O mały włos w Skierniewicach doszłoby do podobnej tragedii, jak w Krężcach, gdzie kobieta, mając prawie 5 promili alkoholu w organizmie, rodziła dziecko. Pikanterii dodaje fakt, że bohaterem skierniewickiego zdarzenia jest rodzony brat Mirosława L., tego, który w Krężcach nożyczkami pomagał rodzić swojej konkubinie.
Do tragedii nie doszło tylko dlatego, że Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Skierniewicach wykazał czujność, a potem był konsekwentny w działaniu.
Rodzony brat Mirosława L. wiódł podobne życie. Od dłuższego czasu mieszkał w jednej z ruder, bez prądu i wody, na terenie Skierniewic. Z konkubiną w wieku 40-50 lat, która zaszła z nim w ciążę. Oboje utrzymywali się ze zbierania puszek i złomu, nadużywali też alkoholu.
– Jeden z pracowników socjalnych zauważył tę kobietę na śmietniku – mówi Janina Wawrzyniak, dyrektor MOPR w Skierniewicach. – Nie pozostał obojętny na jej los. Zaczęliśmy śledzić tę kobietę, aż w końcu dotarliśmy do jej koczowiska, bo inaczej tego miejsca nie można nazwać. Panowały tam warunki urągające wszelkim zasadom. Nie było łatwo namówić obydwoje, by wyprowadzili się z tego miejsca do lokali bardziej cywilizowanych. Trochę to trwało. Pan L. to osoba totalnie uzależniona – dodaje dyrektor Wawrzyniak. – Niewykluczone, że szybko ucieknie ze schroniska. Gdy pytałam, jak wychowają dziecko stwierdził, że jakoś wychowają. A gdzie wstawią łóżeczko? „Na Skłodowskiej tyle wolnych chałup stoi” – usłyszałam.
W środę, 29 października, dyrektor MOPR udało się zgrać kilka służb, by dokonać przeprowadzki pana L. oraz jego ciężarnej konkubiny.
Przy pomocy policji, ekipy budowlanej z Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, która po wyjściu „lokatorów” od razu zabiła deskami wejście, pracowników ZUM, którzy odebrali koczujące wraz z ludźmi psy, pracownikami hostelu dla bezdomnych i pracownikami socjalnymi z MOPR udało się przewieźć mężczyznę do schroniska, a kobietę do ośrodka dla samotnych matek i kobiet w ciąży. Kobieta ma wyznaczony termin porodu na 2 stycznia.