MiG-a przywieźli ciężarówką, a czołg sam przyjechał
Gdy przed tygodniem napisaliśmy o niszczejącym samolocie ustawionym na postumencie nad skierniewickim zalewem Zadębie, odzew czytelników był nadspodziewany.
Jednym z najciekawszych był głos Edwarda Włodarczyka, byłego wieloletniego dyrektora FUO Fumos. To właśnie pracownicy tego zakładu w 1973 roku instalowali samolot nad zalewem. I nie tylko.
– Czytałem w artykule, że teraz się zastanawiają, jak miasto może odkupić ten samolot od właściciela. To śmieszne, bo MiG był stawiany na miejskim terenie, więc miasto chyba nie musi go teraz odkupywać – mówi 87-letni Edward Włodarczyk i opowiada historię samolotu.
A było tak
Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku ruszyła budowa zalewu – dwóch niecek na rzece Łupi, po obu stronach ulicy Zadębie. Skarpy nie były tak zarośnięte drzewami jak obecnie i dyrektor Fumosu wpadł na pomysł, by zalew upiększyć. A skoro o rzut beretem stacjonowały jednostki wojskowe, padło na wyeksponowanie uzbrojenia Ludowego Wojska Polskiego.
– Poprosiłem dowódcę okręgu warszawskiego, żeby dał nam czołg i samolot jako elementy dekoracyjne miasta. Generał Włodzimierz Oliwa skierował mnie do zarządu politycznego, napisałem pismo i dostaliśmy czołg oraz samolot. Czołg przyjechał z jednostki w Giżycku na własnych gąsienicach, ale po samolot trzeba było jechać do Zamościa i zorganizować przywózkę. Kierownik transportu Fumosu wynajął tam ciężarówkę z naczepą i samolot przyjechał do Skierniewic w częściach, z oddzielonymi skrzydłami – wspomina Edward Włodarczyk.
Pracownicy fabryki w ramach czynu partyjnego wymurowali na skwerze przy ulicy Sienkiewicza podstawę dla czołgu, który potem na nią wjechał, a żołnierze ze skierniewickiej jednostki zdemontowali silnik. Więcej zachodu było z samolotem. Dyrektor polecił wykonanie projektu podstawy, za jej wzór posłużył plastikowy model samolotu na podstawce. W Fumosie wywiązali się z zadania bezbłędnie, a wylanie fundamentu i montaż podstawy oraz samolotu przeprowadzono również w ramach partyjnego czynu społecznego. Według opisu z zachowanych przez dyrektora Włodarczyka zdjęć było to w roku 1973.
– Stawialiśmy na miejskim terenie, wszystko było uzgodnione z sekretarzem PZPR i z miastem – zapewnia nasz rozmówca.
Dlaczego więc samolot został wraz z działką sprzedany przez Agencję Mienia Wojskowego i poszedł w prywatne ręce?
Prawdopodobnie przez niedopatrzenie władz miasta, które w owym czasie nie uregulowały stanu prawnego między innymi działki z samolotem. Dopiero w roku 1997 własność działki numer 736 została nabyta przez zasiedzenie przez Skarb Państwa pod trwałym zarządem Ministerstwa Obrony Narodowej. Rok później działkę po podzieleniu na dwie przejęła Agencja Mienia Wojskowego, a po wygaśnięciu zarządu MON wystawiono na sprzedaż.
Ot i cała historia.