Maciej Wisławski: Od inżyniera do pilota w rajdowym wozie
Pasję do rajdów samochodowych odkrył rozmawiając o... ogórkach.Do żony Joanny zwraca się „per pani”.
„Maciej Wisławski ze Skierniewic, słucham” - słyszymy ciepły głos dzwoniąc do uznanego polskiego pilota rajdowego.
- Kocham swoje miasto. Wydarzyło się tu tyle dobrych rzeczy, tutaj ukształtowałem swój charakter i zdobyłem cechy, które w rajdach bardzo mi się przydały - wyjaśnia.
Bo to właśnie dzięki Skierniewicom i pracy w Instytucie Warzywnictwa odkrył swoją pasję do rajdów.
- Do instytutu zgłosił się Krzysztof Macierzyński, syn ogrodnika z Wilanowa, który pod szkłem miał pół hektara ziemi. Chciał porady w sprawie uprawy ogórków. Skierowano go do mnie. Okazało się, że próbuje swoich sił jako kierowca rajdowy - opowiada Maciej Wisławski. -Rozmawialiśmy o ogórkach i rajdach. On wręcz płonął jak opowiadał, więc zapalił tą pasją i mnie.
W Skierniewicach Maciej Wisławski mieszka razem z żoną Joanną, absolwentką polonistyki, którą poznał jeszcze w liceum. Zaczęło się od szkolnej przyjaźni, miłość przyszła potem. Ludzie się dziwią słysząc jak do żony zwraca się „per pani”.
-W ten sposób wyrażam mój szacunek do niej i to, jak znosi moje życiowe fanaberie - mówi z uśmiechem. -Bo trzeba przyznać, że moja rajdowa przygoda początkowo nie była łatwa.
Państwo Wisławscy mają dwie córki. Justyna pracuje w firmie konsultingowej, Ewelina prowadzi niepubliczne przedszkole.
Pan Maciej lubi relaksować się przy muzyce. Jadąc autem słucha Vox FM, bo ceni jego różnorodność. Zna najnowsze przeboje disco polo, ale w sylwestra chodzi na koncert do filharmonii. -Mój wachlarz muzyczny jest bardzo szeroki - śmieje się.
Od kilkunastu lat pan Maciej wolny czas poświęca na naukę języka angielskiego. Co roku na miesiąc wyjeżdża na zagraniczny kurs.
-Zacząłem od zera. Była Anglia, Malta, Irlandia, ale najlepszą szkolę znalazłem w RPA. Mieszkam tam u jednej z rodzin, nauce poświęcam kilka godzin dziennie - mówi. - Mam 72 lata, muszę dbać, aby mój mózg ciągle pracował - kwituje z uśmiechem.