż się leczy i nadal to będzie czynił. Półtora roku pobytu za kratami to surowa kara, ale dla przestępcy. Tymczasem dla człowieka niewinnego, jakim jest Paweł Gałaj, to koszmar - podkreślił mecenas Sobczak, dodając, że osadzenie jego klienta w zakładzie karnym było dla niego szokiem, traumą i tragedią.
Prokurator Winkiel zwrócił się do sądu, aby oddalił wniosek o odszkodowanie i przyznał umiarkowane zadośćuczynienie. Prokurator twierdził, że Paweł Gałaj przesadza, opowiadając o pobycie za kratami. Niedoszły ksiądz podkreślał, że był bity, przebywał w fatalnych warunkach (szczury, wilgoć), a strażnicy więzienni wyśmiewali jego religijne praktyki.
Prokurator stwierdził, że Paweł Gałaj przebywał w typowej, niedawno odnowionej celi i większa krzywda mu się nie stała.
Sąd uwzględnił wniosek prokuratora i niedoszłemu duchownemu nie przyznał odszkodowania. Tłumaczył to tym, że przed aresztowaniem Paweł Gałaj nie pracował i był na utrzymaniu matki. Zgodził się zaś na zadośćuczynienie. Uzasadniając jego wysokość, sędzia Piotr Wzorek przyznał, że wnioskodawca nie doznał jakichś ciężkich katuszy, bo za kratami nie dochodziło ani do dramatycznych zdarzeń, ani do zapaści na zdrowiu fizycznym lub psychicznym.
- Przyznana kwota 200 tys. zł w naszych realiach jest na tyle duża, że pozwoli wnioskodawcy na zakup mieszkania oraz na nowo urządzenie sobie życia w nowym miejscu - zauważył sędzia Wzorek.
Po tym jak usłyszał zarzut zabójstwa, Paweł Gałaj w rodzinnym Łowiczu spotkał się z oznakami niechęci. Dlatego zapytaliśmy go, czy weźmie pod uwagę słowa sędziego i kupi mieszkanie poza Łowiczem. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że na ten temat nie będzie się wypowiadał.
Wczorajszy wyrok jest nieprawomocny. Obie strony jeszcze nie wiedzą, czy odwołają się od decyzji sądu.
Prokuratura oskarżyła Pawła Gałaja o to, że 22 grudnia 2010 roku w Łowiczu udusił kablem od czajnika 83-latkę, którą dobrze znał, gdyż często pomagał jej w zakupach i porządkach domowych, za co dostawał pieniądze. Kobieta mu ufała. Według śledczych, wzięła nawet dla niego 7 tys. zł kredytu, który on spłacał.
Owego feralnego dnia kobieta do domu wróciła o godz. 11.45. Oskarżony przyszedł do niej o godz. 15.15. Nie wchodził do mieszkania. Został na pod-wórku. Odgarnął śnieg przed domem i wszedł do garażu, w którym trzymał swój samochód. Tam usłyszał hałas. Poszedł do 83-latki i zastał ją leżącą w kuchni. Miała krew na twarzy. Wezwany lekarz stwierdził zgon.
Mieszkanie było splądrowane. Brakowało kolczyków i złotej obrączki.