Mniejsze koła łowieckie przestaną istnieć, jeśli zapłacą z góry za szkody
Myśliwi obawiają się, że płacenie z góry za szkody rolnicze zniszczy łowiectwo w kraju. Jest projekt z nowymi zasadami szacowania szkód łowieckich, korzystny dla rolników.
Prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych ma pomysł na nowe zasady szacowania szkód łowieckich i wypłatę odszkodowań. W tej chwili rolnicy kontaktują się bezpośrednio z kołem łowieckim, które gospodarzy na danym terenie. O ile projekt KRIR wejdzie w życie, poszkodowany rolnik będzie musiał w ciągu trzech dni zgłosić szkodę do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Ma też powstać fundusz odszkodowawczy, którego dysponentem będzie wojewoda.
- Ten projekt budzi wiele kontrowersji w środowisku myśliwych - mówi Mariusz Jaworski, od 13 lat łowczy Wojskowego Koła Łowieckiego nr 108 „Bóbr” ze Skierniewic i przewodniczący komisji do spraw szacowania szkód. - W myśl nowej ustawy kwestie szacowania szkód i odszkodowań przeszłyby pod jurysdykcję wojewody, przy czym pieniądze na wypłaty odszkodowań pochodziłyby z funduszu zasilanego przez koła.
Wysokość składek poszczególnych kół ma być uzależniona od powierzchni wyrażonej w hektarach obwodu łowieckiego i równowartości pieniężnej żyta, z zastosowaniem wskaźnika przeliczeniowego, który nie może być większy niż 0,1 q żyta za jeden hektar.
- Wychodzi na to, że za 1 hektar trzeba będzie zapłacić 5,38 zł - mówi łowczy Jaworski. - Moje koło działa na obszarze 12 tys. 140 hektarów, co w przypadku maksymalnej stawki daje nawet 65 tys. zł rocznie.
W tej chwili każde koło posiada komisję do szacowania szkód. W ciągu 7 dni od daty zgłoszenia ustalana jest data oględzin, spisywany protokół ostateczny i jeśli rolnik zgodzi się na ustaloną kwotę, pieniądze dostaje na konto w ciągu 30 dni. Środki pochodzą z budżetu koła: ze składek myśliwych i z opłat pozyskanych za zwierzynę. W przypadku koła łowieckiego „Bóbr” składka od jednego z 31 myśliwych wynosi 1.200 zł rocznie.
- Mamy dużo obiektów do utrzymania, dom myśliwski, więc mamy większą składkę. Koło ma osobowość prawną i budżet, w którym trzeba zaplanować środki na szkody - mówi Jaworski. - W moim kole na szkody w rolnictwie przeznaczamy rocznie od 25 do 40 tys. zł, ale np. w Opolskiem są koła wypłacające nawet po 200 tys. zł.
Zgodnie z założeniami projektu to wojewoda wyznacza rzeczoznawców powołanych do szacowania szkód. Na powiat ma przypadać jeden człowiek. Jeśli szkody przekroczą wysokość składki, pieniądze dołoży wojewoda. Jeśli okaże się, że odszkodowań będzie mniej, pieniądze przepadają.
- W projekcie jest mowa o roku kalendarzowym, a w łowiectwie rok rozpoczyna się 1 kwietnia, a kończy 31 marca - tłumaczy Mariusz Jaworski. - Nowy rok dla wojewody to dla nas stary łowiecko-hodowlany. I jak to teraz wyliczyć?
Nowy pomysł rozliczania szkód w rolnictwie powstał w wyniku skarg rolników na zaniżanie wartości odszkodowań. Czy pieniądze rzeczywiście trafią do kieszeni rolników?
- Utworzonych zostanie kilkadziesiąt etatów. Będą szykować wypłaty, przyjmować zgłoszenia i brać delegacje - dodaje jeden z myśliwych. - Na terenie powiatu skierniewickiego jest kilkadziesiąt obwodów łowieckich, każdy to kilkadziesiąt szkód.
Kolejnym problemem może okazać się niemożliwość udźwignięcia przez mniejsze koła zakładanych wpłat do funduszu. Koła, które mają obwody mniej zasobne w zwierzynę, a co za tym idzie pozyskują mniej pieniędzy, upadną.
- Koła, które dzierżawią bardzo słabe lub słabe obwody łowieckie i pozyskują mało zwierzyny, nie podołają finansowo - kwituje łowczy z koła „Bóbr”. - Wtedy kwoty wypłat musi wziąć na siebie skarb państwa, bo nie może rolnika zostawić.
W projekcie jest mowa o etatach dla 380 rzeczoznawców. Każdy z pewnością będzie miał godziwą pensję. To, co do tej pory myśliwi załatwiali za darmo, teraz wymaga zatrudnienia i opłacenia rzeszy ludzi. Oby zmiany przyniosły faktyczną korzyść rolnikom.