Mariusz Szczechowicz poznał azjatycką mentalność [GALERIA]

Czytaj dalej
Fot. archiwum Mariusza Szczechowicza
Bartosz Nowakowski

Mariusz Szczechowicz poznał azjatycką mentalność [GALERIA]

Bartosz Nowakowski

Alkohol zamiast helikoptera, "długopis" na wszelkie choroby.

Mariusz Szczechowicz, sympatyk gór ze Skierniewic, wybrał się na kolejną wyprawę. Tym razem na przeszkodzie stanęła azjatycka mentalność.

Za cel skierniewiczanin obrał sobie dwie góry: chodziło o Szczyt Zwycięstwa (7.439 m n.p.m.) oraz Szczyt Lenina (7.134 m n.p.m.) w paśmie Pamiru. Warto zaznaczyć, że Pamir jest przedsionkiem do Karakorum, a dalej to już tylko Himalaje. Pozostańmy jednak przy wcześniej wspomnianych podejściach.

Schody, i to wcale nie na wzniesienie, rozpoczęły się tuż po przybyciu do Tadżykistanu. Jak się okazało, organizatorzy nie stanęli na wysokości zadania, problemem stała się dostępność helikoptera. W całym kraju latają ponoć cztery, z czego jeden wydzielony jest dla władz.

- Nie udało się wejść na szczyty, jednak nabrałem doświadczenia i teraz będę brał poprawki na pewne sprawy. Nie ukrywam, że ta wyprawa nie była tanią sprawą, a należy też wziąć pod uwagę przygotowania kondycyjne - mówi Mariusz Szczechowicz.

Organizatorzy przetrzymali amatorów wspinaczki blisko tydzień. Jak tłumaczyli, helikopter pomagał w akcji ratunkowej, gdzie zerwał się most na jednej z rzek. - Dotarliśmy na miejsce akcji ratunkowej, ale, niestety, nie widzieliśmy ani przez chwilę helikoptera - śmieje się Mariusz Szczechowicz.

Tubylcy na wszelkie sposoby próbowali zrekompensować ten czas oczekiwania i gęsto częstowali podróżników... alkoholem.

Pomimo opóźnień Mariusz Szczechowicz wraz z grupą nie poddali się i ruszyli w górne partie, choć zdobycie szczytów było już walką z wiatrakami. Cała rzecz rozchodzi się o poprawną aklimatyzację, a tej, niestety, nie da się przyspieszyć.

- Doszedłem na wysokość 5.200 metrów
, a dalej organizm odmówił posłuszeństwa. Dotknęły mnie objawy choroby wysokościowej - mówi skierniewicki zdobywca gór.

Pan Mariusz miał zawroty głowy, spadła mu koncentracja, stał się niezwykle senny.
Czasem dochodziły problemy ze słuchem na jedno ucho. Skierniewiczanin wspomina także o miejscowym "lekarzu".

- Pomachał mi nad głową jakimś "długopisem" i to było całe leczenie... - wspomina
.

Podróżnik nie ukrywa, że nowe doświadczenie zaowocuje w kolejnych wyprawach. Wyjazd pozwolił mu podpatrzeć poczynania bardziej wprawionych.

Lecz przede wszystkim znów nabrał pokory do gór.

Bartosz Nowakowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.