Ludzie patrzą na nas jak na wariatki
W mieście funkcjonuje schronisko dla bezdomnych zwierząt, ale wbrew nazwie to miejsce przeznaczone jedynie dla psów. Jeśli ktoś znajdzie kota potrzebującego pomocy, zostaje sam z problemem i... z kotem.
Istnieje wprawdzie pogotowie weterynaryjne, które udzieli pomocy znalezionemu na ulicy zwierzakowi, ale nie zapewni mu ono opieki podczas leczenia. Jednym słowem zwierzę zostanie opatrzone, podane mu też zostaną leki, ale nie ma miejsca, gdzie mogłoby dochodzić do zdrowia.
W Skierniewicach działa kilka domów tymczasowych. Są to prywatne mieszkania, których właściciele nie otrzymują dofinansowania i pomocy z zewnątrz. Na własną rękę i za własne pieniądze leczą, karmią i pielęgnują czworonogi. Raczej nie przyjmują dorosłych kotów, ale zajmą się maluchami, dla których łatwiej znaleźć dom.
Beata Szalkiewicz, na co dzień pracownik korporacji, jest jednym z 22 społecznych opiekunów kotów w Skierniewicach.
W ramach miejskiego programu opieki nad zwierzętami bezdomnymi oraz zapobiegania bezdomności na zabiegi chirurgiczne wydano w ubiegłym roku 9. 575 zł - poddano im 115 wolno żyjących kotów, trzy mioty zostały uśpione.
W maju br. przeprowadzone zostało postępowanie, które wyłoniło przychodnię świadczącą takie usługi. Jedyną zainteresowaną placówką była przychodnia weterynaryjna Cztery Łapy, z którą miasto podpisało umowę na kwotę do 13 tys. złotych brutto.
Wyłapywaniem i dostarczaniem kotów do weterynarza Beata Szalkiewicz zajmuje się sama, poświęcając na to swój wolny czas. Pomaga też innym, którzy chcą schwytać dzikiego kota. Dlaczego dokarmia koty latem?
- Jeśli nie karmisz stada, to go nie znasz - mówi. - To kontrola populacji, od razu widzę, które koty są nowe.
Aby przeciwdziałać bezdomności, koty należy kastrować, także te domowe.
- Robotę psują nam mieszkańcy Skierniewic, którzy nie sterylizują swoich kotów, a potem wyrzucają maluchy - mówi wolontariuszka Dorota Szwed, nauczycielka języka niemieckiego. - Tymczasem dla domu tymczasowego jeden maluch to na dzień dobry wydatek rzędu 120-150 zł. Szczepienie, odrobaczenie, odpchlenie, leczenie i testy, do tego żwirek i wyżywienie. Wszystko z własnej kieszeni.
Czy wolontariuszki spotykają się ze zrozumieniem ze strony skierniewiczan?
- Rzeczywiście, bardzo wiele osób karmi koty, ale jest część takich, którym to wyraźnie nie odpowiada - mówią dziewczyny. - Działkowicze narzekają na przykład, że koty rozdrapują im grządki z rzodkiewką. Widzimy, że ludziom generalnie koty przeszkadzają. Tymczasem także kotom dokarmianym instynkt każe zabijać szczury i myszy. A to chyba mniej sympatyczni lokatorzy naszych piwnic... - dodaje wolontariuszka.
Pod opieką zarejestrowanych wolontariuszy jest około 190 kotów wolno żyjących. Minionej zimy na ich dokarmianie wydatkowano kwotę 6.140 zł.